- Robert ja ... - urwałam bo mi przerwano.
- Nie musisz mi teraz nic odpowiadać, rozumiem co czujesz - wtrącił i delikatnie przejechał wierzchem dłoni po moim policzku.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się do niego blado.
Odpowiedział mi również uśmiechem. Siedzieliśmy tak przez dłuższy czas w ciszy, jednak wcale nam to nie przeszkadzało, a przynajmniej mi. Ułożyłam się w pozycji półsiedzącej tak samo jak Robert i wpatrywałam się ściemniony krajobraz lasu za oknem.
- O matko! Nina?! Jesteś ? - usłyszałam nagle głośne wołania mamy, które zmusiły nas oby dwóch do natychmiastowego wstania z łóżka.
- Cholera nie posprzątałam. - chwyciłam się za głowę w panice i wtuliłam się w tors Lewego.
- Nie martw się zaraz to wszystko ponaprawiam. - mocniej mnie przytulił do siebie, natomiast ja, zaprotestowałam i odpowiedziałam mu na to mierząc go wzrokiem.
- Nie ma mowy, Robert wszystko sobie przemyślałam i stwierdziłam ... - ponownie mi przerwano, co powoli doprowadzało mnie już do białej gorączki.
- Twoja mama też dużo przeszła, to chyba nie najlepszy moment, co? - spytał przedzierając mi oczy swoimi błękitnymi tęczówkami.
- I dlatego stwierdziłam, że okłamując ją dalej, robię wygodę tylko dla siebie, ale na pewno nie dla niej. - oznajmiłam i powoli zeszłam po schodach na dół.
Zauważyłam ją jak stoi, kompletnie przerażona, nawet nie drgając. Twarz miała skierowaną w stronę kuchni, która wyglądała jak istna rzeź i pole mordobicia. Na szafkach wiszących widniały krople krwi, wszystkie rzeczy z blatu jak i wysepki kuchennej leżały na ziemi, prócz noży i otwieracza. Komoda, wieszak oraz obrazy były porozrzucane po całym parterze. Podeszłam delikatniej do mamy i mocno ją uściskałam. Poczułam jak zaczęłyśmy obie płakać w siebie.
- Co tu się stało, już myślałam, że Cię nie zobaczę, albo jakieś włamanie, ale jak zobaczyłam tą krew to ... - zaczęła mówić w kółko do mojego ramienia.
- Mamo spokojnie zaraz Ci wszystko wytłumaczę, tylko najpierw chodź, usiądźmy sobie w salonie. - zaprowadziłam ją do kanapy i wskazałam ręką, aby usiadła.
Ja również powtórzyłam ten manewr siadając naprzeciwko niej. Serce zaczęło mi skakać jak szalone, a język nagle uwiązl w gardle. Nie wiedziałam jak to w ogóle zacząć, od jakich wyjaśnień. Cała ta sytuacja doprowadzała mnie już do potwornego wyczerpania fizycznego.
- Mam od pewnego czasu problem, ktoś cały czas próbuje uprzykrzyć mi życie - zaczęłam lekko wzdychając na znak bezradności na co mama rozszrzyła jeszcze bardziej swoje oczy.
- Z góry przepraszam Cię za to wszystko co Ci teraz powiem i mam nadzieję, że to zrozumiesz i postarasz się mi wybaczyć.- dodałam czując jak głos zaczyna mi coraz bardziej drgać.
- Nina proszę nie trzymaj mnie dłużej w takiej niepewności, czemu miałabym Ci nie wybaczyć? - wydusiła z siebie.
- Jestem adoptowana z rodziny, która była klanem czarodziejów. Niestety ja byłam wyjątkiem i dlatego moi rodzice odkąd się tylko urodziłam oddali mnie zaraz do adopcji, a wkrótce potem sami umarli... - zaczęłam jej opowiadać wszystko od początku z każdym szczegółem, a kiedy widziałam jak blednie, momentalnie przerywałam i czekałam, aż dojdzie do siebie. Kiedy usłyszała o Mario, tak tym Mario Gotze, który zabił Franka, a z którego jeszcze śmiałyśmy się rok temu razem przed telewizorem, łzy zaczęły jej lecieć ciurkiem po policzkach tak samo jak mi. Historię z Louis'em i inne szczegóły, które byłyby mocno wstrząsające dla mamy zostawiłam już dla siebie. Wytłumaczyłam jej jedynie całą sytuację, która miała dzisiaj miejsce i o tym jak Marta jest w trakcie przemiany ze względu na mnie. Kiedy już zasypiałyśmy razem pod kocem na kanapie, opowiedziałam jej wszystkie moje wątki miłosne z Lewym i Igorem, lekko się przy tym śmiejąc do siebie pod nosem.
***
Zapukałem delikatnie do drzwi, miejąc nadzieję, że wkrótce się otworzą i dowiem się jakichkolwiek wyjaśnień.
- O Igorek do mnie przyszedł! - ujrzałem mocno uśmiechniętą Kornelię, która już wyciągała do mnie ręcę, jednak ja szybko zaprzestałem jej gestom.
- Wpuścisz mnie, czy będziemy tak rozmawiać przez drzwi ? - spytałem sucho, na co dziewczyna w serdecznym geście zaprosiła mnie do środka.
- Czym, że to mogę zawdzięczać Twoją wizytę u mnie, kotku ? - spytała mrużąc oczy i siadając nonszalancko przede mną na kanapie.
- Nie zgrywaj durnej, wiem co zrobiłaś, tylko zastanawia mnie fakt co tu jeszcze robisz, w końcu dopiełaś swego. - warknąłem napinając wszystkie mięśnie.
- O, czyli twoja Nina już się dowiedziała o wszystkim. - wyszczerzyła zęby w geście zadowolenia. - A miałam taką szczerą ochotę sama jej o tym wszystkim opowiedzieć. - dodała uwydatniając zmarszczkę na czole.
- Nie ściemniaj, przecież i tak wiem, że to ty za tym wszystkim stoisz. - czułem jak momentalnie ciśnienie podchodzi mi pod sam czubek głowy.
- Myślisz, że to ja? Naprawdę myślałam, że masz lepsze zdanie o mnie, w życiu nie wymyśliłabym tak beznadziejnego planu. - prychnęła.
- Czyli wiesz jak to się stało? - spytałem mając już stu procentową pewność, że Kornelia za tym stoi.
- Kochanie ja wiem nawet kiedy robisz prysznic, wiem, że zajadasz się królikami, kiedy i gdzie, co robicie z Niną oraz ile żelu wkładasz w te swoje poszarpane włoski. - wzburzyła swoje włosy jedną ręką i puściła do mnie zalotnie oko.
- Śledzisz mnie? - spytałem czując już jakbym miał zaraz wybuchnąć.
- Może nie całkiem bezpośrednio, ale ... na prawdę się nie skapłeś ? - skrzyżowała swoje ręce i wybuchła ponownie bezczelnym śmiechem.
- Uznam tą rozmowę już na skończoną. - oznajmiłem i szybko opuściłem jej niby "mieszkanie".
Nie mogę w to uwierzyć, jak kiedykolwiek mogłem ją kochać i podziwiać
.
***
Obudziłam się cała połamana, ale byłam spragniona takich chwil, blisko mamy, w domu. Zauważyłam, że również się przebudziła, a kiedy tylko mnie ujrzała, od razu się rozpromieniła. Już dawno nie widziałam jej takiej szczęśliwej, tak pełnej nadziei w życie. Może dzięki prawdzie jaką jej ujawniłam, bardziej zrozumiała ten świat i jego sens, a przynajmniej mam taką nadzieję.
- Powinniście porozmawiać i dać szansę sobie wyjaśnić sprawy. - nagle oznajmiła.
- Może, nie wiem, czy na razie mam na tyle siły, aby znowu o tym rozmawiać i patrzeć na niego ze świadomością, że to on wymordował moją rodzinę. - odpowiedziałam.
- Tego nie wiesz, może ktoś po prostu chce mu zaszkodzić ? - spytała poprawiając mi włosy za ucho.
- Nie jesteś głodna? Przydałoby się zjeść śniadanie. - dodała ponownie pokazując mi ten wspaniały usmiech na jej twarzy, dopóki nie usłyszałyśmy głośnych klasków za sobą.
Na te dźwięki szybko wstałyśmy z łóżka, otwierając szeroko oczy. Nie musiałam długo mu się przyglądać, żeby wiedzieć kto to.
- Brawo, brawo. - zachichotał Louis pomniejszając pomiędzy mną, a nim odległość. - Oczywiście, gdzie moje maniery, dzień dobry pani - tym razem podszedł do mojej mamy i pocałował jej dłoń, przenikając ją wzrokiem.
Momentalnie przypomniałam sobie wszystkie złe wspomnienia z nim w roli głównej. Na sam jego widok i zapach, na całym ciele pojawiła mi się gęsia skórka, a dłonie zaczęły drżeć w niewyobrażalnej sile.
- Tyle czasu, a dopiero teraz poznaję twoją bardzo sympatyczną i piękną mamę. - ponownie zachichotał i obrócił wzrok na mnie powodując tym razem dodatkowo białe mroczki przed oczami.
- Proszę odejdź. - wyjąkałam, czując, że dłużej tego napięcia nie wytrzymam.
- Widzi pani jaka teraz posłuszna, niestety nie zawsze znała dobre maniery. - Podszedł bliżej, a ja powoli czułam jak tracę grunt pod nogami.
- Do zobaczenia wieczorem, skarbie. - wyszeptał mi do ucha lekko się nade mną nachylając. - A tak w ogóle jestem Louis. - teraz podał dłoń mojej mamie.
- Alicja - odpowiedziała sucho, chociaż czułam w jej głosie lekkie załamanie.
- Do widzenia. - Tomlinson zniknął z naszego pola widzenia.
Stałam w tym samym miejscu dalej, a do mojej głowy dochodziły tylko jego ostatnie słowa skierowane do mnie "Do zobaczenia wieczorem, skarbie", łzy lały mi się po policzkach, a następnie kapały na podłogę.
- Cii, będzie dobrze - podeszła do mnie mama i mnie mocno objęła ramieniem. - Musimy jeszcze dzisiaj się wyprowadzić. - dodała próbując mnie pocieszyć.
- To nie działa tak jak myślisz, oni i tak mnie znajdą. - wydusiłam próbując się ogarnąć i z powrotem wrócić do stanu w miarę normalnego.
- Ale to lepsze niż zostać tutaj i czekać, aż przyjdą. - oznajmiła i zaczęła pakować rzeczy. - Dzwoń do Marty. - podała mi telefon i dalej wkładała potrzebne ciuchy do torby.
Przetarłam oczy dłonią i poszłam do swojego pokoju, zgarnęłam wszystko do plecaka i wzięłam szybki prysznic. Następnie poszłam do kuchni i stanęłam jak wryta. Zobaczyłam idealnie wysprzątaną kuchnię, a w niej mamę, która już czekała na mnie ze zrobionym śniadaniem.
- Jakim cudem? - spytałam niedowierzając i zabierając się za śniadanie.
- Widzisz ja też mam swoje umiejętności. - uśmiechnęła się do mnie blado. - Kojarzę trochę tego chłopaka co u nas dzisiaj był. - dodała popadając w myśli.
- Louis? - ledwo to imię przeszło przez moje gardło.
- No tak, tak jak bym już go wcześniej gdzieś widziała. - ponownie pogrążyła się w myślach.
- Pamiętasz One Direction? Marta się w nich kochała. - wybełkotałam lekko się krzywiąc.
- Tylko mi nie mów ... - urwała robiąc wielkie oczy.
- Tak to jeden z nich. - odparłam. - Nie chciałabyś widzieć jaką ona miała minę, kiedy raz przez szantaż wyłamywał jej kolejno kończyny w stawach w drugą stronę. - dodałam kończąc już ostatni kęs kanapki z dżemem truskawkowym.
- Boże ... - cała zbladła, a ja wiedziałam, że muszę trochę przystopować z tymi opowieściami, bo za niedługo wykończę ją sama.
- Skoro ich plan się powiódł i Mario Cię zabił, to dlaczego nadal uprzykrzają Ci życie ? - spytała, a w jej kącikach oczu zbierała się słona ciecz.
- Podobno przez to, że "zmartwychwstałam" nie do końca wszystko poszło zgodnie z planem, a poza tym z cudzego cierpienia czerpią ogromną przyjemność, więc ... - urwałam, nie mogąc już dłużej o tym rozmawiać.
- Ok, porozmawiajmy o pogodzie. - uśmiechnęła się do mnie, a następnie oglądnełyśmy razem komedię romantyczną przed telewizorem przegryzając nie do końca podpieczony popcorn.
Kiedy zbliżał się wielkimi krokami zmierzch, zabrałyśmy nasze torby, plecaki i pojechałyśmy pod dom Marty. Próbowałam się do niej wcześniej dodzwonić i zapytać, czy na pewno przyjmą nas z otwartymi rękami, ale nie odebrała ode mnie ani razu telefonu. Czułam, że coś jest nie tak, zawsze była ze mną w kontakcie, a teraz musiało coś być na rzeczy. Jeszcze ta świadomość, że ostatnio był u niej Kol doprowadzała mnie do większego niepokoju. Zapukałyśmy delikatnie w drzwi wejściowe, po czym natychmiast się otworzyły, a naszym oczom ukazali się oby dwoje rodzice Marty. Kiedy zobaczyłam i zatroskane twarze, wiedziałam, że już jest coś na rzeczy.
- Dzień dobry, coś się stało ? - spytała moja mama widząc, że ja już straciłam odwagę.
- Marta zniknęła, nie ma jej od rana i nie odbiera od nas telefonu, proszę wejdźcie. - Pospiesznie weszłyśmy, a bagaże zostawiłyśmy w przedpokoju. Następnie na prośbę mamy Marty przeszliśmy do salonu.
- Niestety zaginięcie na policję można zgłosić dopiero po upłynięciu 48h, a my czujemy się tacy bezradni ... - mama Marty przytuliła moją, wzajemnie się pocieszając.
- Spróbuję do niej zadzwonić - oznajmiłam i ponownie wybrałam jej numer, niestety na nic, był dalej wyłączony i od razu włączała się sekretarka. Bezradnie włożyłam telefon z powrotem do kieszeni patrząc się bez wyrazu przez okno.
- Pójdę jej poszukać - nagle oznajmiłam i ruszyłam w stronę wyjścia.
- Zwariowałaś? - poczułam mocny uścisk mamy na ramieniu.
- To co teraz się dzieje to znowu moja wina, dlatego czuję się za to odpowiedzialna - powiedziałam jej, ale widząc jej minę, która mówiła, że zaraz wybuchnie płaczem zostałam zmuszona do przytulenia jej i mówienia, że wszystko będzie dobrze.
W końcu udało mi się z tam tąd wybiec i pobiec w kierunku miasta. Na ulicach były pustki, ani jednej żywej duszy. Raz po razie wykręcając numer Marty i słysząc setny raz pocztę głosową usiadłam bezradnie na jednej z ławek chowając głowę w dłoniach.
- Louis - pomyślałam. - Wiedział, że ucieknę, więc musiał jakoś się zabezpieczyć i zwabić mnie z powrotem do swojego domu.
Za dosłownie 15 minut szybkim krokiem weszłam już do swojego przedpokoju, ale tym razem zastałam głuchą ciszę i ciemność w każdym pomieszczeniu. Stałam tak jak głupia czekając na kogoś lub coś, ale nic takiego nie miało zamiaru nadejść. Nagle poczułam wibrację telefonu w kieszeni spodni. Szybko go wyjęłam i zobaczyłam, że dzwoni moja mama.
- Tak.? - odebrałam.
- Nina wracaj proszę, Marta już jest, była u jakiejś koleżanki i się zasiedziała, że nawet nie zauważyła, że komórka jej się dawno rozładowała. - wytłumaczyła.
- Ok, będę zaraz - oznajmiłam. - Jakiej koleżanki ? - spytałam w szoku, bo przecież nigdy nie kumplowała się z nikim innym jak tylko mną.
- Poczekaj ... hm, Kornelia, czy jakoś tak. - odpowiedziała powodując u mnie załamanie.
- Okej, zaraz będę, nie martw się. - przesłałam jej buziaka i rozłączyłam rozmowę.
Jak mogła? Może nie zrobiła tego własną siłą woli, może ta idiotka ją zmusiła do tego, bo tak naprawdę nie ma do kogo gęby otworzyć, więc nawet przyjaciółkę musi mieć tą samą. Krew we mnie buzowała coraz bardziej, jednak szybko obniżył ją głos Louis'a tuż za mną.
- Widzę, że pomyślałaś o wszystkim i wykurzyłaś mamę do znajomych, żeby tylko spędzić ze mną kolejną noc - zachichotał.
Nie odpowiadając wyminęłam go i próbowałam wyjść. Udało by mi się to gdyby nie jego przeklęte dłonie na moich biodrach. Przycisnął mnie tyłem do siebie i zaciągnął się moim zapachem, biorąc głębokie wdechy we włosach.
- Puść mnie. - warknęłam, sama zdziwiłam się nagłą odwagą w moim głosie.
- Oczywiście, ale najpierw muszę Cię przelecieć - lekko musnął nosem po mojej szyi.
- Twoje zasrane niedoczekanie. - ponownie udało mi się powiedzieć to w miarę odważny sposób.
- A później jeszcze zabiję - przywarł do mojej szyi, jednak nie wbił się do niej jeszcze dostatecznie, sprawiając u mnie napięcie wszystkich mięśni ze strachu.
Czekam, czekam na Wasze opinie! :)
Zachęcam również, kto chce, do głosowania w konkursie na "blog miesiąca" na stronie:
http://youmyeverything-spisfanfiction.blogspot.com/
Z góry dziękuję za każdy oddany głos! :*
Rozdział 33 - 05.08
Rozdział 34 - 12.08
opowiadanie świetne :-D już czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :-D
OdpowiedzUsuń