poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Rozdział 19

Tak bardzo chciałam go ujrzeć i poczuć, lecz los cały czas oddalał mnie od rzeczywistości. Walczyłam z życiem, z życiem człowieka. Nie wiedziałam co się dzieje z moim ciałem, ale czułam jak ktoś mnie przemieszcza. Białe, rażące światło raziło mnie nie miłosiernie ciągnąc do siebie. Nie miałam czego się chwycić, umierałam. Nagle coś odrzuciło mnie brutalnie, zupełnie tak jakbym upadła na podłogę. Ciepłe, a zarazem rażące światło zupełnie zniknęło. Poczułam nieprzyjemne zimno i dreszcze. Nic nie widziałam, tylko ciemność. Nagle spomiarkowałam się że są to moje powieki. Czyżby mi się udało, czy może właśnie już jestem wampirem? Rozchyliłam lekko powieki i ujrzałam coś, na co czekałam ot tak dawna. Igor pochylał się nade mną w skupieniu, a jego twarz wyrażała troskę i radość.
- Kocham Cię - wyszeptałam ledwo przez piekące gardło, na co Igor pocałował mnie w policzko. Poczułam mocno przyjemne dreszcze przechodzące przez ciało.
- Też Cię kocham. -odpowiedział.
- Ja umarłam ? - spytałam bojąc się odpowiedzi.
- Jak widać nie masz trupio białej twarzy, ani wystających kłów- zachichotał.
- Pytam się na serio- ledwo udało mi się uśmiechnąć.
- Znowu Ci się udało - przytulił się do mnie.
Leżelismy tak przez dłuższy czas. Z jego biegiem zorientowałam się, że jestem w samochodzie, a konkretnie w "Veyronie" Roberta, który właśnie siedział za kierownicą. Dostrzegłam tabliczkę przekreslajaca miejscowość Cieszyn. Z ulga odetchnęłam i rozluźnilam się nieco bardziej. Igor zasnął mi na kolanach, na co uśmiechałam się cały czas. Zerknełam dyskretnie na Roberta, nic się nie zmienił. Dalej zadziwiał swoją urodą.
- Co z Pawłem? - zapytałam przypominając sobie nieprzyjemne wspomnienia.
- Na chwilę go uspokoiliśmy, ale nie na długo - odpowiedział mi Robert patrząc na mnie przez lusterko.
- Skręciłeś mu kark? - spytałam wyobrażając sobie tę sytuację, która w gruncie rzeczy wcale mi nie przeszkadzała, wręcz przeciwnie podnosiła mnie na duchu.
Robert odpowiedział mi czarującym uśmiechem. Może nic do niego głębszego nie czułam, jednak w głębi duszy zadziwiał mnie sobą. Po półtora godzinnej drodze przekroczyliśmy granicę mojego miasta. Miasta, w którym wszystko się zaczęło, w którym mieszkali moi bliscy, rodzina, przyjaciele. Kiedy podjechalismy pod dom poczułam wielką pustkę. Już nic nie będzie jak dawniej, nawet jeśli wszystko jakimś cudem się ułoży to i tak wspomnienia będą dręczyć moje serce.
- Teraz jesteś w pełni bezpieczna i już nikt nie będzie mógł się do Ciebie wprosić - oznajmił zadowolony Igor wysiadając z samochodu.
- Jak to?! - spytałam zbita z tropu.
- Troszkę go ruszyliśmy, ale potem poskładaliśmy wszystko na swoje miejsce, tak jak było - odpowiedział Robert wskazując na dom.
- Zburzyliscie mój dom ?! - spytałam w jeszcze większym szoku.
- Ale odbudowaliśmy tak samo - dodał Igor widząc moje przerażenie.
- Co nie zmienia faktu, że najpierw go zburzyliście - zmierzyłam ich wzrokiem. Chciałam ich trochę przetrzymać w niepewności, jednak po chwili już nie wytrzymałam i mocno wysciskalam ich obydwu. Bądź co bądź to może już nie te same mury postawione 30 lat temu, ale ważne, że bezpieczne. Kiedy przekroczyliśmy próg domu poczułam kluski w gardle. Nic się nie zmieniło, nawet zapach wciąż unosił się ten sam co przedtem, wanilia z lawendą. Dom był pusty, aktualnie była 16.39. Mama na pewno pojechała odebrać brata ze szkoły. Wyszłam na pierwsze piętro, a następnie od razu do swojego pokoju. Nie wytrzymałam. Łzy momentalnie zaczęły mi spływać po policzkach ciurkiem. Podeszłam bliżej do okna i wpatrywałam się w gęsty ciemny las.
- Nie sądziłam, że jeszcze kiedykolwiek tu wrócę - powiedziałam wycierając łzy.
- Jak mogłaś mieć w ogóle wątpliwości - powiedział Igor i stanął tuż za mną, również przyglądając się krajobrazowi za oknem.
- Wypiłam mnóstwo jego krwi - powiedziałam czekając na jakieś dobre tego zakończenie.
- Zauroczenie przechodzi z biegiem czasu, chyba że dasz się temu ponieść. - powiedział nieco ciszej Igor łapiąc mnie od tyłu i mocno przytulając.
- Idę wziąć prysznic - oznajmiłam czując się nie świeżo.
- No właśnie miałem powiedzieć że coś tu nie ładnie pachnie, ale... - zachichotal.
- A gdzie Robert? - Spytałam mierząc go jeszcze za ostatnie słowa jakie wypowiedział.
- Zapewne szykuje już coś dla Ciebie do zjedzenia - wyszczerzył się.
- To jest złoty chłopak, a nie ty uświadamiajacy mi, że śmierdzę. - również uśmiechnęłam się chytro.
Tak bardzo się za nim stęskniłam, że nawet nie miałam ochoty rozstawać się z nim chociażby na minutę. Gorąca, przyjemna woda spływała po moim ciele, po wszystkich ranach, zaschniętym błocie i krwi. Wytarłam szybko włosy ręcznikiem i opuściłam je na świeżo założoną białą bluzkę. Ubrałam zwykłe spodnie do spania i poszłam do kuchni. Oby dwoje siedzieli przy blacie, zacięcie sobie o czymś opowiadając i się przy tym śmiejąc. Ominełam ich szybko i dostrzegłam talerz zapełniony grzankami z serem, a na nich ozdobnie nałożoną żurawinę.
- Kocham żurawinę - oznajmiłam rzucając się wręcz do jedzenia.
- A ja już myslałem, że jednak ta Twoja miłość do mnie nieco dłużej potrwa, ale skoro tak to wymierzam wyzwanie mojej największej rywalce w miłości, żurawinie - zażartował Igor wstając i prężąc się przed moimi kanapkami.
- A ja już myślałam, że to mnie uratowano z odzysku. - uśmiechnęłam się i połknęłam następny kawałek.
Igor usiadł z powrotem patrząc na mnie z pode łba.
- Na pewno jesteś zmęczona, idź połóż się spać, a jutro pomyślimy dalej co robić. - oznajmił Robert klepiąc Igora po plecach.
- Jutro idę do  szkoły. - powiedziałam.
- Co?! - spytał w szoku Igor. - Nigdzie nie idziesz! - dodał.
- Nie ma mowy nawet, stęskniłam się za Martą i w ogóle za wszystkimi, muszę iść już dawno mnie nie było, muszę ją uświadomić, że jestem cała i zdrowa. - powiedziałam widząc ich wkurzone miny.
- Marta może przyjść do Ciebie, a z dyrektorem zawsze możemy sobie porozmawiać, żeby Cię nie usunął - uśmiechnął się chytrze Igor.
- Nie! Koniec z tym. Nie będziecie już nikomu mieszać w głowie, a tak a propo co znowu wmówiliście mojej mamie i bratu? - spytałam przypominając sobie, że na pewno coś z tym też zrobili.
- Hmmmm... - wydusił z siebie Robert lekko się śmiejąc.
- No, bo chodzi o to że była potwornie przerażona, a jak jeszcze zobaczyła nas to szczerze mówiąc już chciałem jej dać swoją krew, ale ... - urwał Igor.
- Co?! - spytałam zszokowana.
- Powiedziałem mu żeby nawet tego nie próbował, więc przewieźliśmy ją do szpitala. Ja zająłem się Twoim bratem przez tydzień, aż twoja mama nie wróciła ze szpitala i powiedzieliśmy im, że pojechałaś na wymianę szkolną do innego kraju na tydzień. - wyjaśnił Robert.
- Co było mojej mamie? - spanikowałam.
- Nic, po prostu straciła dużo energii i była mocno znerwicowana. - odpowiedział Lewy.
- Boże. - powiedziałam do siebie opierając się o blat z emocji.
- Nie martw się już jest z nią dobrze - zapewnił mnie Igor.
- No na pewno, skoro znowu jej zrobiłeś pranie mózgu. - powiedziałam wkurzona. Byłam potwornie zła na siebie za to wszystko, jednak z drugiej strony co mogłam zrobić, nic.
- Idę się położyć i jutro idę do szkoły, bez dyskusji. - oznajmiłam i poszłam.
Połozyłam się na świeżej i pachnącej kołdrze. Uświadomiłam sobie, że już w swoim pokoju jestem całkiem bezpieczna. Nikt nie ma prawa wchodzić tu bez zaproszenia i rujnować mi życie.

***

Dzień zapowiadał się mroźny i deszczowy. Szybko wstałam i zajrzałam do szafy, z tym samym pytaniem "co mam na siebie dzisiaj włożyć". Wsunęłam ciemne rurki i czarną bluzkę z kolorowym zdjęciem z przodu. W łazience rozczesałam włosy i lekko podkreśliłam oczy tuszem. Nałożyłam delikatny błyszczyk na usta i zeszłam do kuchni. Nie czekając na nić rzuciłam się na mamę, z uścisku o mało jej nie dusząc.
- Kocham Cię - powiedziałam.
- Ja Ciebie też kochanie, jak to dobrze, że już wróciłaś - oznajmiła i pocałowała mnie w głowę. - O której wczoraj już byłaś w domu? - spytała.
- O 16, ale zaraz poszłam spać - odpowiedziałam.
- Co Ci się stało w szyję? - spytała robiąc wielkie oczy i sięgając po płyn antybakteryjny.
Momentalnie chwyciłam się głębokiej rany. Zupełnie o tym zapomniałam, jak mogłam być tak nieodpowiedzialna, musiałam wymyśleć coś sensownego,a na pewno nie to, że wampir Paweł mnie ugryzł i o mało nie zabił.
- YYYy... Tam w Dortmundzie dostałam potwornej alergii, wprost nie mogłam się przestać drapać, no i tak wyszło. - lekko się zarumieniłam.
- Ale na co? - spytała robiąc jeszcze większe oczy.
- Yy, na kapustę, zrobiłam raz sałatkę i od tego czasu nie miałam życia. - odpowiedziałam.
- Ale to jest aż do krwi, trzeba będzie z tym iść do alergologa. - oznajmiła splatając obydwie ręce.
- Nie ma takiej potrzeby, już mi przechodzi, a sałaty więcej do ust i tak nie wezmę. Muszę się już zbierać do szkoły - próbowałam się wykręcić i wpadłam na brata.
- Hej! - mocno mnie przytulił.
- Hej słodziaku, i pa - odpowiedziałam i wyszłam z domu.
Z tego wszystkiego zapomniałam, że przecież troskliwość mamy wygra swoje i musi mnie podwieźć pod samą szkołę. Pierwsza lekcja matematyka, już chyba nie muszę tłumaczyć jak się czułam bez zadania ani jakiejkolwiek wiedzy na temat funkcji kwadratowych. Marta widząc mnie się popłakała, nigdzie się nie rozdzielałyśmy, nawet w toalecie.
- Wpadnij do mnie po południu - powiedziałam.
- Tak bardzo za Tobą tęskniłam, minął zaledwie tydzień, a ja czułam jakby co najmniej pół roku. - powiedziała Marta przytulając mnie przed szkołą. - Oczywiście, że wpadnę - dodała na pożegnanie.
- Nawet nie masz pojęcia jak mi się to wszystko potwornie dłużyło - dodałam.
Mama już czekała na mnie na parkingu uśmiechnięta od ucha do ucha. Odwzajemniłam jej uśmiech i udałam się w jej stronę. Nagle poczułam ogromny chłód i ucisk w klatce piersiowej. Szybko się rozglądnełam, ale nie dostrzegłam Mario. Nie czekając na to aż mi w końcu zatoruje drogę, podbiegłam do mamy i wsiadłam do samochodu.
- Hej, jedźmy już - powiedziałam szybko.
Mama tylko zbadała mnie dziwnym wzrokiem i ruszyła samochodem. Postanowiłam trochę ogarnąć swój pokój, nie będę ukrywać panował w nim istny chaos. Za około godzinę przyszła Marta. Zdążyła opowiedzieć mi cały tydzień, między innymi jak dyrektor przyłapał Arka na paleniu podczas siedzenia na toalecie, a co z tego wynikało musiał mu zrobić zdjęcie na dowód dla naszej wychowawczyni. Obniżono mu zachowanie, ale skończyło się niestety tylko na tym. Nagle ktoś zadzwonił do drzwi. Mamy nie było, a brat przesiadywał jeszcze w szkole. Zeszłam na dół prosząc Martę aby mimo wszystko została na górze w pokoju. Poczułam lekkie ukłucie wewnątrz, bałam się otworzyć jednak wiedziałam, że i tak żaden wampir tu nie wejdzie. Kiedy uchyliłam drzwi ujrzałam Kola, uśmiechał się z ogromnym szyderstwem.
- Dzień dobry. - powiedział i wystawił jedną nogę do przodu. Szybko potem uśmiech zszedł z jego twarzy, a oczy zrobiły się ponure i krwiste w okół. Stał tak przyglądając mi się przez dłuższy czas i napinając wszystkie swoje mięśnie.





Bardzo dziękuję za wszystkie Wasze komentarze, dodają mi dużo weny jak i cierpliwości ;) Mam nadzieję, że w najbliższym czasie Was nie zawiodę, a wręcz przeciwnie nieco zaskoczę :) Pozdrawiam

P.s. Szukam osoby, która wykonałaby szablon właśnie na ten blog, zainteresowanych oraz polecanych przez Was proszę o informację najlepiej w komentarzu, z góry dziękuję ;)


20 Rozdział - 28.04
21 Rozdział - 05.05


2 komentarze:

  1. Świetne opowiadanie. Doskonale piszesz. Ta historia jest bardzo ciekawa. Czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział, zresztą jak zawsze ;D
    Miłego pisania!
    czekam na kolejny rozdział, już nie mogę się doczekać co zrobi Kol

    OdpowiedzUsuń