Po krótkim czasie wróciliśmy do domu. Zapadał zmierzch, przysłoniłam rolety do połowy okien i oświeciłam światło w pokoju. Chłopak usiadł koło mnie, a ja schowałam się pod kołdrę i zasypiałam. Nie pamiętam co mi się śniło, wiem tylko, że mocno się wierciłam. Kiedy wstałam Igor spał obok na ziemi, więc próbując go nie przebudzić po cichu wyszłam z pokoju do łazienki, ułożyłam włosy i ubrałam się na sportowo. Całe szczęście była sobota i mogłam więcej czasu poświęcić Marcie w szpitalu. Zjadłam śniadanie, minęłam się z mamą, praktycznie tylko się przywitałyśmy i wyszłam potajemnie z Igorem kierując się do szpitala. W aktualnej chwili nie miałam ochoty rozmawiać z mamą na temat "dlaczego nic mi nie powiedziałaś, że jestem adoptowana?" W tym momencie musiałam pomyśleć o Marcie i jej stanie.
***
- O wszystkim zapomni, nie martw się - powiedział Igor parkując na jednym z wolnych miejsc przed budynkiem.
- Zależy w jakim będzie stanie - powiedziałam mając nadzieję, że jednak mogę jej zaoszczędzić kontaktu wzrokowego z Igorem lub Robertem.
- Chcesz żeby wiedziała? - spytał.
- Nie chcę, ale muszę jej to wyjaśnić, jest moją przyjaciółką. - powiedziałam.
Wchodząc do szpitala poczułam nieprzyjemny zapach jaki zawsze w nim panuje. Tłumy ludzi, nieprzespane noce, ból. Wyjechałam na drugie piętro, a Igor i Robert tuż za mną kryjąc się pod kapturami przed niepotrzebnymi zachwytami i piskami fanek.
- Masz dokładny numer sali? - spytałam wchodząc na oddział Igora.
- 6 - odpowiedział i uchylił przede mną drzwi dokładnie z tym numerem.
W sali było ciemno, a Marta spała na ostatnim łóżku przy oknie zalana w gips, w zasadzie wystawała jej tylko głowa i klatka piersiowa spod białego materiału. Na całe szczęście leżała sama na sali, przez co mogliśmy trochę bardziej porozmawiać.
- Nie budźmy jej na razie - powiedziałam siadając po cichu przy łóżku.
Robert skinął głową i usiadł tuż koło mnie wpatrując się w Martę i moją reakcję. Nie mogłam uwierzyć w to co widziałam. Dziewczyna była cała poturbowana. Igor w tym czasie oparł się o framugę okna.
- A co państwo tutaj robią?! - krzyknęła pielęgniarka budząc przy tym Martę.
- YYy, my tylko przyszliśmy zapytać jak się czuję - odpowiedziałam, a Robert i Igor w tym czasie umiejętnie się odwracał.
- To nie jest najlepszy pomysł, proszę stąd zaraz wyjść - powiedziała zmieniając kroplówkę, a następnie wyszła.
- Jak się czujesz? - spytałam widząc przerażone oczy Marty
- Wytłumaczysz mi co jest grane? - spytała roztrzęsiona spoglądając ze zdziwieniem na zakapturzonych chłopaków.
- Nie chciałam Cię w to mieszać i strasznie Cię za wszystko przepraszam. - powiedziałam trzymając jej dłoń.
- To nie jest Twoja wina - odpowiedział Robert.
- On też jest jednym z nich? - spytała dziewczyna.
Popatrzyłam na nią ze zrozumieniem jednak Marta od razu zaczęła krzyczeć i wpadać w panikę.
- Proszę wysłuchaj mnie, on Ci nie zrobi krzywdy - próbowałam ją przekonać.
- Czyżby? - spytała. - To czemu się ukrywa, co? - dodała. Igor w tym czasie postanowił szybko się ulotnić na próbę.
- Tylko proszę nie piszcz - zachichotał Robert ściągając kaptur z głowy.
Marta zrobiła wielkie oczy, nie wiedziała co ma powiedzieć, co chwilę patrzyła na Roberta i na mnie rozproszonym i przerażonym wzrokiem.
- Jeśli chcesz możesz o tym wszystkim zapomnieć - powiedział Robert, a ja zmierzyłam go zimnym wzrokiem.
- Bardzo chcę - odpowiedziała.
- Ale nie mogę jej zostawić z tym wszystkim samej - dodała uśmiechając się do mnie i jednocześnie wykrzywiając się z bólu.
- Ok, rozumiem, mogę również sprawić, że zaraz stąd będziesz mogła wstać bez żadnego cierpienia. - powiedział.
- Boję się co za tym stoi, ale chcę wyzdrowieć uczciwie i już - odpowiedziała.
- Zuch dziewczyna ! - przytuliłam ją w miarę delikatnie.
Przez następne minuty opowiedzieliśmy jej wszystko w skrócie i ogółem, widząc jak pielęgniarka chce nas zabić wzrokiem wyszliśmy jak najszybciej. Po powrocie do domu spotkałam się jeszcze z Igorem , przekonywał mnie że wyjście w sobotni wieczór wcale nie jest najlepszym rozwiązaniem. Zostałam sama ze sobą na pastwę losu w pokoju, bałam się podjąć rozmowy z mamą i tym skąd się wzięłam w tej rodzinie. Zawsze myślałam, że byłyśmy do końca ze sobą szczere, najwidoczniej się myliłam. Wzięłam gorący prysznic i resztę dnia spędziłam przy oknie, wpatrując się bezsensownie w krajobraz gdy nagle zadzwonił telefon. Po odebraniu nieznany numer się rozłączył, a w domu usłyszałam dzownek do drzwi. Zeszłam powoli i lekko je uchyliłam.
- Witaj! Jak dawno się nie widzieliśmy. - krzyknął uradowany Paweł, przyprawiając mnie o rumieńce.
- Nie mam czasu na pogawędki. - odpowiedziałam oschle.
- Czyżby? Bo ja widziałem zupełnie coś innego, słyszałem również, że wejście do tego domu jest nieco ograniczone. - powiedział.
- Tak, zwłaszcza dla takich jak ty - uśmiechnęłam się.
- Ale również wiem, że ktoś ma tutaj już wstęp zapewniony - dodał.
- A to już nie Twoja sprawa - odpowiedziałam.
Przez chwilę przeszywaliśmy się zimnym wzrokiem, aż w końcu ujrzałam coś czego nigdy bym się nie spodziewała, z tyłu za Pawłem właśnie szedł uradowany Kol z Mario.
- Widzę, że polepszyliście stosunki rodzinne - powiedziałam nieco przerażona. Musiałam coś zrobić, Mario miał wstęp wolny do mojego domu, a więc wystarczyło tylko powiedzieć, że odwołuję zaproszenie do środka.
- Nie do końca, aniele - zaprzeczył Mario, który właśnie przekroczył próg i stanął tuż obok mnie.
- Wyjdź! - krzyknęłam.
- Jak widać, Twoi dwaj kochankowie nie opowiedzieli Ci o jednym drobnym szczególe - powiedział Kol. Popatrzyłam na niego badawczym wzrokiem.
- Jak już raz zaprosisz pierwszego, więcej razy już nie musisz - zachichotał Paweł przeszywając mnie wzrokiem.
Spojrzałam przerażona na nich wszystkich nie wiedząc co dalej robić.
- Od kiedy staliście się jedną kochającą i zgraną się rodziną? - spytałam.
- Od kiedy mamy wspólnego wroga - odpowiedział Mario i mocno ścisnął mnie od tyłu.
- Nie przyszliśmy tu na pogawędki, tylko dowiedzieć się konkretów. - warknął Kol.
- W zasadzie dziewczyna nam już nie musi nic mówić - powiedział Mario - Opowiedzą wszystko sami, osobiście - dodał lekko się uśmiechając, następnie wyszedł przed dom i rozłożył ręce na przywitanie Roberta, który właśnie zbliżał się w naszym kierunku.
- Nie!- krzyknęłam i już miałam wybiec w ich stronę, kiedy Paweł i Kol zatorowali mi drogę.
Rozmawiali o czymś, Robert był bardzo skupiony, a Mario co chwile wybuchał śmiechem. Nie mogłam podsłyszeć choćby jednego słowa, bo Paweł i Kol cały czas zagłuszali rozmawiając o stylizacji włosów. Kiedy spostrzegłam, że wszyscy nagle zniknęli, sparaliżowało mnie. Robert leżał dosłownie 200 metrów przede mną w bezruchu. Szybko podbiegłam mu na ratunek ze łzami w oczach.
- Proszę powiedz mi, że nic Ci nie jest! - krzyknęłam do nieprzytomnego chłopaka. Na całe szczęście wyglądał, że skręcono mu tylko kark. Bez zastanowienia się, z wielkim trudem wepchałam go do domu i polozyłam na kanapie czekając aż się obudzi.
***
- Robert? - spytałam widząc jak zaczyna ruszać gałkami ocznymi.
- Muszę Ci coś powiedzieć - powiedział zmartwiony masując sobie kark.
- Nic Ci nie jest? - spytałam troskliwie.
- Mi nie, ale... - przerwał.
- Zrobić Ci coś ciepłego do picia? - wtrąciłam.
- Nie dzięki, przecież wiesz... a z resztą nie ważne. Muszę coś Ci wyznać - powiedział jeszcze bardziej spięty.
- Chyba... chyba nie powiedziałeś mu o nim? - spytałam czując narastającą panikę.
- Powiedział mi, że jeśli nic mu nie zdradzę, to już więcej nie zobaczysz światła dziennego - tłumaczył.
- Jak mogłeś?! On dla Ciebie tyle zrobił! - krzyknęłam w histerii.
- Nina zrozum, jeśli Igor się dobrze ukryje nie znajdą go - zapewnił mnie, jednak nie mogłam dalej w to uwierzyć. Jak mógł tak od razu wydać Igora?
- Wolałabym już więcej nie widzieć słońca, niż mieć świadomość, że jestem przyczyną kogoś śmierci! - krzyknęłam, na co Robert badawczo mi się przyglądał.
- Ty go kochasz? - spytał.
- Po prostu mi na nim zależy, czy to takie dziwne? Jeśli chodziło by o Ciebie zrobiłabym to samo! - dodałam.
- Nie martw się, tak jak mówię, Igor wyjedzie, będzie się ukrywał, nie ma szans żeby go znaleźli. - powiedział.
- Zrobiłeś to specjalnie! - krzyknęłam.
- Nie mów tak, zrobiłem jak najlepiej uwierz mi - pocieszał mnie.
- Nie chce już o tym gadać, muszę go znaleźć sama. - oznajmiłam.
- Zostaw tą sprawę w spokoju - zaprzeczył.
- Nie - odmówiłam, wiedziałam co mam robić. - Myślisz, że tylko na tym się skończy? Z dnia na dzień bedą chcieli wyeliminować wszystkich, którzy mi będą chcieli pomóc. - dodałam wymachując nerwowo rękami.
- Zrozum, że coś się dzieje nie tak. Rodzina pierwszych od dawna była skłócona, a tu nagle są razem? - spytał Robert.
- Wiem, że coś jest nie tak, dlatego muszę jak najszybciej znaleźć Igora. - powiedziałam czując załamanie.
- Usłyszałam, że mają z kimś problem, tylko nie powiedzieli żadnych konkretów - powiedziałam przypominając sobie słowa Pawła. Robert mocno się zamyślił. Nienawidziłam takich chwil milczenia. Musiałam się czegoś więcej dowiedzieć.
- A możesz mi powiedzieć coś więcej o mojej biologicznej rodzinie? - spytałam.
Przez chwilę zapadła cisza, widać było, że chłopak nad czymś silnie myśli.
- Kiedy próbowaliśmy Cię odnaleźć z Igorem, nigdzie nie było samej Ciebie. Cała Twoja rodzina, wszyscy jej członkowie się zgadzali, ale brakowało w niej samej Ciebie. - zaczął Robert w skupieniu.
- Nie znam swojej prawdziwej rodziny.- powiedziałam do siebie.
- Obydwoje przypuszczalismy, że zrobiono to dla Twojego dobra. Jak się później okazało cała twoja rodzina zniknęła w dziwnych okolicznościach. - kontynuował.
- Mario zabił wszystkich? - spytałam czując obrzydzenie.
- Niestety lub stety okazało się, że tylko ty masz coś w sobie wyjątkowego co sprawi że stanie się nie do pokonania. - dodał.
- On zabił całą moją rodzinę - powtarzałam w kółko.
- Nie do końca całą. - zaprzeczył.
Spojrzałam na niego badawczym wzrokiem. Co to miało znaczyć?
Robert nie odpowiedział, tylko nagle rozszerzył swoje oczy.
- Ej, powiesz mi? Ktoś jednak żyje? - pytałam bez skutku.
- Nie, tym teraz powinniśmy się przejmować czymś innym... - odpowiedział cały się naprężając.
- Robert, co jest grane? - spytałam.
- Wygląda na to, że nie tylko rodzina pierwszych ma do Ciebie interes - powiedział.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć, czy to miało jakiś związek z moją rodziną? Chcę od tego się uwolnić, pragnę zapomnieć.
- Czy to oznacza, że kolejny wampir stanie na mojej drodze? - spytałam.
- Nie koniecznie wampir - odpowiedział i szybko wybiegł z mojego domu znikając mi z widoku i zostawiając samą z myślami.
Jak myślicie jakie inne stwory Robert miał na myśli?
Pamiętajcie, Wasze komentarze bardzo mnie motywują, a ostatnio jest ich coraz mniej :(
Pozdrawiam i życzę udanego tygodnia :)
Rozdział 22 - 12.05
Rozdział 23 - 19.05
Świetny rozdział xD Nwm co miał na myśli Robert... Obstawiam na czarodziei ewentualnie na wilkołaki... Im dłużej się zastanawiam na tym jakie to mogą być istoty tym głupsze mam pomysły. Lepiej będzie jak nie będę się nimi chwalić, więc wróćmy do twojego bloga. Na serio bardzo ciekawe i cudne tło *.*
OdpowiedzUsuńŻyczę weny :)
Rozdział jak zawsze świetny ;)
OdpowiedzUsuńNwm, może wilkołaki, albo jakiś stwór co żywi się krwią, tylko takie wytłumaczenie przychodzi mi do głowy.
Miłego pisania ;)
bardzo ciekawa i intrygująca historia. Masz talent.
OdpowiedzUsuńwow! świetne opowiadanie, takie... nietypowe, ale to dodaje mu niezwykłości i czaru! :)
OdpowiedzUsuńzazdroszczę Ci wielkiej wyobraźni! :*
zapisuję się do grona Twoich czytelników i pozdrawiam cieplutko! :)
w wolnych chwilach zapraszam do mnie: http://sophieicristiano.blogspot.com/ Powiadom mnie, kiedy znowu coś dodasz ;)
Rozdział boski .
OdpowiedzUsuń