wtorek, 27 maja 2014

Rozdział 24

Ze snu obudziły mnie głośne odgłosy wycia. Hayden akurat wchodził do mojego baraku, przy tym mocno się śmiejąc z mojej kupy zużytych chusteczek w kącie. Nie miałam najmniejszej ochoty mu się z czegokolwiek tłumaczyć. Szybko wyszłam i udałam się do niby to "prysznica". Następnie zmuszona do ubrania tych samych ciuchów usiadłam na trawie przy ognisku i wyciągnęłam telefon komórkowy mając nadzieję, że znajdę sygnał. Niestety o zasięgu mogłam zapomnieć, a jakby tego było mało bateria wskazywała już na poniżej 10%. Schowałam go z powrotem do kieszeni i zaczęłam się przyglądać w otaczającą z każdej strony gęstwinę lasu. Po chwili z zamyśleń wyrwał mnie widok dwóch idących w moją stronę sylwetek - Igora i Roberta. Wydawali się być na prawdę w wyjątkowo dobrym humorze, co jeszcze bardziej doprowadzało mnie do szaleństwa.
- I jak biwakowanie ? - spytał Igor, jego uśmiech jednak szybko zniknął widząc moją minę.
- Fantastycznie - odpowiedziałam z ironią. - Z tego co widzę i ty Robert nie masz własnego rozumu - dodałam i wstałam patrząc im teraz obydwóm prosto w oczy z wyrzutami sumienia.
- Igor mi wszystko przedstawił to na prawdę nie jest zły pomysł - zaprzeczył Robert.
- Wy siebie słyszycie? To ja już nie jestem taka ważna, a tym bardziej to co czuję? - spytałam mając nadzieję, że ich ambicje lekko legną w gruzach.
- Daj spokój - odpowiedział Igor.
Nagle poczułam mocne ukłucie w klatce, na co lekko zajęczałam i skuliłam się z bólu.
- O cześć - uśmiechnął się Patch podając rękę do Igora, a następnie do Roberta. - Miło mi Was w końcu spotkać - uśmiechnął się, a następnie skierował wzrok na mnie.
Staliśmy przez chwilę w milczeniu, czułam pożerający wzrok Patch'a na sobie. Igor I Robert stali jakby właśnie zostali porażeni prądem. Coś było nie tak, i już chyba nawet domyślałam się o co chodzi. Tylko jak Hayden mógł być tak naiwny i uwierzyć Patch'owi, że jest on wilkiem i stoi po jego stronie.
- Od kiedy znasz się z watahą? - zaczął rozmowę Robert  kierując pytanie do Patch'a, który dalej mi się uważnie przyglądał.
- W zasadzie od bardzo, bardzo, bardzo dawna - odpowiedział miękkim, a zarazem mocnym głosem.
- A to ciekawe - dodał Igor kierując paniczny wzrok na Roberta.
- Wiem kim jesteście, ale jeśli jednak znaleźlibyście jakąkolwiek chęć na surową jagnięcinę to zapraszam. - uśmiechnął się szyderczo i odszedł w stronę zebranej grupy wilków w okół mięsa.
- Ohyda - wydusiłam z siebie po czym nerwowo spoglądałam to na Igora, to na Roberta.
- Jeśli Wy też myślicie, o tym samym co ja, to jesteśmy w kropce - dodał Robert nieco cichszym tonem drapiąc się nerwowo po głowie.
Po chwili oddaliliśmy się na bezpieczną odległość od watahy, tak aby nikt nie mógł nas podsłuchiwać. W okół znajdowało się pełno drzew i zarośniętych dziko krzewów, moje szare tenisówki zamieniły się w czarne trapery z brudnej, wilgotnej ziemi.
- I co teraz? - spytał Robert Igora krzyżując ręcę.
- Po pierwsze musimy szybko zabrać stąd Ninę, jeszcze tylko reszty pierwszych nam tutaj brakuje. - uśmiechnął się do mnie blado Igor.
- Mam rozumieć, że to już koniec waszego durnego planu i wracamy wszyscy razem do domu? - spytałam miejąc nadzieję na potwierdzającą odpowiedź ze strony chłopaków.
- Zostawimy ich na stracenie? - zapytał Igor na co odpowiedziałam mu niedowierzającym wzrokiem.
- Nie mamy innego wyjścia no chyba, że chcesz zginąć zupełnie bez sensu. - dodał Robert uśmiechając się do mnie.
- Masz rację zbieramy się. - odparł Igor i ruszyliśmy wszyscy spokojnym spacerem w kierunku domu.
- Kolejny pierwszy? - spytałam z niedowierzaniem. - Ilu ich matka miała? - dodałam.
- Stanowczo za dużo o każdego z nich - zachichotał Robert.
- Cholera, zostawiłam telefon komórkowy koło ogniska. - warknęłam zła na siebie. - Wrócę tam i powiem, że jeszcze idę się z Wami pożegnać i zaraz wracam. - dodałam widząc ich zawiedzione miny.
- Nie wiem czy to dobry pomysł, żeby tam wracać. - zaprzeczył Robert. - Dobra jak coś to my tu cały czas czekamy. - dodał po zastanowieniu.
Ruszyłam szybko biegiem z powrotem w kierunku polany, gdzie mieszkali wilki. Czułam jak powoli buty targają się z każdej strony po czym zupełnie odpadają i zostają w tyle. Nie ma nic lepszego niż bieganie w zimie w samych skarpetkach po ziemi. Zobaczyłam przygaszone już nieco ognisko przy którym siedziałam i przy którym zostawiłam swój telefon. Parę metrów dalej wszyscy zebrali się w okręgu na przeciwko siebie. Nie mogłam dostrzec kto przeciwko komu, ale przecież z ciekawości nie podejdę bliżej. Niestety mojego telefonu nie było, a na drodze stanął mi uśmiechnięty od ucha do ucha Paweł.
- Widzimy się ponownie - powiedział przyprawiając mnie o niepokój, a zarazem o lekkie motyle w brzuchu.
- Nie na długo - warknęłam zbierając sie do jaknajszybszej ucieczki.
- Obawiam się jednak, że jesteś w błędzie. - mocno zaprostestował i uśmiechnął się jeszcze szerzej uwydatniając zalotne zmarszczki w okół oczu.
Nagle za Pawłem znaleźli się Kol oraz Patch, niedługo później zjawił się Mario wychylając się na sam przód swojej rodziny i jednocześnie znacznie się do mnie przybliżając. Wewnątrz odczuwałam potworny ból, jakiego jeszcze nigdy dotąd nie zaznałam. Przede mną stała cała rodzina pierwszych, a za mną Hayden wraz ze swoją watahą.
- Tego szukasz? - zadrwił Patch rzucając w moją stronę telefon, którego szukałam. Szybko go złapałam i stałam dalej cała drżąc w miejscu i nie wiedząc co dalej zrobić.
- Ani drgnij - dodał Mario ostrzegawczym tonem na co odpowiedziałam mu gniewnym wzrokiem.
Nagle poczułam jak ktoś ciągnie mnie za rękę do tyłu w stronę watahy.
- Co teraz? - spytałam załamana w stronę Igora, który skutecznie ustawił mnie pomiędzy siebie, a Roberta.
- Poczekaj, zaraz coś wymyślę - odpowiedział mocno ściskając mi rękę.
Teraz to nasza trójka stała na czele watahy na przeciw rodzinie pierwszych, po chwili dołączył do nich także Louis oraz Joey. Co prawda nie mieli oni przewagi liczebnej nad nami, jednak każdy z nas miał świadomość, że nie mamy szans na wygraną. Chłodny wiatr podwiewał moje włosy do tyłu dodając jeszcze większej gęsiej skórki na moim ciele. Wszyscy staliśmy w ogromnym napięciu nie wiedząc co zaraz może się wydarzyć, tylko Mario wydawał się być zrelaksowany i mocno rozbawiony tą całą sytuacją. Nagle poczułam jak Hayden mocno ścisnął mi gardło i przywarł do siebie odpychając Igora i Roberta.
- Wolność za dziewczynę - krzyknął do Mario drapiącego się w zabawny sposób po brodzie.
- To nie ty wyznaczasz tutaj warunki piesku - zaśmiał się. - Dziewczyna albo już nic z Was nie pozostanie. - dodał.
- Skręcę jej kark jeśli nie złożysz przysięgi o pozostawieniu naszego gatunku w spokoju. - zagroził ostrzej Hayden gwałtownie wykrzywiając moją głowę w prawą stronę.
- Doskonale wiemy, że nie skrzywdziłbyś żadnej żywej istoty więc nie popisuj się teraz tylko ją puść, a ja postaram się nie rozszarpać Was wszystkich w tej chwili - Mario zrobił krok do przodu w naszą stronę.
- Nie! - zaprotestował Hayden, po czym upadłam na ziemię, czując, że już nikt mnie nie trzyma. Wszystko działo się tak szybko, że nawet nie zdążyłam nic zaobserwować co się w okół mnie dzieję.
W chwili paniki pamiętając, że wśród watahy znajdowali się Robert i Igor zaczęłam ich szukać wzrokiem. Wszędzie widziałam zakrwawione zwłoki porozrzucane w nieładzie po łące. Czując ogromny strach i obrzydzenie powoli traciłam nadzieję. Nie wiedziałam co dalej, gdzie oni są?
Nagle zauważyłam Roberta tuż obok mnie i Igora, który mocno się do mnie przytulił. Fala ulgi oblała całe moje ciało przyprawiając o łzy szczęścia.
- O co w tym wszystkim chodzi? - spytał Robert kierując pytanie w stronę pierwszych.
- O zabawę, czyż nie? - zaśmiał się umazany krwią Mario.
- Dlaczego nas nie zabiłeś? - spytał Igor wstając razem ze mną i utrzymując się na dwóch nogach.
- Z czystej życzliwości dla samego siebie. Stwierdziłem, że lepiej będzie wyciągnąć parę rzeczy od Niny szantażując ją Wami. Gdybym pozbył się Was w łatwy sposób wszystko byłoby za proste i za nudne, a mówiąc szczerze nie mam nic innego do roboty jak na słodkie gierki. W sumie oglądanie Was jest lepsze niż oglądanie jednych z najlepszych komedii, czy telenoweli. - zachichotał wraz Kol'em, Pawłem, Louisem i Patchem.

***

Po niezbyt życzliwym pożegnaniu na polanie rodzina pierwszych, gdzieś zniknęła, zapowiadając jutrzejszą wizytę w moim domu. Robert poszedł dotrzymywać towarzystwo Marcie, a my, tzn. ja z Igorem siedzieliśmy u mnie w pokoju na dywanie w milczeniu, wpatrując sobie w oczy. Nagle Igor delikatnie musnął opuszkami palców moją szyję.
- Jesteś głodny? - spytałam wyczuwając jego napięcie.
- Nie - odpowiedział urzekając mnie swoim szczerym wzrokiem i lekkim uśmiechem. - Jednak zależy co masz na myśli - dodał kierując swoją dłoń wzdłuż moich pleców i tym samym przyprawiając mnie o ciarki pożądania. Bez tchu rzuciłam się w jego ramiona rozbrajając jego usta. Igor uniósł mnie lekko na rękach, po czym znaleźliśmy się już na łóżku, gdzie teraz to on znajdował się nade mną. Delikatnie całował moją szyję, a następnie wgryzł się przyciskając mnie jeszcze mocniej do siebie. Nie czułam bólu, wręcz przeciwnie pożądanie, a zarazem radość.










Strasznie przepraszam za lekkie spóźnienie ;)
Kochani zastanawiam się czy jest sens pisania części III, ponieważ ta kończyć się będzie już za około miesiąc. Dlatego jeśli uważacie, że warto i macie ochotę czytać kolejną część tej historii, to proszę pozostawcie na ten temat niżej komentarz. Z góry dzięki ! :*


Rozdział 25 - 2.06
Rozdział 26 - 9.06

2 komentarze:

  1. ważna notka na http://youmyeverything-spisfanfiction.blogspot.com/ dotyczy bloga miesiąca jeśli przeczytasz proszę skomentuj x

    Administratorka, Dems

    OdpowiedzUsuń
  2. Widzę, że nie masz jeszcze zwiastunu na blogu. Zapraszam więc do mojej zwiastunowni. Zapewniam, że wykonamy zwiastuna o każdej tematyce, dostosujemy się do Twoich potrzeb i będziesz w pełni zadowolona. Pozdrawiam :) http://zwiastunowa.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń