sobota, 26 kwietnia 2014

Rozdział 20

Uśmiechnęłam się sztucznie w stronę Kol'a i zamknęłam z hukiem szybko drzwi. Po raz pierwszy czułam taką satysfakcję, nigdy wcześniej nie czułam się tak bezpiecznie. Pospiesznie wróciłam do Marty, która nie miała tej samej satysfakcji i uśmiechu na twarzy co ja.
- Coś się stało? - spytałam w szoku widząc jak jej twarz momentalnie zbladła.
- Nie słyszałaś tego co ja? - spytała zaskoczona.
- To znaczy czego? - odpowiedziałam.
- O boże! - krzyknęłam widząc wybitą szybę.
- Jakiś idiota rzucił kamieniem i momentalnie zniknął - powiedziała wskazując na okno.
- Dobra, nic się nie stało, wstawimy nowe. - powiedziałam próbując uspokoić nas oby dwie.
- Ty słyszysz samą siebie? Przecież Twoja matka Cię zabiję - krzyknęła.
- Przecież to nie moja wina - odpowiedziałam czując narastający strach przed rozmową z mamą.
- Zostać z Tobą? - spytała.
- Nie, poradzę sobie. - powiedziałam i mocno ją uściskałam.
- Kocham Cię - powiedziała i odwzajemniła uśmiech. - No to będę się zbierać - zeszła powoli po schodach.
- Marta? A może lepiej zostaniesz na noc? - spytałam, uświadamiając sobie, że wyjście właśnie z mojego domu nie należy do najbardziej odpowiednich teraz pomysłów.
- Ale powiedziałaś, że dasz sobie radę, a ja mam jeszcze masę zadań do porobienia w domu - odpowiedziała narzucając na siebie kurtkę.
- Proszę Cię - błagałam.
- Naprawdę muszę - zaprotestowała i wyszła pomimo, że chciałam zatrzymać ją siłą.
Nie czekając na nic, szybko  wyjęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer do Roberta.
- Halo? - odpowiedział.
- Mam do Ciebie wielką prośbę - zaczęłam mówić. - Marta właśnie wyszła z mojego domu, a dosłownie przed chwilą był tu Kol, boję się, że coś może jej się stać, próbowałam ją zatrzymać, ale nie dała się przekonać - dodałam cała roztrzęsiona.
- Po pierwsze się uspokój, zaraz zobaczę czy wszystko jest w porządku, ale ty masz nigdzie nie wychodzić. - powiedział i się rozłączył.
Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, Robert nie dzwonił, mama niedługo miała wrócić z Marcinem ze szkoły, całe szczęście miała prawo jazdy i wyrażała zawsze chęć wożenia nas. Nerwowo przytupywałam nogą, aż w końcu mój telefon odezwał się.
- Halo? - spytałam pospiesznie odbierając.
- Wszystko w porządku - odpowiedział Robert. - Właśnie widzę jak wchodzi do swojego domu - dodał.
- Dzięki Bogu  -odetchnęłam z ulgą.
- Mogę wpaść? - spytał.
- Wiesz co, możesz tylko mam jeszcze parę spraw do zrobienia na lekcje - odpowiedziałam.
- Ok, rozumiem - odpowiedział nieco smutnym tonem.
- Robert? Ale pamiętaj, że zawsze jesteś u mnie mile widziany i, że zawsze będę Twoją dłużniczką do końca życia - powiedziałam próbując pocieszyć nieco jego przygaszony stan.
- Wiem, wiem, pamiętam - zachichotał i się rozłączył.
Tak jak miałam to już zaplanowane wcześniej, wyciągnęłam zeszyt do matematyki i zaczęłam rozwiązywać zadania. O godzinie 19 wzięłam prysznic i zasiadłam przed telewizorem w salonie.
- Hej! - usłyszałam głos mamy z przedpokoju.
- Hej! - odpowiedziałam i czym prędzej rzuciłam się do niej żeby ją uściskać.
- Jak tam dzień? - spytała kierując się w stronę kuchni.
- A nawet - odpowiedziałam mniej entuzjastycznie.
- Dawno się nie odzywałaś do Mateusza - uśmiechnęła się do mnie z lekko ironicznym spojrzeniem.
- On też. - odpowiedziałam próbując przygasić ten temat.
- Chyba już o nim nie zapomniałaś? - ponownie spytała.
- Nie mamo, ale on raczej tak. Ma już swoje życie, żeni się, nie mogę teraz wchodzić tak po prostu z brudnymi butami między ich relacje, to niemoralne. - odpowiedziałam czując narastający gniew.
- Dobra, rób co uważasz za stosowne, ale żeby potem nie było niepotrzebnych łez kiedy będzie już za późno - ostrzegła mnie trzymając nóż w ręce.
- Jasne - odpowiedziałam patrząc na nią w skupieniu - idę do siebie - dodałam i zamknęłam za sobą drzwi od pokoju.
Nie najlepszy moment na jakiekolwiek wypominki o byłych. Nie mogłam powiedzieć, że mam teraz o stokroć ważniejsze problemy od byłej miłości. Najstarszy wampir, który chce mnie zabić i jego chora rodzinka, która chce zamienić mnie w potwora. Ile jeszcze istot znajduje się na tym świecie, o których nie mamy pojęcia. Może ludzie to tylko garstka tych którzy krążą po Ziemi, a reszta to ukrywające się istoty. Ułożyłam się wygodnie na łóżku i spomiarkowałam się, że nie wspomniałam mamie w ogóle o oknie. Sama doznałam szoku kiedy zauważyłam zupełnie nową szybę. Rozmyślając o tym wszystkim po chwili zasnęłam.

***

Znów trzeba wstać o 6 rano, ubrać się, umyć, rozczesać włosy, spakować potrzebne rzeczy, zjeść śniadanie i pojechać do szkoły. Zaraz na wejściu do budynku spotkałam Martę. Była w szoku, że tak szybko załatwiłam sprawę z oknem. Dręczył ją również tajemniczy mężczyzna, który rzucił kamieniem i momentalnie zniknął. Wszystko musiałam opowiedzieć jej w jak najprostszy sposób, tak aby uchronić ją jak najdalej od tego świata. Pożegnałyśmy się przy wyjściu po lekcjach i ruszyłyśmy w stronę domów. Towarzystwa dotrzymywał mi Igor opowiadając o jego historyjkach z dzieciństwa. Kiedy przekroczyłam już drzwi frontowe chłopak pobiegł szybko na próby, a ja zabrałam się za podgrzanie obiadu. Za oknem pojawił się ogromny biały puch, pokrywał wszystkie korony drzew, a na szybach przymrozek kształtował zagadkową mozaikę. Nigdy nie lubiłam zimy, jednak jej wyozdobiony krajobraz był wyjątkowy. Z zadumań do życia przywrócił mnie dzwoniący telefon.
- Halo? - odebrałam słysząc ciszę. Spojrzałam szybko kto zadzwonił i dostrzegłam napis "Marta".
- Halo! - powtórzyłam.
- Cześć moja ulubienico - odpowiedział głos.
- Przepraszam, ale to chyba pomyłka, jest tam może Marta? - spytałam w szoku.
- Może jest, może nie, Twoim obowiązkiem chyba powinno być bezpieczeństwo innych. - odpowiedział.
- Louis? - spytałam poznając jego barwę.
- Heh, nie mam czasu zbytnio na pogawędki z Tobą przez telefon, szczerze mówiąc wolałbym o tym z Tobą pogadać osobiście. - powiedział - przyjdź na polanę, wiesz gdzie - dodał i się rozłączył.
Przez chwilę stałam i nie mogłam nawet mrugnąć, wszystko co się teraz stanie to moja wina. Nie myśląc o nałożeniu kurtki natychmiast wybiegłam z domu w stronę polany w lesie, gdzie już kiedyś nasze spotkanie miało miejsce. Starałam się dostać tam jak najszybciej, potykając się o wiele suchych gałęzi, w końcu dotarłam na miejsce. Ku mojemu zdziwieniu nikogo tam nie było. Chwyciłam za telefon, który trzymałam cały czas w dłoni i już miałam wybrać, kiedy poczułam nieprzyjemny powiew chłodu za mną. Schowałam ostrożnie komórkę do kieszeni i powoli się odwróciłam.
- Nie za gorąco Ci? - spytał Mario stojąc tuż za mną.
- Gdzie jest Marta? - spytałam cała roztrzęsiona.
- Pozwól, że najpierw ja Ci zadam kilka pytań.
- Masz mi w tej chwili powiedzieć gdzie jest Marta! - krzyknęłam.
- Gdzie jest zegarek? - spytał uśmiechając się i nie odpowiadając na moje pytanie.
- Jaki zegarek? - spytałam w szoku.
- Zegarek, jak zegarek - uśmiechnął się szerzej.
- Nie wiem o co Ci chodzi i nic Ci nie powiem dopóki nie zostawisz Marty w spokoju. - powiedziałam zrównując się do jego wzroku. Był zimny i pewny siebie, wcale nie miał zamiaru dać mi tego czego chce. Jego źrenice się poszerzały dając mi do zrozumienia, że traci cierpliwość.
- Nie wiem o jaki zegarek Ci chodzi. - odpowiedziałam.
- A Igor? Powiesz mi coś o nim? - spytał przybliżając sie do mnie.
- Nie znam nikogo takiego - odpowiedziałam bez wahania.
Mario uśmiechnął się i gestem ręki zawołał Louis'a i przestraszoną wraz z nim Martę.
- Marta, nic Ci nie jest?! - krzyknęłam i rzuciłam się do niej żeby ją przytulić.
- Nie tak prędko - powiedział spokojnie Mario i chwycił mnie od tyłu uniemożliwiając dalszą drogę. - Najpierw odpowiesz mi na pytanie - dodał szepcząc do ucha.
- Ja naprawdę nic nie wiem - powiedziałam załamującym głosem widząc łzy Marty i jej oszołomiony wzrok.
- Ręka - powiedział Mario do Louis'a, który właśnie w tym momencie wykrzywił Marcie rękę w łokciu w drugą stronę, przyprawiając ją tym samym do potwornego jęku.
- Przestań, ona nie jest niczemu winna ! - krzyknęłam próbując się wyrwać z objęć.
- Ona nie, ale ty tak. Druga ręka - powiedział.
- Nie! - zaprotestowałam bez skutku, Marta leżała na śniegu bezwładnie ruszając tylko nogami.
- Jeśli chodzi Ci o złoty zegarek to wisi on u mnie w pokoju przy biurku. - powiedziałam nie będąc pewna, czy to na pewno to samo o co chodzi Mario.
Gotze momentalnie mnie puścił i zniknął zostawiając z Louis'em i Martą. Szybko podbiegłam do niej i zaczęłam wycierać jej łzy.
- Przepraszam - powiedziałam.
- O co tu chodzi ? - wydusiła z siebie.
- Koniec pogawędek, lepiej powiedz kim jest Igor. - przerwał nam Louis.
- Nic Ci nie powiem. - zaprotestowałam.
- Czyżby? - spytał wystawiając kły.
- Przestań! - krzyknął Mario, który właśnie wrócił mocno wściekły. Mogłam zacząć domyślać się o co chodzi.
- Dziewczynę zabij, a my sobie porozmawiamy w osobności. - powiedział Mario.
- Poczekaj! Nie zabijaj jej, mam Ci coś do powiedzenia, ale jeśli jeszcze raz karzesz ją skrzywdzić nigdy sie nie dowiesz. - powiedziałam próbując jakoś wybrnąć z sytuacji.
- Słucham - odpowiedział.
- Twój brat, Kol. - Zaczęłam. - On knuje przeciwko Tobie z Pawłem - dodałam.
- Drwisz sobie ze mnie - zachichotał.
- Mówię jak było, przysięgam. Zmusili mnie do wypicia krwi, a następnie chcieli mnie zabić żebym zamieniła się w wampira - dodałam czując jak palce od stóp powoli mi zamarzają.
- Kol? Nigdy mi się nie postawi, a tym bardziej Paweł. - usmiechnął się do mnie, a następnie wziął na ręce zanosząc mnie pod sam dom.
- A teraz zaproś mnie do środka - rozkazał pchając w stronę drzwi.
- Pamiętaj o przyjaciółce - dodał widząc moją wątpliwość.
- Proszę, wejdź - powiedziałam zrezygnowana. Mario zniknął w przestrzeni domu. Pobiegłam szybko na górę do swojego pokoju, ale juz go tam nie było, łącznie z zegarkiem. Tym razem ubrałam zimowe buty i narzucilam na siebie pierwszą lepszą kurtkę, a następnie wybieglam z powrotem po Martę. Leżała bezwładnie jęcząc z bólu i nie mogąc się ruszyć, ani wydobyć żadnego słowa z siebie. Zadzwoniłam po Roberta, a później po Igora, jednak żaden nie odpowiadał. W ostateczności zostałam zmuszona do wezwania karetki. Po 15 minutach musiałam wmówić lekarzom, że zastałam tę dziewczynę zupełnie samą i, że prawdopodobnie spadła ona z drzewa łamiąc wszystkie kości. Marta była w tak potwornym szoku, że nawet nie wiedziała co sie dzieje. Kiedy odjechali usiadłam bezradnie w miejscu gdzie wcześniej leżała i zaczęłam płakać. Nic nie szło po mojej myśli, wszystko to co sie teraz dzieje, dzieje sie przeze mnie. Robiło sie juz ciemno, a ja dalej nie miałam ochoty wracać do domu. Nagle zadzwonił telefon w mojej kieszeni.
- Nina gdzie jesteś? - spytał przerażony Igor.
- Nie ważne, nie szukaj mnie rozumiesz? - odpowiedziałam.
- Gdzie jesteś? - ponownie spytał.
- Przynoszę tylko innym pecha, nie szukaj mnie - zaprotestowałam.
- W lesie? - spytał w szoku.
- Skąd wiesz? - spytałam.
- Słyszę sowę, głuptasie. - odpowiedział.
- Proszę, nie zbliżaj się do mnie - zaczęłam płakać.
Igor szybko się rozłączył, a następnie stał tuż przede mną.
- Ej, przestań, chodź do domu. - powiedział próbując mnie zabrać.
- Nie mam ochoty. - odpowiedziałam na co Igor usiadł koło mnie i sie przytulił dodając mi nieco więcej ciepła.
- Nie powinno się tak dziać, wszyscy by mieli spokój gdybym już dawno się poddała - powiedziałam.
- To nie prawda - zaprotestował i nastąpiła przez moment głucha cisza. W oddali było słychać tylko lekki powiew chłodnego wiatru i oddźwięki leśnych zwierząt.
- Igor? - spytałam.
- Tak? - odpowiedział.
- Mogę Ci zadać jedno pytanie, które zastanawia mnie od początku całej tej zagmatwanej historii? - spojrzałam mu prosto w oczy.
- O co chodzi? - pogładził delikatnie moje włosy.
- Dlaczego tylko ja jestem taka ważna dla Mario, a nie mój brat, czy mama skoro oni też są krewnymi czarownicy, która jako pierwsza przemieniła Mario w wampira? - spytałam.
Igor nie odpowiedział mi tylko spuścił wzrok i nerwowo poprawił sobie bluzę.
- Czy ja jestem adoptowana? - spytałam czując jeszcze większą kluskę w gardle.






I co Wy na to? Liczę na mnóstwo komentarzy z Waszej strony, pozdrawiam! ;*

Rozdział 21 - 05.05.
Rozdział 22 - 12.05

1 komentarz:

  1. Zacznę od tego że podniosłaś mi ciśnienie. Gdy widzę spam od osoby która nawet nie raczyła zajrzeć na mojego bloga, to mnie cholera bierze, tym bardziej że jesteś już piątą osobą. Nie martw się nie Ty jedna padłaś na mój atak złości. Pierwszy i ostatni raz wchodzę na Twojego bloga, kiedy Ty olewasz mojego. -.-
    my-world-is-your-name.blogspot.com

    A teraz treść. Zacznę od jednego minusu który mnie chwycił, brak opisów, ale to tylko moje skromne zdanie gdyż ja je uwielbiam, a z doświadczenia wiem że niektórzy za nimi nie przepadają. Świetny dobór postaci, na prawdę mi się podoba, no a szczególnie że wśród nich jest Kol Mikaelson (Nathaniel Buzolic) tym chwyciłaś mnie za serce. Co do pomysłu cóż, przeczytałam ten rozdział, wiec się gubię i za wiele nie wiem, więc nie chce wyjechać z jakąś gafą, gdy będę miała okazję przeczytam od początku i wtedy na pewno już się nie pogubię.
    Pozdrawiam.
    Xoxo.

    OdpowiedzUsuń