niedziela, 30 marca 2014

Rozdział 16

Moja głowa zaczęła wirować z szarpaniny różnych emocji. Rozsądek rozkazał mi czym predzej wiać. Nie wiedziałam dokąd, czy mi się to uda, ale biegłam prosto przed siebie mając silną wiarę i nadzieję. Nienawidziłam tego miejsca, tych ludzi. W pośpiechu wymijając wszystkich znalazłam się już na parterze. Potężny tłum zagubionych kobiet. Płacze, krzyki, błagania. Całe to miejsce przyprawialo mnie o mdłości i łzy bezsilności. Nagle przypadkiem wbiegłam niechcący w stojącą przodem do mnie osobę. Upadłam na kolana z siły uderzenia. Nade mną stał rozwścieczony Kol.
- Przepraszam. - wymusiłam z siebie próbując powstać z ziemi.
- Aniołku idziesz ze mną. -oznajmił szczerząc się w chytrym uśmiechu. Następnie chwycił mnie mocnym uściskiem i pociągnął na zewnątrz. Zapadała ponura i zimna noc. W okół całego budynku znajdował się niewielki parking i kilka drzew, poza tym resztę otoczenia wypełniała pustka. Kol siłą wepchnął mnie do ciemnego potężnego samochodu. Wpadłam na siedzenie z przodu z wielkim hukiem, obijając przy tym jeszcze bardziej swoje ciało. Chłopak kurczowo zapiął mnie pasem i zatrzasnął za sobą drzwi. Następnie szybko usiadł przed kierownicą i odpalił silnik. Jednak za nim ruszyliśmy z miejsca grzebał coś w ekskluzywnym radiu.
- Grzeczna dziewczynka przy mnie ma zawsze dobrze.- powiedział mrużąc oczy i przyprawiając mnie o nieprzyjemne dreszcze.
- A co z tymi, które mają własne zdanie? - spytałam cała drżąc.
- Powiem jak wilk z bajki. Kojarzysz? Zjadam je, bardzo boleśnie i powolutku. - odpowiedział poprawiając mi włosy za ucho. - Te ostatnie dwa słowa sam dodałem. - uśmiechnął się jeszcze bardziej.
- Aha. - odpowiedziałam przełykając głośno ślinę.
- Niczego nie kombinuj, bo i tak wiesz, że mi nie uciekniesz. Masz siedzieć i nie robić głupstw. - ostrzegł i lekko dodał gaz.
Jechaliśmy wzdłuż ciemnego lasu. Temperatura na zewnątrz wskazywała 10 stopni, a na drodze nie było żadnej bratniej duszy. Nie wiem gdzie byłam, ale na pewno nie w Polsce. Można to poznać chociażby po stylu malowania pasów na jezdni. Kol przez dłuższy czas nie odrywał wzroku od drogi. Bałam się odezwać, ale musiałam mieć świadomość dokąd mnie wieziono.
- Zabierasz mnie do Mario? - spytałam miejąc nadzieję, że się mylę.
- Myślę że już jutro późnym popołudniem będziemy na miejscu- odpowiedział zaciskając mocno szczęki i lekko się uśmiechając.
Zamilkłam z bezsilności i braku ochoty na głupie pogawędki. Nie miałam pojęcia, że Mario ma brata. Nikt mi o tym nie powiedział. I co teraz? Nie wiem jakim cudem już ktokolwiek mnie znajdzie, jak dostanę się do domu i czy w ogóle się to uda. Pragnęłam tylko jednego, nie chciałam czuć bólu, miałam już tego dość, całe moje ciało wykrzywiało się z nieprzyjemnych przeszyć i dreszczy. Czyżby każdy z pierwszych wampirów powodował na mnie te same odczucia? Owszem, czułam lęk w klatce piersiowej i przeraźliwe dreszcze na plecach, jednak nie były one tak bardzo odczuwalne jak przy Mario. Czy tylko na Mario działa moja śmierć, aby mógł stać się najpotężniejszym? A może na wszystkich tylko w inny sposób. Przez chwilę znieruchomialam i popatrzyłam przerażonym wzrokiem na Kola. Ten odrazu to zauważając cały się rozpromienił w szarmanckim uśmiechu.
- Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha - zachichotał.
Zignorowałam jego głupie żarty i postanowiłam trochę popracować nad emocjami. Mario bez problemu mógł wiedzieć co czuje w danej sytuacji, a czasem nawet co mam na myśli. Jeśli Kol jest jego bratem może mieć równie dobrze takie same zdolności. Wzięłam głęboki wdech i w miarę wygodnie poprawiłam się na fotelu. Pas był kurczowo przypięty co bardzo mnie irytowało. Przez chwilę poczułam iskierkię nadziei, kiedy zauważyłam jak Kol skręca na pobliską stacje benzynową. Zaraz potem uświadomiłam sobie, że i tak nikt nie da rady pierwotnemu wampirowi i, że prawdopodobnie Kol wyczuł już moją adrenalinę. Zatrzymał samochód na stacji i zgasił silnik. Na moje nieszczęście nie było widać żadnej żywej duszy, najwidoczniej byliśmy jedynymi klientami w tym czasie.
- Pamiętasz moje reguły, kochanie? - wyszeptał  mi do ucha mrużąc oczy. - Nigdzie się stąd nie ruszasz, aż nie wrócę do Ciebie z powrotem - dodał mocno przenikając mój wzrok z bliska. Następnie wysiadł i zniknął za drzwiami wejściowymi do sklepu stacji. Nie wiem, ale przeczuwałam że coś jest ze mną nie tak. Owszem raz Igor zmusił mnie poprzez taki przenikliwy wzrok abym zasnęła i udało mu się to. Jednak już później kiedy kłóciliśmy po spotkaniu na łące już mu się to nie udało. Tak samo kiedy Christian w domu Marty rozkazał mi żebym wyszła na zewnątrz, również mogłam mu się sprzeciwić. Coś było nie tak i to nie ze mną, lecz z zupełnie innym czynnikiem, o którym nie miałam pojęcia. Mario również chciał się dowiedzieć dlaczego jestem odporna na ich rozkazy jednak nie udało mu się to do końca rozszyfrować, bo ja sama nie miałam pojęcia. Zobaczyłam jak Kol powoli wraca do samochodu i wsiada za kierownicą mocno z czegoś zadowolony.
- Widzisz jak to dobrze jest się mnie słuchać? - powiedział i pogłaskał mnie po kolanie. Nie czekając na nic szybko odepchnęłam jego rękę. Nie spodobało mu się to. Chwycił mnie kurczowo za nadgarstek i zaczął przekręcać w stronę wskazówek zegara.
- Ała! Przepraszam, bardzo, już skończ proszę - skuliłam się w potwornym bólu. Nagle chłopak puścił moją dłoń i odpalił silnik dodając silno gaz. Jechaliśmy tym razem uliczką bardziej oświetloną. Lampy uliczne migotały mi przed oczami w kolorze pomarańczowym. Siła wyższa, ciekawość dała za wygraną.
- W jakim kraju się znajdujemy? - spytałam po cichutku.
- A po co Ci to wiedzieć, aniele ? - odpowiedział patrząc się na drogę.
- Z ciekawości. - odpowiedziałam patrząc również przed siebie.
- To pozostaw te pytanka dla siebie i pobłogosław moją wymarzoną ciszę. - powiedział poprawiając sobie koszulkę w między czasie cały czas kierując samochód.
Wolałam już nie sprawdzać wytrzymałości psychicznej mojego świeżo poznanego wampira, więc uszanowałam jego ciszę i się już więcej nie odezwałam. Jechaliśmy autostradą składającą się z trzech szerokich pasów. Już miałam zapytać o aktualną godzinę, gdy przypomniałam sobie o co mnie dosłownie przed chwilą poproszono. Tym bardziej, że zamieszczony przede mną duży wyświetlacz, tuż nad radiem wskazywał godzinę 1:23. Byłam ciekawa tak wielu rzeczy, choćby jaki dzisiaj jest dzień tygodnia, gdzie jesteśmy, jak to się stało, że brat Mario, Kol również stał się wampirem i wiele innych spraw, o których nie miałam bladego pojęcia. Byłam jednak przekonana, że już wkrótce się o tym wszystkim dowiem. Zapadłam w sen nawet nie wiem kiedy to nastało. Obudziłam się w samochodzie, było ciemno, zatrzymaliśmy się na jakimś odludnym parkingu przy niewielkiej chatce. Kol oparty o siedzenie spał, lekko pochrapując. Właśnie dowiedziałam się nowej rzeczy o wampirach, mogą chrapać i również mają potrzebę snu tak jak my. Nie bacząc na nic, tylko kierować się instynktem ucieczki i bezpieczeństwa zaczęłam powoli sprawdzać czy samochód aby na pewno jest zamknięty. Niestety moje głupie złudzenia i nadzieje okazały się fałszywe. Trudno musiałam znaleźć jakiś "plan b", w którym wydostanę się stąd jak najszybciej. Zauważyłam jak odblask kluczyków odbija się w szybie od mojej strony. Tak, kluczyki znajdowały się w stacyjce, już wyciągnęłam po nie rękę, gdy spomiarkowałam się, że może za tym czaić się zasadzka. Pomyślałam, że i tak nie mam wyjścia, Mario za to, że uciekłam mu w dniu na który czekał stulecia rozszarpie mnie przy najbliższej możliwej okazji. A następnie zamknie w podziemiach i będzie czekał aż wypadną moje siedemnaste urodziny, aby mnie zabić. Myśląc o tym, szybko chwyciłam kluczyki i wysunęłam je po cichu ze stacyjki. Drżącymi rękami nacisnęłam lekko niewielki przycisk znaczący odemknięcie samochodu. Słysząc dźwięk otwieranych drzwi poczułam wielką ulgę i radość. Wysiadłam umiejętnie z samochodu i zaczęłam biec ile sił w nogach prosto przed siebie. Nie wiedziałam dokąd, przede mną znajdował się las i bagna, ale ważne było to,że byłam wolna. Po około pięciu minutach intensywnego biegu musiałam przystanąć, aby trochę odetchnąć. Oparłam się przy jednym z najbliższych drzew i brałam głębokie wdechy. Noc była bardzo mroźna, przypuszczałam, że data sięga gdzieś w połowie stycznia. Czułam jak szmaciane buty przemakają pod wpływem śniegu, jak palce od stóp zaczynają przymarzać, a całe moje ciało zaczyna dygotać z zimna. Miałam ruszyć w dalszym biegu, gdy poczułam niewielki ucisk w klatce. Nie było czasu na dalsze zastanowienia, trzeba było uciekać. Kątem oka dostrzegłam postać, znajdowała się w odległości około 300 metrów. To był Kol. Ruszyłam, biegłam jak najszybciej, potykając się o chwasty i kamienie, zwątpiłam kiedy zobaczyłam jak wampir mnie wyprzedza z taką lekkością i brakiem jakiegokolwiek zmęczenia. Zatrzymałam się i zaczęłam biec w przeciwnym kierunku, ponownie potykając się o kamienie. Z bezsilności zaczęłam krzyczeć, aby ktos mi pomógł, lecz miałam świadomość, że było to zupełnie bez sensu. Jeden błąd i upadłam na ziemię z wielkim trzaskiem. Przez chwilę myślałam, że to moja noga wydała taki dźwięk, jednak całe szczęście mogłam nią delikatnie poruszać. Próbowałam się podnieść, ale nie jadłam nic od dwóch dni i byłam cała poturbowana. Zaczęłam przeczołgiwać się po brudnych liściach wymieszanych ze śniegiem i błotem. Kamienie przecierały moje ciało, czułam jakby mnie przecinały.
- Tutaj jest moja zguba. - zachichotał Kol, ukazując mi swoje buty przed oczami.








Rozdział 17 - 07.04
Rozdział 18 - 14.04

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz