środa, 26 lutego 2014

Rozdział 9

Ku mojemu zdziwieniu obudziłam się w łóżku. Był już ranek więc czas zbierać się do szkoły.
- Hej, gdzie wczoraj byliście? - spytałam mamy gotującej coś w kuchni.
- U mamy Filipa, chłopaki prawie się wybawili, a my pogadałyśmy, a Tobie jak udał się wczorajszy dzień? - zapytała podając mi talerz z dwoma kanapkami z szynką.
- Bardzo dobrze i w dodatku mnie opaliło. - oznajmiłam zadowolona z tego faktu.
- No właśnie widzę raczku. - uśmiechnęła się i zupełnie zbiła mnie z tropu.
- Chyba aż tak nie ?! - zrobiłam wielkie oczy.
- Nie no może trochę przesadziłam. - powiedziała.
- Jedziemy ? - spytałam mamy przełykając ostatni kęs kanapki z szynką.
- Jedziemy. - odpowiedziała biorąc kluczyki od samochodu ze stołu.

***

- Nie mogłam spać po nocy przez Ciebie - powiedziała oskarżycielskim tonem Marta.
- Niby czemu ? - spytałam.
- Czemu? Louis Tomlinson w Krakowie?! - krzyknęła.
- No to co z tego? - ponownie spytałam.
- Czy Ciebie głowa boli nadal po wczorajszym słońcu? Oni nigdy nie przyjechali do Polski, a ty mi nagle mówisz, że jeden z One Direction przechadzał sobie po Krakowie. Poszperałam trochę w internecie, ale nigdzie, o tym nie pisali. Musiało Ci się coś przewidzieć. - oznajmiła.
- To był on! - zaprotestowałam.
- To dlaczego inni go nie widzieli?! - krzyknęła.
- Bo nagle zniknął! - odpowiedziałam poddenerwowana. Tyle zamieszania o jakiegoś Tomlinsona. Mogłam jej w ogóle nie mówić, że go widziałam i przynajmniej byłby teraz święty spokój.
- Czy ty słyszysz samą siebie? Zniknął?! - ponownie spytała oburzona.
Wymieniłyśmy się spojrzeniami, a następnie rozdzieliłyśmy się na skrzyżowaniu prowadzącym do domu Marty. Ona miała w tych sprawach obsesję. Czasami się zastanawiałam czy nie zapisać ją na jakieś leczenie. Jeśli chodziło o zespół, ich trasy koncertowe, co jedli na śniadanie itd. była cały czas na bieżąco. Dla mnie to jest po prostu chore. Jak można aż tak naruszać kogoś prywatność? Po godzinie drogi powrotnej do domu stwierdziłam, że najlepiej mi teraz zrobi krótki bieg po okolicy, a pogoda idealnie do tego zachęcała. Upięłam włosy w długi kucyk i ubrałam czarną bluzkę z krótkim rękawkiem i legginsy przystosowane do biegania. Wyszłam na zewnątrz, gdzie spoglądnęłam na termometr, który wskazywał już tylko 10 stopni. Zasznurowałam szybko buty i ruszyłam. Pomyślałam, że lepiej będzie jak pobiegnę w odwrotną stronę niż do miasta. Droga ciągnęła się około 30 km przez las i prowadziła prosto do Katowic. Nigdy to miasto nie darzyło mnie jakąś wyjątkową sympatią. W moim odczuciu było ono po prostu brzydkie, szare i gromadziło na swoich ulicach pełno dresów. Po kilometrze drogi przez las postanowiłam skręcić w prawo na niewielką ścieżkę prowadzącą na dużą polanę. Z niej tylko później wystarczyło przebiec 500 metrów, gdzie znajdował się niewielki mostek prowadzący przez wydeptaną ścieżkę wprost do mojego domu. Nie byłam jeszcze w dosyć dobrej formie po operacji. Serce waliło mi jak z młota, a płuca nie nadążały za wymianą powietrza. Przez mały skrawek krzaków i drzew dostrzegłam, że zbliżam się już do polany.
- Dzień dobry - ktoś za mną krzyknął.
- Dzień dobry - odpowiedziałam odwracając głowę w celu zobaczenia rozmówcy.
Był to mężczyzna mocno wysportowany, miał włosy zwisające przed ramiona koloru ciemny blond. Jego oczy wskazywały tylko jedno, był to podstawowy typ podrywacza i cwaniaka.
- Najlepszy dzień na bieganie, prawda? - spytał w uśmiechu przyspieszając i biegnąc już równo ze mną.
- Tak to prawda. - ledwo wydusiłam z siebie.
- Jest pan biegaczem? - spytałam ponownie ledwo biorąc oddech.
- Nie - uśmiechnął się. - Tak w ogóle jestem Christian, a ty pewnie Nina. - powiedział bez najmniejszego trudu.
Zamurowało mnie. Skąd znał moje imię. Pierwszy raz gościa widzę.
- Uprawiasz jakiś sport? - spytałam przerywając ciszę.
- Głównie tańczę, nawet raz zagrałem w filmie tanecznym - odpowiedział, po czym nagle przystanął.
Nie był zmęczony, więc dlaczego przestał biegać? Stał nieruchomo cały wyprostowany bacznie mi się przyglądając, a raczej nie mi, tylko komuś kto stał za mną. Znajdowaliśmy się na polanie, a więc gdybym się rzuciła w ucieczkę czekałoby mnie jeszcze 2 kilometry dystansu. W moim stanie zajęłoby mi to z około 30 min, a w stanie Christiana sądzę, że góra 10 minut. Nagle chłopak wygiął usta w szyderczym uśmiechu. Momentalnie poczułam strach jaki we mnie narasta i ból w klatce piersiowej. Całe moje ciało drgało, a nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Bałam się zobaczyć kto za mną stoi, ale ciekawość siła wyższa. Odwróciłam się,a przede mną w odległości paru metrów stał zakapturzony, ubrany cały na czarno mężczyzna. Uświadomiłam sobie, że historia się powtarza, już kiedyś widziałam taką czarną postać wychądząc ze szkoły przy magazynach, następnie wielokrotnie pokazywał mi się w snach mówiąc, że kiedyś się spotkamy. Poczułam ostry ucisk w żołądku. Nagle mężczyzna zachichotał pod nosem i ściagnął kaptur. Ugięłam kolana z braku sił.
- Witaj ponownie Aniele - powiedział Mario szczerząc się w uśmiechu i rzucając ściągnięty kaptur na ziemię. - Chciałbym Ci kogoś przedstawić - dodał przechylając lekko głowę w bok i patrząc mi prosto w oczy.
Obejrzałam się do tyłu, gdzie nadal stał Christian wpatrzony z łobuzerskim uśmiechem w Mario.
- My już się zdąrzyliśmy poznać - powiedziałam załamującym się głosem z powrotem patrząc na Gotze.
Mario momentalnie się zbliżył, tak, że dzieliło nas już zaledwie parę centymetrów.
- Ale ja nie miałem jego na myśli, kochanie. - powiedział głaszcząc mnie po policzku i równocześnie przyprawiając o dodatkowe zimne dreszcze, a następnie wrócił z powrotem na swoje miejsce.
Nagle na polanie obok Mario znalazło się dwóch mężczyzn. Nie skupiałam się na nich tak bardzo, jak nad drogą ucieczki. Gdybym przebiegła zaledwie 500 metrów mogłabym schować się za drzewami. Chciałam już postawić pierwszy krok przed sobą, ale Christian był szybszy i bardziej przebiegły. Chwycił mnie od tyłu nie pozostawiając mi żadnej nadziei o ucieczce. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak bardzo jestem w kropce. Obok Mario po jego prawej stronie stał wyprostowany i wysportowany blondyn. Jego złote włosy dosięgały ramion, był wysoki i miał ubrane na sobie obcisłe czarne ciuchy. Zdumiło mnie tylko to, że nie miał ubranych butów. Natomiast po drugiej stronie Gotze, stał jasny szatyn, nieco mniej wysportowany. Jednak wiedziałam, że nie jest on zwykłym czlowiekiem i siłą na pewno mnie przewyższy. Nie pasował mi tylko jeden szczegół. Co wtedy robił w Krakowie, a co najważniejsze co robi tu dziś? Byłam w totalnym szoku. Tak to nie był nikt inny jak ...
- Louis Tomlinson - przerwał moje mysli Mario.
- Oraz Joey Kern - dodał wskazując na blondyna.
- Nie mówiłeś, że jest modelką - parsknął Louis oblizując się.
- A ty nie mówiłeś, że jesteś wampirem - dogryzłam.
- Dzieci, możecie się uspokoić? - spytał Mario.
Christian dalej mnie trzymał, a ja już chciałam się od tego wszystkiego uwolnić. Cały czas czułam lęk i ból w klatce piersiowej, a kiedy Mario tylko na mnie spojrzał, narastał on w niemiłosierne uczucie. Zupełnie tak jakby ktoś rozrywał mnie od środka.
- Został już równy miesiąc do mojego szczęścia. Do szczęścia, którego jesteś kluczem. Żeby stracic ten klucz w ostatnim miesiącu musiałbym byc idiotą. - uśmiechnął się. - ale ostrożności nigdy za dość, prawda aniele? - spytał przybliżając się powoli.
- Popełnię samobójstwo i co wtedy ? - powiedziałam łamliwym głosem.
- Nie chcielibyśmy tego, dlatego otrzymujesz swoją prywatną ochronę na miesiąc. Tak, aby nic Ci się nie stało do 31 grudnia i fajerwerków - dodał ponownie odsłaniając wszystkie swoje zęby w chytrym uśmiechu.
- I tak Ci się nie uda - warknęłam.
Mario pocałował mnie namiętnie w usta pomimo, że się wykręcałam, a następnie wszyscy zniknęli. Zostałam na polanie zupełnie sama. Jedyne czego teraz chciałam to wrócić do domu i wziąć gorący prysznic. Zmyć z siebie wszelakie brudy.
- Nina, tutaj jesteś - powiedział uradowany Igor ściskając mnie w pasie.
- Co tu robisz ? - spytałam poddenerwowana.
- Szukałem Cię. - odpowiedział zdziwiony moją reakcją.
- I znalazłeś mnie dopiero teraz?! Kiedy wszyscy już sobie poszli i wyrzygali się na mnie. - byłam poirytowana.
- Zrozum, że to nie tak - powiedział błagalnym tonem.
- Powiedz mi do cholery kim jesteś i czego tak naprawdę chcesz. - powiedziałam stanowczo oczekując konkretnej odpowiedzi.
- Chcę Ciebie i nas wszystkich utrzymać przy życiu - odpowiedział.
- Nie wydaję mi się panie bohaterze, dziwne jest że zawsze zjawiasz się już po wszystkim. Dlaczego nie jesteś nigdgy przed jakimś zdarzeniem? - stwierdziłam.
Igor chwycił mnie za rękę i popatrzył mi prosto w oczy.
- Idziemy do domu. - powiedział spokojnie.
- Nie ! - zaprotestowałam.
- Masz naszyjnik? - spytał z lekką iskierką nadziei w oku.
- Ja pierwsza zadałam pytanie. - zwrociłam mu uwagę.
- Ok. Pomyśl logicznie, jeśli zjawiłbym się przed faktem dokonanym rozpoznali by mnie, a następnie ścigali nie pozostawiając mi niczego, a ty zostałabyś zupełnie sama. Nie mógłbym Ci już w żaden sposób pomóc. - powiedział uspokajając mnie.
- Zostaje jeszcze Robert. - dodałam.
- Mario zna Roberta, gdyby tylko się dowiedział, że się choć trochę wtrąca w jego sprawy, wierz mi nie chciałabyś być wtedy w jego skórze. On wie gdzie mieszka, jakich ma bliskich, gdzie znajdują się jego kryjówki itd. - odpowiedział.
Przez moment zamilkłam i wpatrywałam się w Igora jak osłupiała. To wszystko było takie zagmatwane, a jednak składało się w spójną całość.
- To teraz odpowiedz, czy masz naszyjnik. - powiedział.
- Aktualnie nie, ale nosiłam go wczoraj przez cały dzień. - odpowiedziałam obojętnie.
Igor uśmiechnął się, a następnie chwycił mnie w pasie. Kiedy spomiarkowałam się co się stało, byliśmy już przed moim domem.
- Ktoś tam jest - zawarczał Igor puszczając mnie na ziemię i patrząc przed siebie na okna mojego pokoju.
- Kto? - spytałam.
- Nie wiem, nigdy wcześniej nie wyczułem takiego zapachu - odpowiedział marszcząc przy tym zabawnie nos.
Coś podobnego, nie wiedziałam, że wampiry mają tak dobry węch i poznają siebie po zapachu, zupełnie jak psy i inne słodkie stworzenia. Czym jeszcze mnie zaskoczą?
- Muszę tam iść. - oznajmiłam stanowczo.
- Nie wejdziesz tam, nie pozwolę Ci. - zaprotestował.
- To mój dom, muszę wiedzieć co się w nim dzieje. - odpowiedziałam. - A ty tu zostań. - dodałam patrząc się na niego, następnie przytuliłam go zapewniając, że nic mi nie będzie i weszłam do domu.
Wydawałoby się wnet, że jest w nim zupełnie pusto, jednak po dzisiejszym dniu mogłam spodziewać się wszystkiego. Wyszłam powoli na górę, a następnie do swojego pokoju. Nikogo w nim nie było, a przynajmniej tak mi się wydawało dopóki nie usłyszałam dźwięku zamykania za mną drzwi.
- Szybko wróciłaś - powiedział ktoś z tyłu.
Kiedy się odwróciłam dostrzegłam Louisa, opierał się o framugę drzwi wykrzywiając swoje usta w chytrym uśmiechu.
- Wyjdź z mojego domu - wskazałam palcem na drzwi balkonowe.
- Mario miał rację. Trzeba Cię trochę nauczyć manier. - powiedział przybliżając się do mnie i ściskając mocno moje nadgarstki.
- Puść i wyjdź! - krzyknęłam błagającym tonem.
- Przykro mi, ale dostałem rozkaz, a Mario trzeba słuchać. - powiedział wykrzywiając moje ręcę do tyłu.
- On Cię tylko wykorzystuje. Nie wiem co Ci obiecał, ale dla niego jesteś zwykłym frajerem. - powiedziałam wykrzywiając się z bólu.
- Ty słodka naiwna istoto, przestań pyskować i mieszać mi w głowie. Zamiast tego usiądż pokornie na swoim legowisku i odchyl główkę do tyłu, a będę milszy. - powiedział dalej trzymając kurczowo moje nadgarstki.
- Po moim trupie. - warknęłam spluwając mu prosto w twarz.
Widząc jego reakcję wcale nie żałowałam swojego zachowania. Louis lekko się skrzywił, a następnie wytarł chusteczką twarz. Zrobił to z taką gracją, że aż zachciało mi się śmiać.
- Pożałujesz - syknął ciągnąc mnie za włosy i odkrywając moją szyję.
- Nie boję się Ciebie i tak nie możesz mnie zabić - powiedziałam łamliwym się głosem.
Zobaczyłam jak w okół jego oczu zaczynają wychodzić w nienaturalny sposób żyły, a białka czerwienieją. Jego wargi się poszerzyły za pewne z powodu rosnących kieł.
- Zostaw ! - krzyknął prawdopodobnie Igor.
- No proszę, nie wiedziałem że masz takie znajomości - wyszeptał mi do ucha Louis.
Rzucił mną o ścianę z taką siłą, że nie potrafiłam nic z siebie wydusić. Następnie stąnął na przeciwko Igora napinając wszystkie mięsnie. Okropnie zaczęła mnie boleć prawa ręka i noga. Leżałam i z bólu nie mogłam ruszyć się z miejsca, choćby o centymetr. Usłyszałam krzyki i ciosy. Widziałam, że ktoś leży koło mnie, jednak po chwili zniknął. Byłam potwornie zła na siebie, że nie mogłam nic zrobić.
- Nic Ci nie jest? - usłyszałam troskliwy głos Igora. Aż kamień spadł mi z serca.
- Boli mnie cała prawa strona - wydusiłam z siebie.
- Spróbój poruszyć ręką, lub nogą - powiedział głaszcząc mnie po włosach.
- Nie dam rady - wykrztusiłam. - Musisz zawieźć mnie do szpitala. - dodałam.
- Możemy się obejść bez tego - powiedział i ugryzł się w nadgarstek.
Odgłos przecinania żył i ścięgn nie należał do najprzyjemniejszych.
- Co robisz? - spytałam zdumiona.
- Moja krew uleczy Cię w kilka sekund - powiedział przykładając mi zakrwawioną rękę do ust.
Jego krew była aksamitna i gęsta. Smak nie był najgorszy, nigdy jeszcze czegoś takiego nie próbowałam. Wypiłam jeszcze kilka łyków, aż w końcu Igor odchylił dłoń i chwycił mnie za rękę pomagając przy tym wstać. Momentalnie cały ból i niewład ulotniły się ze mnie.
- Myślałam, że to bujda - powiedziałam zafascynowana.
- A jednak nie - uśmiechnął się. - Muszę uciekać - oznajmił, a wszelaki uśmiech z jego twarzy zniknął bez śladu.
- Mario pewnie już się dowiedział, że nie jestem sama i, że ktoś próbuje mu przeszkodzić. - powiedziałam cicho.
Popatrzyliśmy na siebie. Łzy zaczęły mi napływać do oczu, a w przełyku poczułam wielki duszący ucisk. Nie chciałam się z nim teraz rozstawać. Tak naprawdę zostaję już sama ze swoimi problemami, bo Robert musi zachować większą ostrożność. W głębi serca zależało mi na Igorze. Jak długo mieliśmy się nie widzieć, a może już na wieczność? Nie chciałam tego, na samą myśl o tym łzy ponownie się gromadziły. Igor widząc jak płaczę podszedł i mocno mnie przytulił. Też płakał. Czułam jak jego serce się szarpie. Spojrzeliśmy sobie w oczy dalej się obejmując.
- Ty krwawisz? - spytałam widząc cieknącą krew z jego oczu.
- To nasze łzy. - odpowiedział.
Nasze twarze się zbliżyły. Igor nie czekając na nic pocałował mnie prosto w usta. Cała płonęłam, nasze pocałunki były długie i rozkoszne. Pragnęłam aby trwały one wieczność. Nagle Igor odsunął się.
- Do zobaczenia - powiedział dalej krwawiąc kroplami krwi, a następnie zniknął.








Dziękuje za wszystkie Wasze komentarze kochani, dajecie niezłego kopa i to najważniejsze ;) Pozdrawiam





Natępny rozdział 3.03.

7 komentarzy:

  1. boskie czekam na następny :***

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jest cudowny, bardzo mi się podoba, czekam na kolejny i pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. świetny, nie mogę doczekać się kolejnego
    :**

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetnie piszesz <3
    Czekam na następny rozdział z niecierpliwością :)
    agusia667.blogspot.com
    Pozdrawiam :P

    OdpowiedzUsuń
  5. super rozdział naserio podoba mi się
    PS. u mnie nowy :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział cudowny! :) Piszesz po prostu wspaniale. :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak!!!!!!!! :D
    Nareszcie się doczekałam *.*
    Mam nadzieję, że Nina i Igor będą razem ;)
    Wenyy
    ~Lilianne

    OdpowiedzUsuń