This wonderful world
wtorek, 26 sierpnia 2014
poniedziałek, 11 sierpnia 2014
Rozdział 34
Chłopak zaczął delikatnie dyszeć, a ja z biegiem czasu uświadamiałam sobie co właśnie wyrabiam.
- Robert. - powiedziałam jednak on tak jakby udawał, że nie słyszy.
- Robert. - powtórzyłam nieco głośniej, a on momentalnie przestał i lekko odsunął się ode mnie, patrząc mi prosto w oczy.
- Ja, przepraszam. - wydusiłam i szybko wstałam na równe nogi. - Nie wiem co mną kierowało, ale proszę zrozum. - zaczęłam tłumaczyć, czując się beznadziejnie.
- Nie protestowałaś, więc myślałem, że ... - urwał, bo tym razem ja mu przerwałam.
- Jestem zmęczona i wiem, że to żadne wytłumaczenie, bo zachowałam się potwornie w stosunku do Ciebie, ale proszę zrozum, że nic z tego nie będzie i to co miało tutaj przed chwilą miejsce, po prostu było jakimś nieporozumieniem z mojej strony. - bałam się powtórnie spojrzeć na niego, bo wiedziałam, że teraz cierpi z czystej mojej głupoty. - Obiecuję, że jak tylko moja mama wstanie, od razu się wyprowadzimy. - dodałam i już bez słowa wróciłam do pokoju, gdzie spała mama. Pochowałam z powrotem nasze rzeczy, a następnie wtuliłam się pod kołdrę tuż obok niej, zapadając w głęboki sen.
***
Rozpakowałam i odniosłam wszystkie rzeczy na swoje miejsce. Wzięłam zimny prysznic z nadzieją, że zapomnę o swoim ostatnim wybryku. Jestem idiotką i nic temu zaprzeczyć nie może. Dopiero co pokłóciłam się z jednym, a już zabieram się za drugiego. Padłam z wycieńczenia na łóżko, chwytając się za głowę i roniąc kilka łez. Tak strasznie tęsknie za Frankiem, za tym co było kiedyś. Wszystko takie normalne i poukładane, w przeciwieństwie do teraz. Nie mogę tak zostawić tej sprawy z Kornelią. Ta dziewczyna pragnie powoli rójnować mi życie, a ja jej na to cały czas pozwalam, załamując się w poduszkę.
- Mamo wychodzę. - krzyknęłam i wyszłam z domu. Oczywiście nie miałam zielonego pojęcia, gdzie mieszka moja "kuzynka", więc wybrałam szybko numer do Marty. Jak się później okazało miałam przed sobą kawał drogi do przejscia.
- Gdzie idziesz? - Nagle poczułam mocny ucisk na ramieniu, który uniemożliwił mi dalsze przejście.
- Nie Twoja sprawa. - odpowiedziałam bez większego entuzjazmu w stronę Igora.
- I tak wiem. Nie możesz tam iść. - oznajmił tonem rozkazu.
- To po co się głupio pytasz skoro wiesz?! - co za idiota.
- Wracamy do domu. - oznajmił ciągnąc mnie w drugą stronę.
- Puść mnie w tej chwili, a jak nie to gorzko tego pożałujesz! - zaczęłam krzyczeć, a twarz chłopaka nabrała przyjazny uśmiech.
- Okej, ale w takim razie pójdziemy tam razem. - nagle stanął i ponownie zagłębił się w moich oczach.
- Nie ma mowy, ... - zaczęłam, ale mi przerwano, kiedy właśnie zostałam przerzucona przez ramię. - Nienawidzę być tak traktowana, jesteś ostatnim dupkiem jakiego właśnie teraz chciałam spotkać, ale no oczywiście znowu musiałeś się zjawić. - zaczęłam gadać w kółko na co tylko słyszałam w odpowiedzi lekki chichot chłopaka.
- Jesteśmy na miejscu. - Igor postawił mnie na ziemi.
- To tutaj? - zmierzyłam go wzrokiem za swoje zachowanie, a następnie wskazałam palcem na zaniedbane i zadrapane drzwi.
- Tak. - odpowiedział napinając wszystkie mięśnie i pukając.
Przez moment nastała grobowa cisza, jedynie było słychać co jakiś czas mój niespokojny oddech i chichot Igora, kiedy lekko zerkał w moją stronę.
- Naprawdę jestem aż tak zabawna?! - warknęłam, czując że w głębi duszy zaraz sama zacznę się z siebie śmiać.
- Nie będę zaprzeczał. - odpowiedział szczerząc tym razem w uśmiechu wszystkie swoje zęby.
Nagle tą pogawędkę przerwał nam natychmiastowy dźwięk otwierania drzwi, a w nich zaraz stanęła Kornelia. Kiedy zauważyła Igora, jej oczy się rozbłysnęły a usta wykrzywiła w ogromnym zadowoleniu. Natomiast, kiedy przeniosła wzrok na mnie zmrużyła tylko oczy, po czym w wielkim zaskoczeniu i z zapytaniem spojrzała na Igora.
- Co tu robicie? - spytała.
- Przyszliśmy na pogaduszki - uśmiechnął się blondyn.
- Wejdźcie - odpowiedziała od niechcenia wpuszczając nas do środka.
Całe mieszkanie było mocno zaniedbane, śmierdziało w nim strasznie papierosami i spalenizną. Delikantie usiadłam obok Igora na kanapie, a Kornelia na przeciwko nas. Jej wyraz twarzy mówił jednoznacznie "Wyłaź stąd, albo zaraz Cię rozszarpię".
- Dlaczego dalej wtrącasz się do życia Niny? - Nagle przerwał chłopak moje myśli.
- Wtrącam? - spytała robiąc niewinną minę.
- Zostaw Martę w spokoju. - wybełkotałam co wywołało ogromny śmiech u dziewczyny.
- A czy ja jej coś robię, do czegoś zmuszam? - spytała dalej się szczerząc. - Kochanie ty naprawdę nie wiesz do czego ja jestem zdolna. - dodała tym razem robiąc się poważna.
- Miałaś wyjechać. - syknął Igor.
- Nie wiedziałam, że się pogodziliście tak szybko - oznajmiła. - Myślałam Nina, że masz wiecej rozumu. A ty Igor przypominam Ci, że się powtarzasz, bo za każdym razem kiedy jesteś u mnie mówisz tą samą śpiewkę. - uśmiechnęła się ponownie.
- Przestań, Nina idziemy. - oznajmił chwytając mnie za rekę, jednak ja ją pospiesznie odepchnęłam.
- Tak tak, uwierz mi od kiedy tylko się pokłóciliście Igor jest dosyć częstym gościem u mnie w domu. - odgarnęła zgrabnie włosy, a mnie już całkiem zaczęło gotować wewnątrz.
- Nie przyszłam tutaj rozmawiać o Waszych romansach, czy też intrygach, ale chciałam tylko Cię prosić abyś dała mojej rodzinie i znajomym spokój. - powiedziałam i powoli wyszłam nie oglądając się za siebie, a jedynie słysząc parsknięcie dziewczyny w moją stronę.
Chciałam zatrzasnąć za sobą drzwi, jednak tak jak myślałam Igor szedł za mną i sam to zrobił.
- Częsty gość tak ? - spytałam czując gromadzące się łzy. Staliśmy juz na zewnątrz przed gdy nagle Igor mocno popchał mnie w stronę krzaków.
- Co ty wyrabiasz?! - krzyknęłam już mocno sfrustrowana.
- Cii ... - szepnął chłopak, po czym lekko wystawił głowę, tak jakby się komuś przyglądął.
- O co chodzi? - spytałam również lekko wyglądając.
- Co on tu do cholery .. - zaczęłam, ale Igor przytkał mi usta. Moim oczom ukazał się Paweł, który mocno zadowolony jak zwykle zmierzał w kierunku "mieszkania" Kornelii. Kiedy już mieliśmy nieco większą pewność pospiesznie wstaliśmy i z pomocą Igora byliśmy już pod moim domem.
- Wiedziałem, że coś knuje, ale nie wiedziałem, że z nimi. - nagle powiedział.
- Nie odpowiedziałeś mi na wcześniejsze pytanie - oznajmiłam właśnie sobie to przypominając.
- Tak byłem u niej ale zaledwie kilka razy ze względu na Ciebie. Musiałem sobie z nią wyjaśnić wiele spraw. - zaczął tłumaczyć. - Nie powinnyście tutaj mieszkać, jest niebezpiecznie. - dodał wskazując na mój dom.
- Pozwól, że to już moja sprawa. Cześć - odpowiedziałam i szybko się odwróciłam idąc do domu. Nie chciałam mu pokazywać, że płaczę i to właśnie przez niego. W dodatku jakby tego było mało, akurat teraz musiała wyjść moja mama.
- O cześć Wam! - krzyknęła w moją i Igora stronę.
- Może wejdziesz.? - tym razem spytała tylko chłopaka.
- Nie mamo proszę. - wybełkotałam przechodząc już obok niej i zamykając za sobą drzwi frontowe.
Usiadłam w salonie nie wytrzymując już dłużej takiego napięcia, zaczęłam płakać. Zaraz przyszła za mną mama, dzięki czemu teraz wszystkie łzy wylewałam na jej ramię.
- Ułoży się, zobaczysz. - zaczęła mnie pocieszać na co ja jeszcze bardziej zaczęłam łkać.
***
Po wczorajszym wylewaniu łez, stwierdziłam, że coś muszę ze sobą zrobić. Umówiłam się dzisiaj do niewielkiej kawiarni na kawę z Martą. Mam nadzieję, że wszystko sobie chociaż my wyjaśnimy i wrócimy do naszych dawnych relacji. Słońce mocno grzało, a niebo nie przykrywała ani jedna chmurka. Miałam dzisiaj ubrane krótkie spodenki i czarną bluzkę na ramiączkach z koronką. Rozglądnęłam się po całej dosyć zaludniałej ulicy po czym wybrałam jeden ze stolików z parasolem. Marty jeszcze nie było, przez co moją głowę ponownie zaprzątały myśli.
- Cześć! - usłyszałam za sobą dobrze mi znany krzykliwy głosik, który spowodował, że aż podskoczyłam na krześle.
- Hej - odpowiedziałam odwzajemniając jej gest.
Oby dwie usiadłyśmy na swoich miejscach, po czym zamówiłyśmy po kawie Latte.
- Chciałam Cię bardzo mocno przeprosić, nie wiem co sobie myślałam, ale teraz mam świadomość, że byłam idiotką. - zaczęła dziewczyna.
- Ja też zachowałam się zbyt, jakby to powiedzieć ... impulsywnie i zbyt pochopnie zareagowałam. Mogłam się domyśleć, że zostałaś zmuszona i tak dalej. - oznajmiłam popijając łyk.
- Najgorsze jest to, że ja się dałam namówić zupełnie dobrowolnie. - Marta chwyciła się za głowę.
- Nie martw się już tym. - uśmiechnęłam się do niej pocieszająco. - Nie mam już siły się kłócić z kim kimkolwiek,a tym bardziej obrażać. - dodałam.
- Właśnie, a propo tego. Jak tam z Igorem?. - spytała, ale przecież miałam tego świadomość, że to Marta i poruszy ten temat jak najszybciej.
- Komplikacje. Jakby tego jeszcze było mało to dwa dni temu całowałam się z Robertem na blacie w jego kuchni. - wydusiłam, a dziewczyna momentalnie zachłysnęła się.
- Następnym razem uprzedź mnie żebym odstawiła napój. - wybełkotała przez kaszel.
- I co teraz zrobisz ? - usłyszałam głos Kol'a, który właśnie dosiadał się do naszego stolika.
- Nie będziemy z Tobą rozmawiać na ten temat. - warknęła Marta.
- Nina, czy mogłabyś uspokoić swoją koleżankę? Nie chciałbym rozszarpać jej przy wszystkich. - uśmiechnął się do mnie mrużąc oczy.
- I tak jej nic nie zrobisz, więc dlaczego teraz mamy Cię słuchać? - spytałam nieco ciszej.
- Jesteś tego taka pewna ? - nagle podniósł się z krzesła, a ja poczułam lekkie dreszcze strachu plecach.
- Przestań, usiądź. - powiedziałam miejąc nadzieję, że posłucha i nie będzie robił scen.
- Skoro uważasz i jesteś przekonana, że nic nie mogę wśród ludzi... - nagle przerwał zatrzymując na mnie wzrok, a wszyscy w okół skupili wzrok właśnie na nas.
- Proszę. - powiedziałam błagalnym tonem.
- Przykro mi, ale mam zachciankę na zabawę w tej właśnie chwili. - wyszczerzył zęby w szyderczym uśmiechu zacierając ręce.
poniedziałek, 4 sierpnia 2014
Rozdział 33
- Odjęło Ci mowę, czy po prostu, aż tak się mnie boisz? - ponownie zachichotał w moje ucho, doprowadzając mnie już tym, całkiem do szaleństwa wewnątrz mnie.
- Jeśli, zaraz mnie nie puścisz, pożałujesz - syknęłam.
- Ostra dziewczynka - zawarczał dalej będąc w tej samej pozycji przez dłuższą chwilę.
Poczułam jak telefon mi wibruje, ale niestety w żaden sposób nie mogłam się do niego dostać. Zapewne moja mama już odchodzi od zmysłów, oczywiście ponownie przeze mnie i moją lekkomyślność.
- Powoli zaczyna mnie to irytować - warknął Louis wyjmując natychmiast mój telefon. Spojrzał tylko chwilę na wyświetlacz, a następnie rzucił nim z potwornym hukiem w scianę, powodując tym, rozpad na kilkanaście kawałków.
- Nie wiem, czy masz pojęcie, ale on był drogi! - krzyknęłam prubójąc się wyrwać na marne.
- To jak idziemy do Twojego pokoju, czy zrobimy to tutaj - zawarczał ponownie do mojego ucha.
- Louis, bo ... - urwałam. Za wszelką cenę chciałam temu wszystkiemu zaprzestać i uciec z tąd jak najdalej, tylko musiałam wpaść na jakieś w miarę realne wytłumaczenie. - Zaraz tu będzie Igor z Robertem - palnęłam, mając świadomość, że to chyba nie najlepsza wymówka.
Chłopak jeszcze bardziej napiął wszystkie swoje mięśnie i zmusił mnie, abym popatrzyła w jego oczy. Jedyne co w nich dostrzegłam, a co mi w zupełności wystarczało to ogromną nienawiść i pożądanie. Przełknęłam głośno ślinę, mimo, że bardzo starałam się tego uniknąć, na co szatyn szyderczo się uśmiechnął.
- W takim razie, mam dla nas wszystkich jeszcze lepszy scenariusz. - parsknął i z wielką siłą wrzucił mnie do malutkiego i ciemnego pomieszczenia, gdzie po chwili usłyszałam odgłos zamykania kluczy od zewnątrz.
- Pięknie - powiedziałam sama do siebie. - Teraz nie dość, że i tak miałam zginąć, to jeszcze pewnie przez moje durnowate kłamstwa i wymyślania bezsensownych planów, będę cierpieć i jeszcze raz cierpieć stokroć bardziej. Skuliłam się w kłębek w jak najdalszy ciemny kąt i tylko czekałam, aż drzwi ponownie się otworzą i ujrzę w nich rozwścieczoną twarz Tomlinsona. Kiedy byłam mała zawsze z mamą i tatą nazywaliśmy to pomieszczenie "garderobą". W rzeczywistości jednak zawsze to była graciarnia pełna różnorakich rzeczy.
- Nina siedź cicho i nie rób głupstw, zaraz przyjdę - krzyknął uradowanym głosem Louis pozostawiając po sobie ciszę, jak i lekką nadzieję dla mojej osoby. Pewnie poszedł rozejrzeć się, czy przypadkiem nikt się już nie zbliża. To moja jedyna szansa, jak teraz nie uda mi się stąd wydostać i uciec, to już będzie po mnie. Podeszłam bliżej drzwi, próbując je w jakikolwiek sposób otworzyć, ale niestety ani drgnęły. Nie wiem co ja sobie wyobrażałam, myśląc, że ten plan wypali. Zaczęłam mocniej trzaskać, jednak zamiast sobie pomóc, tylko utrudniłam. Usłyszałam natychmiastowe zbliżające się kroki w moją stronę. Ponownie wybrałam zaciemniony kąt i chwyciłam przedmiot pod ręką, miejąc nadzieję, że będzie on chociaż trochę skuteczny w obronie.
Nagle drzwi otworzyły się na oścież, a w nich ujrzałam rozbawionego Tomlinsona. Rozglądnął się lekko, po czym bez problemu mnie zauważył. Nie czekając na nic, ruszyłam w jego stronę, waląc prosto w jego głowę, jak się okazało starym szarym żelazkiem, który należał jeszcze do babci. Chłopak runął na ziemię, a ja na nic nie czekając wybiegłam na zewnątrz. Było tak ciemno, że w pewnym momencie zastanawiałam się, czy dobrze wiem gdzie jestem. Dopiero po chwili odetchnęłam z ulgą widząc znaną mi już drogę prowadzącą do miasta, gdy nagle poczułam mocny ucisk na biodrach, który zmusił mnie do nagłego zatrzymania się w miejscu. Zostałam gwałtownie odwrócona w stronę osoby, która to spowodowała.
- Teraz, będziesz żałować nawet tego, że się w ogóle urodziłaś - wysyczał te słowa z takim jadem, że aż poczułam jak robi mi się nie dobrze i słabo. Widząc moją reakcję puścił mnie momentalnie, przez co boleśnie upadłam na chodnik. Zaraz potem czując mocny ucisk w okolicach jamy brzusznej, prawdopodobnie spowodowany kopnięciem, wygięłam się w bolesnym łuku, lekko pojękując. Po wykonaniu tej czynności jeszcze pięć razy, Louis chwycił mnie za ramiona i uniósł, dzięki czemu teraz nasze spojrzenia się spotkały, a moje nogi delikatnie znajdowały się w powietrzu.
- Miażdżysz mi ramiona - wybełkotałam, czując w ustach gorzki smak krwi, przeplatający się z suchością.
- Mam się tym przejąć, kochanie ? - zaśmiał się mi prosto w twarz, jedyne co mi się udało zrobić to idealnie splunąć wprost na niego. Zobaczyłam jak cały staje się purpurowy, a jego kruczoczarne tęczówki zaraz przepalą moję z wściekłości. Miałam z tego satysfakcję, bo udało mi się przynajmniej zdjąć ten jego perfidny uśmiech z twarzy.
- Puść ją. - usłyszałam za sobą warkot.
- A już myślałem, że mnie okłamałaś, a jednak królewicz na białym koniu się zjawił. - na twarzy Louisa ponownie pojawił się uśmiech, na co wzdychnęłam z bezradności, a następnie jęknęłam kiedy opuszczono mnie mimowolnie z powrotem na beton.
Świetnie, po prostu kocham być tak traktowana przez wszystkich. Wstałam po dłuższej chwili lekko chwiejąc się na nogach, byłam z siebie dumna, że i tak udało mi się to zrobić. Zmrużyłam delikatnie oczy, aby bardziej się przyjrzeć sytuacji i zdarzeniom dziejącym się w okół mnie. Niestety jedyne co zauważyłam to dwóch idiotów obkładających siebie wzajemnie pięściami i niszczącymi wszystko po swojej drodze. Jak zwykle Louis po chwili się zmył, zapewne, aby nie obić sobie bardziej swojej mordki, a Igor wolnym krokiem zmierzał w moją stronę. Widząc to ruszyłam dalej w kierunku miasta i domu Marty, jednak chłopak nie dawał za wygraną i podążał za mną szybkim krokiem.
- Dziękuję - wybełkotałam czując narastające łzy w kącikach oczu.
- Nina nie o to mi chodzi, proszę porozmawiajmy. - chwycił mnie za dłoń zmuszając abym przystanęła.
- O czym ?! Jakim sposobem zabiłeś moją matkę, albo jak mnie planowałeś zabić ?! - krzyknęłam próbując nie okazywać mu łez.
- Wysłuchaj mnie od początku. - zrobił smutną minę, na którą myślał, że się nabiorę.
- Igor, mam dość, moja mama teraz czeka na mnie i na śmierć się martwi co się ze mną dzieję, wszystko mnie boli i jedynie o czym teraz marzę to kąpiel i ciepłe łóżko. Nie wiem kiedy i czy w ogóle będe chciała już usłyszeć Twoją historię, ale na pewno nie teraz. - powiedziałam starając uspokoić w sobie wszelkie emocje.
- Rozumiem i będę robił wszystko, abyś mi wybaczyła. - oznajmił puszczając moją rękę. - Mogę Cię przedostać do domu Marty jak chcesz - nagle zaproponował zbijając mnie z tropu.
- Skąd wiesz, dalej mnie śledzisz ?! Z resztą nie ważne, sama dojdę - zaprotestowałam i ruszyłam przed siebie.
- Ale na pewno, bo ... ? - spytał, ale mu przerwałam.
- Igor ! - czułam jak się gotuję aż po sam czubek głowy, a mój wzrok wyrażał tylko trzy słowa " Zaraz Cię zabiję". Mając nadzieję, że już się poddał ponownie ruszyłam.
Dłoga wlokła się niemiłosiernie, a wszystkie mięśnie, rany, siniaki i kości dawały o sobie znak coraz to bardziej. Nie mogłam nawet sprawdzić która jest godzina i choćby zadzwonić do mamy, żeby się nie martwiła, że dalej jestem cała i nic poważniejszego mi nie jest. Idąc tak sobie pogrążyłam się w wielu myślach. Zawsze lubiałam noc, wydawała mi się taka tajemnicza i fascynująca, jednak teraz kojarzy mi się jedynie z kłopotami i ciągnącym się niemiłosiernie strachem.
Stanęłam na niewielkim ganku, odgarnęłam włosy do tyłu, jakby miało to chociaż w najmniejszym stopniu zmienić mój aktualny przerażający wygląd. Następnie delikatnie nacisnęłam na dzwonek domowy.
- Tak się martwiłam. - momentalnie drzwi się otworzyły, a zaraz z nich wybiegła moja mama, która tak mocno mnie przytuliła, że aż musiałam wydać z siebie cichy jęk z bólu.
- Mamuś ja też się cieszę, ale to boli. - lekko odsunęła się na moje słowa i wpóściła mnie do środka. Rodzice Marty już spali, więc aby ich nie obudzić delikatnie na palcach weszłyśmy do oddalonego pokoju Marty. Dziewczyna, gdy tylko mnie zobaczyła mocno się uśmiechnęła i już miała mnie wyściskać jednak szybko ją od tego powstrzymałam.
- Tak się martwiłyśmy. - wydusiła z siebie, a mamie zaczęły lecieć łzy.
- Nie mamo proszę Cię - skierowałam się do niej i poklepałam ją po ramieniu.
- To łzy szczęścia. - odpowiedziała siadając obok Marty na łóżku.
- Myślałam, że to Louis Cię gdzieś zaciągnął, więc natychmiast pobiegłam do naszego domu, ale okazało się inaczej. - wytłumaczyłam lekko zerkając na dziewczynę, której zrobiło się głupio, bo policzki zaczęły jej płonąć od czerwonej barwy.
- Przepraszam, mam świadomość co zrobiłam i jak bardzo jestem nieodpowiedzialna, ale po prostu nie wiedziałam, że już jest ta godzina, a w dodatku ten rozładowany telefon. - zaczęła się tłumaczyć.
- To mogę zrozumieć, ale to że byłaś u Kornelii? - spytałam lekko poirytowana.
- Powiedziała, że pokaże mi jak kontrolować podstawowe zmysły i najskuteczniej polować na króliki. - dziewczyna schowała twarz w dłoniach.
- Króliki? Nie pomyślałaś, że za tym mogło coś stać?! Przecież ta dziewczyna nie żyje bez intryg i nie pomaga innym tak bezinteresownie. - wybuchłam nie mogąc już dłużej wytrzymać.
- Wydawała się być miła, naprawdę nie rozumiem czemu jej nie lubisz. - na te słowa po prostu mnie zamurowało. Nie miałam ochoty być tam ani sekundy dłużej.
- Najwidoczniej zrobiła Ci pranie mózgu i zapomniałaś o tym wszystkim, co Ci mówiłam. - syknęłam. - Mamo chodź, nie wytrzymam tu dłużej. - oznajmiłam chwytając ją za rękę i wychodząc razem z domu.
- Przecież nie możecie tak wyjść, u Ciebie jest niebezpiecznie! - próbowała nas zatrzymać Marta jednak ja i tak przystałam na swoim.
Usiadłyśmy na pobliskiej ławce niedaleko centrum, odkładając plecaki z potrzebnymi rzeczami. Nigdy nie czułam się tak oszukana przez Marta. To była jeszcze jedyna osoba, która była dla mnie szczera i nigdy mnie nie zraniła, aż do teraz.
- I co teraz ? - spytała mnie mama patrząc przed siebie.
- Zaraz coś wymyślę. - zaczęłam nerwowo dubać skórki w okół paznokci i tak samo jak mama patrzyłam w krajobraz przed sobą, nie wiedząc co dalej.
- Dobry wieczór. - usłyszałam i dostrzegłam, że ktos podaję rękę mojej mamie, przez co serce zaczęło mi mocniej i szybciej bić. - Nina, co Wy tu robicie ? - popatrzył na mnie Robert z wyrzutami, a moja mama zachowywała się tak jakby zobaczyła ducha.
- Tak wiem, że jestem nieodpowiedzialna za siebie jak i mamę, ale ... - przerwano mi co chyba już jest częste w stylu bruneta.
- Nie tłumacz się już, chodźmy stąd jak najszybciej. - wtrącił i zabrał nam plecaki kierując do swojego już dobrze mi znanego samochodu "Bugatti Veyron"
W aucie przez całą drogę panowała grobowa cisza, chyba nikt już nie miał sił na jakiekolwiek rozmowy. Wiem tylko tyle, że Robert postanowił zabrać nas do siebie bez jakichkolwiek sprzeciwów. Jak się później okazało wykupił sobie kolejny dom całkiem niedaleko naszego miasteczka. Kiedy wjeżdżaliśmy na podjazd zauważył moje zdziwienie jak i gniew, na co zareagował lekkim uśmiechem. Wpuścił nas do środka i pokazał pokoje, gdzie możemy się rozpakować. Kiedy tylko wszystko w miarę uporządkowałyśmy pobiegłam do łazienki, gdzie wzięłam gorący prysznic. Woda odprężyła wszystkie moje spięte mięśnie i oczyściła brudy z ran. Przebrałam się w jedyną dłuższą koszulkę, w której często śpie i rozczesałam włosy. Całe pomieszczenie jak i jednopiętrowy domek był urządzony mocno w stylu nowoczesnym, w przeważających barwach bieli, beżu i czerni. Łazienka była niewielka, ale za to bardzo gustowna, kuchnia połączona była wraz z salonem i przedpokojem, gdzie znajdowały się niewielkie szklane schody, prowadzące na pierwsze piętro, gdzie znajdowały się cztery sypialnie i jedna łazienka. Szybko opusciłam to pomieszczenie i wróciłam do pokoju. Ku mojemu zdziwieniu mojej mamy w nim nie było, więc rozpoczęłam poszukiwania. Zeszłam delikatnie na dół i widząc co się dzieje, kompletnie mnie zamurowało. Moja mama wraz z Robertem postanowili pobawić się trochę razem w kuchni i zrobić pizzę. Po cichutku usiadłam na stołku barowym przy wysepce kuchennej, tak aby mnie nie zauważyli. Opowiadali sobie wzajemnie różne kawały, które nawet nie były śmieszne, a pomimo to obydwoje śmiali się bez przerwy.
- Nina i tak wiem, że tu jesteś i przyglądasz nam się od dłuższej chwili. - nagle Robert odwrócił się w moja stronę podając mi już gotowy kawałek pizzy do zjedzenia.
- Dziękuję - odpowiedziałam dalej miejąc wielkie oczy ze zdziwienia. No tak głupia ja zapomniałam, że przecież jest wampirem i ma wyczulone zmysły na wszystko.
Po wspólnym zjedzeniu moja mama poszła się już położyć, a ja w tym czasie postanowiłam pomóc Robertowi pozmywać po nas naczynia.
- Nie wiedziałam, że tak świetnie dogadasz się z mamą - uśmiechnęłam się pod nosem.
- Szczerze ? Strasznie Ci jej zazdroszcze, to najlepsza kobieta na świecie, oczywiście nie wliczając to w Ciebie. - słysząc te słowa poczułam jak policzka zaczynąją się robić różowe. Co się ze mną dzieje? Normalna ja, już dawno by mu zaprzeczyła i pokłóciła się na różnorakie sposoby.
Nagle poczułam chłodne dłonie, które spoczęły na moich biodrach. Robert widząc, że nie protestuje, zaczął delikatnie całować moją szyję, przez co poczułam pojedyncze przyjemne dreszcze przecinające moje ciało. Chłopak odwrócił mnie w swoją stronę jeszcze mocniej do siebie przytulając. Jego usta wędrowały teraz po całym moim obojczyku, a następnie wróciły na szyję delikatnie zmierzając do mojej twarzy, gdy nagle poczułam je na swoich ustach. Nie czekając na nic również odwzajemniłam jego czuły pocałunek, jedną ręką głaszcząc jego plecy, a drugą tarmosząc jego włosy na głowie. Chłopak delikatnie uniósł mnie,dzięki czemu siedziałam już na blacie, a on dalej sprawiał mi coraz więcej przyjemności pocałunkami.
- Jeśli, zaraz mnie nie puścisz, pożałujesz - syknęłam.
- Ostra dziewczynka - zawarczał dalej będąc w tej samej pozycji przez dłuższą chwilę.
Poczułam jak telefon mi wibruje, ale niestety w żaden sposób nie mogłam się do niego dostać. Zapewne moja mama już odchodzi od zmysłów, oczywiście ponownie przeze mnie i moją lekkomyślność.
- Powoli zaczyna mnie to irytować - warknął Louis wyjmując natychmiast mój telefon. Spojrzał tylko chwilę na wyświetlacz, a następnie rzucił nim z potwornym hukiem w scianę, powodując tym, rozpad na kilkanaście kawałków.
- Nie wiem, czy masz pojęcie, ale on był drogi! - krzyknęłam prubójąc się wyrwać na marne.
- To jak idziemy do Twojego pokoju, czy zrobimy to tutaj - zawarczał ponownie do mojego ucha.
- Louis, bo ... - urwałam. Za wszelką cenę chciałam temu wszystkiemu zaprzestać i uciec z tąd jak najdalej, tylko musiałam wpaść na jakieś w miarę realne wytłumaczenie. - Zaraz tu będzie Igor z Robertem - palnęłam, mając świadomość, że to chyba nie najlepsza wymówka.
Chłopak jeszcze bardziej napiął wszystkie swoje mięśnie i zmusił mnie, abym popatrzyła w jego oczy. Jedyne co w nich dostrzegłam, a co mi w zupełności wystarczało to ogromną nienawiść i pożądanie. Przełknęłam głośno ślinę, mimo, że bardzo starałam się tego uniknąć, na co szatyn szyderczo się uśmiechnął.
- W takim razie, mam dla nas wszystkich jeszcze lepszy scenariusz. - parsknął i z wielką siłą wrzucił mnie do malutkiego i ciemnego pomieszczenia, gdzie po chwili usłyszałam odgłos zamykania kluczy od zewnątrz.
- Pięknie - powiedziałam sama do siebie. - Teraz nie dość, że i tak miałam zginąć, to jeszcze pewnie przez moje durnowate kłamstwa i wymyślania bezsensownych planów, będę cierpieć i jeszcze raz cierpieć stokroć bardziej. Skuliłam się w kłębek w jak najdalszy ciemny kąt i tylko czekałam, aż drzwi ponownie się otworzą i ujrzę w nich rozwścieczoną twarz Tomlinsona. Kiedy byłam mała zawsze z mamą i tatą nazywaliśmy to pomieszczenie "garderobą". W rzeczywistości jednak zawsze to była graciarnia pełna różnorakich rzeczy.
- Nina siedź cicho i nie rób głupstw, zaraz przyjdę - krzyknął uradowanym głosem Louis pozostawiając po sobie ciszę, jak i lekką nadzieję dla mojej osoby. Pewnie poszedł rozejrzeć się, czy przypadkiem nikt się już nie zbliża. To moja jedyna szansa, jak teraz nie uda mi się stąd wydostać i uciec, to już będzie po mnie. Podeszłam bliżej drzwi, próbując je w jakikolwiek sposób otworzyć, ale niestety ani drgnęły. Nie wiem co ja sobie wyobrażałam, myśląc, że ten plan wypali. Zaczęłam mocniej trzaskać, jednak zamiast sobie pomóc, tylko utrudniłam. Usłyszałam natychmiastowe zbliżające się kroki w moją stronę. Ponownie wybrałam zaciemniony kąt i chwyciłam przedmiot pod ręką, miejąc nadzieję, że będzie on chociaż trochę skuteczny w obronie.
Nagle drzwi otworzyły się na oścież, a w nich ujrzałam rozbawionego Tomlinsona. Rozglądnął się lekko, po czym bez problemu mnie zauważył. Nie czekając na nic, ruszyłam w jego stronę, waląc prosto w jego głowę, jak się okazało starym szarym żelazkiem, który należał jeszcze do babci. Chłopak runął na ziemię, a ja na nic nie czekając wybiegłam na zewnątrz. Było tak ciemno, że w pewnym momencie zastanawiałam się, czy dobrze wiem gdzie jestem. Dopiero po chwili odetchnęłam z ulgą widząc znaną mi już drogę prowadzącą do miasta, gdy nagle poczułam mocny ucisk na biodrach, który zmusił mnie do nagłego zatrzymania się w miejscu. Zostałam gwałtownie odwrócona w stronę osoby, która to spowodowała.
- Teraz, będziesz żałować nawet tego, że się w ogóle urodziłaś - wysyczał te słowa z takim jadem, że aż poczułam jak robi mi się nie dobrze i słabo. Widząc moją reakcję puścił mnie momentalnie, przez co boleśnie upadłam na chodnik. Zaraz potem czując mocny ucisk w okolicach jamy brzusznej, prawdopodobnie spowodowany kopnięciem, wygięłam się w bolesnym łuku, lekko pojękując. Po wykonaniu tej czynności jeszcze pięć razy, Louis chwycił mnie za ramiona i uniósł, dzięki czemu teraz nasze spojrzenia się spotkały, a moje nogi delikatnie znajdowały się w powietrzu.
- Miażdżysz mi ramiona - wybełkotałam, czując w ustach gorzki smak krwi, przeplatający się z suchością.
- Mam się tym przejąć, kochanie ? - zaśmiał się mi prosto w twarz, jedyne co mi się udało zrobić to idealnie splunąć wprost na niego. Zobaczyłam jak cały staje się purpurowy, a jego kruczoczarne tęczówki zaraz przepalą moję z wściekłości. Miałam z tego satysfakcję, bo udało mi się przynajmniej zdjąć ten jego perfidny uśmiech z twarzy.
- Puść ją. - usłyszałam za sobą warkot.
- A już myślałem, że mnie okłamałaś, a jednak królewicz na białym koniu się zjawił. - na twarzy Louisa ponownie pojawił się uśmiech, na co wzdychnęłam z bezradności, a następnie jęknęłam kiedy opuszczono mnie mimowolnie z powrotem na beton.
Świetnie, po prostu kocham być tak traktowana przez wszystkich. Wstałam po dłuższej chwili lekko chwiejąc się na nogach, byłam z siebie dumna, że i tak udało mi się to zrobić. Zmrużyłam delikatnie oczy, aby bardziej się przyjrzeć sytuacji i zdarzeniom dziejącym się w okół mnie. Niestety jedyne co zauważyłam to dwóch idiotów obkładających siebie wzajemnie pięściami i niszczącymi wszystko po swojej drodze. Jak zwykle Louis po chwili się zmył, zapewne, aby nie obić sobie bardziej swojej mordki, a Igor wolnym krokiem zmierzał w moją stronę. Widząc to ruszyłam dalej w kierunku miasta i domu Marty, jednak chłopak nie dawał za wygraną i podążał za mną szybkim krokiem.
- Dziękuję - wybełkotałam czując narastające łzy w kącikach oczu.
- Nina nie o to mi chodzi, proszę porozmawiajmy. - chwycił mnie za dłoń zmuszając abym przystanęła.
- O czym ?! Jakim sposobem zabiłeś moją matkę, albo jak mnie planowałeś zabić ?! - krzyknęłam próbując nie okazywać mu łez.
- Wysłuchaj mnie od początku. - zrobił smutną minę, na którą myślał, że się nabiorę.
- Igor, mam dość, moja mama teraz czeka na mnie i na śmierć się martwi co się ze mną dzieję, wszystko mnie boli i jedynie o czym teraz marzę to kąpiel i ciepłe łóżko. Nie wiem kiedy i czy w ogóle będe chciała już usłyszeć Twoją historię, ale na pewno nie teraz. - powiedziałam starając uspokoić w sobie wszelkie emocje.
- Rozumiem i będę robił wszystko, abyś mi wybaczyła. - oznajmił puszczając moją rękę. - Mogę Cię przedostać do domu Marty jak chcesz - nagle zaproponował zbijając mnie z tropu.
- Skąd wiesz, dalej mnie śledzisz ?! Z resztą nie ważne, sama dojdę - zaprotestowałam i ruszyłam przed siebie.
- Ale na pewno, bo ... ? - spytał, ale mu przerwałam.
- Igor ! - czułam jak się gotuję aż po sam czubek głowy, a mój wzrok wyrażał tylko trzy słowa " Zaraz Cię zabiję". Mając nadzieję, że już się poddał ponownie ruszyłam.
Dłoga wlokła się niemiłosiernie, a wszystkie mięśnie, rany, siniaki i kości dawały o sobie znak coraz to bardziej. Nie mogłam nawet sprawdzić która jest godzina i choćby zadzwonić do mamy, żeby się nie martwiła, że dalej jestem cała i nic poważniejszego mi nie jest. Idąc tak sobie pogrążyłam się w wielu myślach. Zawsze lubiałam noc, wydawała mi się taka tajemnicza i fascynująca, jednak teraz kojarzy mi się jedynie z kłopotami i ciągnącym się niemiłosiernie strachem.
Stanęłam na niewielkim ganku, odgarnęłam włosy do tyłu, jakby miało to chociaż w najmniejszym stopniu zmienić mój aktualny przerażający wygląd. Następnie delikatnie nacisnęłam na dzwonek domowy.
- Tak się martwiłam. - momentalnie drzwi się otworzyły, a zaraz z nich wybiegła moja mama, która tak mocno mnie przytuliła, że aż musiałam wydać z siebie cichy jęk z bólu.
- Mamuś ja też się cieszę, ale to boli. - lekko odsunęła się na moje słowa i wpóściła mnie do środka. Rodzice Marty już spali, więc aby ich nie obudzić delikatnie na palcach weszłyśmy do oddalonego pokoju Marty. Dziewczyna, gdy tylko mnie zobaczyła mocno się uśmiechnęła i już miała mnie wyściskać jednak szybko ją od tego powstrzymałam.
- Tak się martwiłyśmy. - wydusiła z siebie, a mamie zaczęły lecieć łzy.
- Nie mamo proszę Cię - skierowałam się do niej i poklepałam ją po ramieniu.
- To łzy szczęścia. - odpowiedziała siadając obok Marty na łóżku.
- Myślałam, że to Louis Cię gdzieś zaciągnął, więc natychmiast pobiegłam do naszego domu, ale okazało się inaczej. - wytłumaczyłam lekko zerkając na dziewczynę, której zrobiło się głupio, bo policzki zaczęły jej płonąć od czerwonej barwy.
- Przepraszam, mam świadomość co zrobiłam i jak bardzo jestem nieodpowiedzialna, ale po prostu nie wiedziałam, że już jest ta godzina, a w dodatku ten rozładowany telefon. - zaczęła się tłumaczyć.
- To mogę zrozumieć, ale to że byłaś u Kornelii? - spytałam lekko poirytowana.
- Powiedziała, że pokaże mi jak kontrolować podstawowe zmysły i najskuteczniej polować na króliki. - dziewczyna schowała twarz w dłoniach.
- Króliki? Nie pomyślałaś, że za tym mogło coś stać?! Przecież ta dziewczyna nie żyje bez intryg i nie pomaga innym tak bezinteresownie. - wybuchłam nie mogąc już dłużej wytrzymać.
- Wydawała się być miła, naprawdę nie rozumiem czemu jej nie lubisz. - na te słowa po prostu mnie zamurowało. Nie miałam ochoty być tam ani sekundy dłużej.
- Najwidoczniej zrobiła Ci pranie mózgu i zapomniałaś o tym wszystkim, co Ci mówiłam. - syknęłam. - Mamo chodź, nie wytrzymam tu dłużej. - oznajmiłam chwytając ją za rękę i wychodząc razem z domu.
- Przecież nie możecie tak wyjść, u Ciebie jest niebezpiecznie! - próbowała nas zatrzymać Marta jednak ja i tak przystałam na swoim.
Usiadłyśmy na pobliskiej ławce niedaleko centrum, odkładając plecaki z potrzebnymi rzeczami. Nigdy nie czułam się tak oszukana przez Marta. To była jeszcze jedyna osoba, która była dla mnie szczera i nigdy mnie nie zraniła, aż do teraz.
- I co teraz ? - spytała mnie mama patrząc przed siebie.
- Zaraz coś wymyślę. - zaczęłam nerwowo dubać skórki w okół paznokci i tak samo jak mama patrzyłam w krajobraz przed sobą, nie wiedząc co dalej.
- Dobry wieczór. - usłyszałam i dostrzegłam, że ktos podaję rękę mojej mamie, przez co serce zaczęło mi mocniej i szybciej bić. - Nina, co Wy tu robicie ? - popatrzył na mnie Robert z wyrzutami, a moja mama zachowywała się tak jakby zobaczyła ducha.
- Tak wiem, że jestem nieodpowiedzialna za siebie jak i mamę, ale ... - przerwano mi co chyba już jest częste w stylu bruneta.
- Nie tłumacz się już, chodźmy stąd jak najszybciej. - wtrącił i zabrał nam plecaki kierując do swojego już dobrze mi znanego samochodu "Bugatti Veyron"
W aucie przez całą drogę panowała grobowa cisza, chyba nikt już nie miał sił na jakiekolwiek rozmowy. Wiem tylko tyle, że Robert postanowił zabrać nas do siebie bez jakichkolwiek sprzeciwów. Jak się później okazało wykupił sobie kolejny dom całkiem niedaleko naszego miasteczka. Kiedy wjeżdżaliśmy na podjazd zauważył moje zdziwienie jak i gniew, na co zareagował lekkim uśmiechem. Wpuścił nas do środka i pokazał pokoje, gdzie możemy się rozpakować. Kiedy tylko wszystko w miarę uporządkowałyśmy pobiegłam do łazienki, gdzie wzięłam gorący prysznic. Woda odprężyła wszystkie moje spięte mięśnie i oczyściła brudy z ran. Przebrałam się w jedyną dłuższą koszulkę, w której często śpie i rozczesałam włosy. Całe pomieszczenie jak i jednopiętrowy domek był urządzony mocno w stylu nowoczesnym, w przeważających barwach bieli, beżu i czerni. Łazienka była niewielka, ale za to bardzo gustowna, kuchnia połączona była wraz z salonem i przedpokojem, gdzie znajdowały się niewielkie szklane schody, prowadzące na pierwsze piętro, gdzie znajdowały się cztery sypialnie i jedna łazienka. Szybko opusciłam to pomieszczenie i wróciłam do pokoju. Ku mojemu zdziwieniu mojej mamy w nim nie było, więc rozpoczęłam poszukiwania. Zeszłam delikatnie na dół i widząc co się dzieje, kompletnie mnie zamurowało. Moja mama wraz z Robertem postanowili pobawić się trochę razem w kuchni i zrobić pizzę. Po cichutku usiadłam na stołku barowym przy wysepce kuchennej, tak aby mnie nie zauważyli. Opowiadali sobie wzajemnie różne kawały, które nawet nie były śmieszne, a pomimo to obydwoje śmiali się bez przerwy.
- Nina i tak wiem, że tu jesteś i przyglądasz nam się od dłuższej chwili. - nagle Robert odwrócił się w moja stronę podając mi już gotowy kawałek pizzy do zjedzenia.
- Dziękuję - odpowiedziałam dalej miejąc wielkie oczy ze zdziwienia. No tak głupia ja zapomniałam, że przecież jest wampirem i ma wyczulone zmysły na wszystko.
Po wspólnym zjedzeniu moja mama poszła się już położyć, a ja w tym czasie postanowiłam pomóc Robertowi pozmywać po nas naczynia.
- Nie wiedziałam, że tak świetnie dogadasz się z mamą - uśmiechnęłam się pod nosem.
- Szczerze ? Strasznie Ci jej zazdroszcze, to najlepsza kobieta na świecie, oczywiście nie wliczając to w Ciebie. - słysząc te słowa poczułam jak policzka zaczynąją się robić różowe. Co się ze mną dzieje? Normalna ja, już dawno by mu zaprzeczyła i pokłóciła się na różnorakie sposoby.
Nagle poczułam chłodne dłonie, które spoczęły na moich biodrach. Robert widząc, że nie protestuje, zaczął delikatnie całować moją szyję, przez co poczułam pojedyncze przyjemne dreszcze przecinające moje ciało. Chłopak odwrócił mnie w swoją stronę jeszcze mocniej do siebie przytulając. Jego usta wędrowały teraz po całym moim obojczyku, a następnie wróciły na szyję delikatnie zmierzając do mojej twarzy, gdy nagle poczułam je na swoich ustach. Nie czekając na nic również odwzajemniłam jego czuły pocałunek, jedną ręką głaszcząc jego plecy, a drugą tarmosząc jego włosy na głowie. Chłopak delikatnie uniósł mnie,dzięki czemu siedziałam już na blacie, a on dalej sprawiał mi coraz więcej przyjemności pocałunkami.
niedziela, 27 lipca 2014
Rozdział 32
Kompletnie mnie zamurowało. Nie chciałam go skrzywdzić, mówiąc mu od razu, że nic z tego nie będzie, ale z drugiej strony on sam nie pomyślał o mnie, co ja teraz przeżywam i czuję. Śmierć mojego brata, przebywanie kilka tygodni w domu pierwszych wampirów i rozstanie z Igorem nie należało do najmilszych rzeczy jakie w ostatnim czasie doświadczyłam.
- Robert ja ... - urwałam bo mi przerwano.
- Nie musisz mi teraz nic odpowiadać, rozumiem co czujesz - wtrącił i delikatnie przejechał wierzchem dłoni po moim policzku.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się do niego blado.
Odpowiedział mi również uśmiechem. Siedzieliśmy tak przez dłuższy czas w ciszy, jednak wcale nam to nie przeszkadzało, a przynajmniej mi. Ułożyłam się w pozycji półsiedzącej tak samo jak Robert i wpatrywałam się ściemniony krajobraz lasu za oknem.
- O matko! Nina?! Jesteś ? - usłyszałam nagle głośne wołania mamy, które zmusiły nas oby dwóch do natychmiastowego wstania z łóżka.
- Cholera nie posprzątałam. - chwyciłam się za głowę w panice i wtuliłam się w tors Lewego.
- Nie martw się zaraz to wszystko ponaprawiam. - mocniej mnie przytulił do siebie, natomiast ja, zaprotestowałam i odpowiedziałam mu na to mierząc go wzrokiem.
- Nie ma mowy, Robert wszystko sobie przemyślałam i stwierdziłam ... - ponownie mi przerwano, co powoli doprowadzało mnie już do białej gorączki.
- Twoja mama też dużo przeszła, to chyba nie najlepszy moment, co? - spytał przedzierając mi oczy swoimi błękitnymi tęczówkami.
- I dlatego stwierdziłam, że okłamując ją dalej, robię wygodę tylko dla siebie, ale na pewno nie dla niej. - oznajmiłam i powoli zeszłam po schodach na dół.
Zauważyłam ją jak stoi, kompletnie przerażona, nawet nie drgając. Twarz miała skierowaną w stronę kuchni, która wyglądała jak istna rzeź i pole mordobicia. Na szafkach wiszących widniały krople krwi, wszystkie rzeczy z blatu jak i wysepki kuchennej leżały na ziemi, prócz noży i otwieracza. Komoda, wieszak oraz obrazy były porozrzucane po całym parterze. Podeszłam delikatniej do mamy i mocno ją uściskałam. Poczułam jak zaczęłyśmy obie płakać w siebie.
- Co tu się stało, już myślałam, że Cię nie zobaczę, albo jakieś włamanie, ale jak zobaczyłam tą krew to ... - zaczęła mówić w kółko do mojego ramienia.
- Mamo spokojnie zaraz Ci wszystko wytłumaczę, tylko najpierw chodź, usiądźmy sobie w salonie. - zaprowadziłam ją do kanapy i wskazałam ręką, aby usiadła.
Ja również powtórzyłam ten manewr siadając naprzeciwko niej. Serce zaczęło mi skakać jak szalone, a język nagle uwiązl w gardle. Nie wiedziałam jak to w ogóle zacząć, od jakich wyjaśnień. Cała ta sytuacja doprowadzała mnie już do potwornego wyczerpania fizycznego.
- Mam od pewnego czasu problem, ktoś cały czas próbuje uprzykrzyć mi życie - zaczęłam lekko wzdychając na znak bezradności na co mama rozszrzyła jeszcze bardziej swoje oczy.
- Z góry przepraszam Cię za to wszystko co Ci teraz powiem i mam nadzieję, że to zrozumiesz i postarasz się mi wybaczyć.- dodałam czując jak głos zaczyna mi coraz bardziej drgać.
- Nina proszę nie trzymaj mnie dłużej w takiej niepewności, czemu miałabym Ci nie wybaczyć? - wydusiła z siebie.
- Jestem adoptowana z rodziny, która była klanem czarodziejów. Niestety ja byłam wyjątkiem i dlatego moi rodzice odkąd się tylko urodziłam oddali mnie zaraz do adopcji, a wkrótce potem sami umarli... - zaczęłam jej opowiadać wszystko od początku z każdym szczegółem, a kiedy widziałam jak blednie, momentalnie przerywałam i czekałam, aż dojdzie do siebie. Kiedy usłyszała o Mario, tak tym Mario Gotze, który zabił Franka, a z którego jeszcze śmiałyśmy się rok temu razem przed telewizorem, łzy zaczęły jej lecieć ciurkiem po policzkach tak samo jak mi. Historię z Louis'em i inne szczegóły, które byłyby mocno wstrząsające dla mamy zostawiłam już dla siebie. Wytłumaczyłam jej jedynie całą sytuację, która miała dzisiaj miejsce i o tym jak Marta jest w trakcie przemiany ze względu na mnie. Kiedy już zasypiałyśmy razem pod kocem na kanapie, opowiedziałam jej wszystkie moje wątki miłosne z Lewym i Igorem, lekko się przy tym śmiejąc do siebie pod nosem.
Zapukałem delikatnie do drzwi, miejąc nadzieję, że wkrótce się otworzą i dowiem się jakichkolwiek wyjaśnień.
- O Igorek do mnie przyszedł! - ujrzałem mocno uśmiechniętą Kornelię, która już wyciągała do mnie ręcę, jednak ja szybko zaprzestałem jej gestom.
- Wpuścisz mnie, czy będziemy tak rozmawiać przez drzwi ? - spytałem sucho, na co dziewczyna w serdecznym geście zaprosiła mnie do środka.
- Czym, że to mogę zawdzięczać Twoją wizytę u mnie, kotku ? - spytała mrużąc oczy i siadając nonszalancko przede mną na kanapie.
- Nie zgrywaj durnej, wiem co zrobiłaś, tylko zastanawia mnie fakt co tu jeszcze robisz, w końcu dopiełaś swego. - warknąłem napinając wszystkie mięśnie.
- O, czyli twoja Nina już się dowiedziała o wszystkim. - wyszczerzyła zęby w geście zadowolenia. - A miałam taką szczerą ochotę sama jej o tym wszystkim opowiedzieć. - dodała uwydatniając zmarszczkę na czole.
- Nie ściemniaj, przecież i tak wiem, że to ty za tym wszystkim stoisz. - czułem jak momentalnie ciśnienie podchodzi mi pod sam czubek głowy.
- Myślisz, że to ja? Naprawdę myślałam, że masz lepsze zdanie o mnie, w życiu nie wymyśliłabym tak beznadziejnego planu. - prychnęła.
- Czyli wiesz jak to się stało? - spytałem mając już stu procentową pewność, że Kornelia za tym stoi.
- Kochanie ja wiem nawet kiedy robisz prysznic, wiem, że zajadasz się królikami, kiedy i gdzie, co robicie z Niną oraz ile żelu wkładasz w te swoje poszarpane włoski. - wzburzyła swoje włosy jedną ręką i puściła do mnie zalotnie oko.
- Śledzisz mnie? - spytałem czując już jakbym miał zaraz wybuchnąć.
- Może nie całkiem bezpośrednio, ale ... na prawdę się nie skapłeś ? - skrzyżowała swoje ręce i wybuchła ponownie bezczelnym śmiechem.
- Uznam tą rozmowę już na skończoną. - oznajmiłem i szybko opuściłem jej niby "mieszkanie".
Nie mogę w to uwierzyć, jak kiedykolwiek mogłem ją kochać i podziwiać
.
Obudziłam się cała połamana, ale byłam spragniona takich chwil, blisko mamy, w domu. Zauważyłam, że również się przebudziła, a kiedy tylko mnie ujrzała, od razu się rozpromieniła. Już dawno nie widziałam jej takiej szczęśliwej, tak pełnej nadziei w życie. Może dzięki prawdzie jaką jej ujawniłam, bardziej zrozumiała ten świat i jego sens, a przynajmniej mam taką nadzieję.
- Powinniście porozmawiać i dać szansę sobie wyjaśnić sprawy. - nagle oznajmiła.
- Może, nie wiem, czy na razie mam na tyle siły, aby znowu o tym rozmawiać i patrzeć na niego ze świadomością, że to on wymordował moją rodzinę. - odpowiedziałam.
- Tego nie wiesz, może ktoś po prostu chce mu zaszkodzić ? - spytała poprawiając mi włosy za ucho.
- Nie jesteś głodna? Przydałoby się zjeść śniadanie. - dodała ponownie pokazując mi ten wspaniały usmiech na jej twarzy, dopóki nie usłyszałyśmy głośnych klasków za sobą.
Na te dźwięki szybko wstałyśmy z łóżka, otwierając szeroko oczy. Nie musiałam długo mu się przyglądać, żeby wiedzieć kto to.
- Brawo, brawo. - zachichotał Louis pomniejszając pomiędzy mną, a nim odległość. - Oczywiście, gdzie moje maniery, dzień dobry pani - tym razem podszedł do mojej mamy i pocałował jej dłoń, przenikając ją wzrokiem.
Momentalnie przypomniałam sobie wszystkie złe wspomnienia z nim w roli głównej. Na sam jego widok i zapach, na całym ciele pojawiła mi się gęsia skórka, a dłonie zaczęły drżeć w niewyobrażalnej sile.
- Tyle czasu, a dopiero teraz poznaję twoją bardzo sympatyczną i piękną mamę. - ponownie zachichotał i obrócił wzrok na mnie powodując tym razem dodatkowo białe mroczki przed oczami.
- Proszę odejdź. - wyjąkałam, czując, że dłużej tego napięcia nie wytrzymam.
- Widzi pani jaka teraz posłuszna, niestety nie zawsze znała dobre maniery. - Podszedł bliżej, a ja powoli czułam jak tracę grunt pod nogami.
- Do zobaczenia wieczorem, skarbie. - wyszeptał mi do ucha lekko się nade mną nachylając. - A tak w ogóle jestem Louis. - teraz podał dłoń mojej mamie.
- Alicja - odpowiedziała sucho, chociaż czułam w jej głosie lekkie załamanie.
- Do widzenia. - Tomlinson zniknął z naszego pola widzenia.
Stałam w tym samym miejscu dalej, a do mojej głowy dochodziły tylko jego ostatnie słowa skierowane do mnie "Do zobaczenia wieczorem, skarbie", łzy lały mi się po policzkach, a następnie kapały na podłogę.
- Cii, będzie dobrze - podeszła do mnie mama i mnie mocno objęła ramieniem. - Musimy jeszcze dzisiaj się wyprowadzić. - dodała próbując mnie pocieszyć.
- To nie działa tak jak myślisz, oni i tak mnie znajdą. - wydusiłam próbując się ogarnąć i z powrotem wrócić do stanu w miarę normalnego.
- Ale to lepsze niż zostać tutaj i czekać, aż przyjdą. - oznajmiła i zaczęła pakować rzeczy. - Dzwoń do Marty. - podała mi telefon i dalej wkładała potrzebne ciuchy do torby.
Przetarłam oczy dłonią i poszłam do swojego pokoju, zgarnęłam wszystko do plecaka i wzięłam szybki prysznic. Następnie poszłam do kuchni i stanęłam jak wryta. Zobaczyłam idealnie wysprzątaną kuchnię, a w niej mamę, która już czekała na mnie ze zrobionym śniadaniem.
- Jakim cudem? - spytałam niedowierzając i zabierając się za śniadanie.
- Widzisz ja też mam swoje umiejętności. - uśmiechnęła się do mnie blado. - Kojarzę trochę tego chłopaka co u nas dzisiaj był. - dodała popadając w myśli.
- Louis? - ledwo to imię przeszło przez moje gardło.
- No tak, tak jak bym już go wcześniej gdzieś widziała. - ponownie pogrążyła się w myślach.
- Pamiętasz One Direction? Marta się w nich kochała. - wybełkotałam lekko się krzywiąc.
- Tylko mi nie mów ... - urwała robiąc wielkie oczy.
- Tak to jeden z nich. - odparłam. - Nie chciałabyś widzieć jaką ona miała minę, kiedy raz przez szantaż wyłamywał jej kolejno kończyny w stawach w drugą stronę. - dodałam kończąc już ostatni kęs kanapki z dżemem truskawkowym.
- Boże ... - cała zbladła, a ja wiedziałam, że muszę trochę przystopować z tymi opowieściami, bo za niedługo wykończę ją sama.
- Skoro ich plan się powiódł i Mario Cię zabił, to dlaczego nadal uprzykrzają Ci życie ? - spytała, a w jej kącikach oczu zbierała się słona ciecz.
- Podobno przez to, że "zmartwychwstałam" nie do końca wszystko poszło zgodnie z planem, a poza tym z cudzego cierpienia czerpią ogromną przyjemność, więc ... - urwałam, nie mogąc już dłużej o tym rozmawiać.
- Ok, porozmawiajmy o pogodzie. - uśmiechnęła się do mnie, a następnie oglądnełyśmy razem komedię romantyczną przed telewizorem przegryzając nie do końca podpieczony popcorn.
Kiedy zbliżał się wielkimi krokami zmierzch, zabrałyśmy nasze torby, plecaki i pojechałyśmy pod dom Marty. Próbowałam się do niej wcześniej dodzwonić i zapytać, czy na pewno przyjmą nas z otwartymi rękami, ale nie odebrała ode mnie ani razu telefonu. Czułam, że coś jest nie tak, zawsze była ze mną w kontakcie, a teraz musiało coś być na rzeczy. Jeszcze ta świadomość, że ostatnio był u niej Kol doprowadzała mnie do większego niepokoju. Zapukałyśmy delikatnie w drzwi wejściowe, po czym natychmiast się otworzyły, a naszym oczom ukazali się oby dwoje rodzice Marty. Kiedy zobaczyłam i zatroskane twarze, wiedziałam, że już jest coś na rzeczy.
- Dzień dobry, coś się stało ? - spytała moja mama widząc, że ja już straciłam odwagę.
- Marta zniknęła, nie ma jej od rana i nie odbiera od nas telefonu, proszę wejdźcie. - Pospiesznie weszłyśmy, a bagaże zostawiłyśmy w przedpokoju. Następnie na prośbę mamy Marty przeszliśmy do salonu.
- Niestety zaginięcie na policję można zgłosić dopiero po upłynięciu 48h, a my czujemy się tacy bezradni ... - mama Marty przytuliła moją, wzajemnie się pocieszając.
- Spróbuję do niej zadzwonić - oznajmiłam i ponownie wybrałam jej numer, niestety na nic, był dalej wyłączony i od razu włączała się sekretarka. Bezradnie włożyłam telefon z powrotem do kieszeni patrząc się bez wyrazu przez okno.
- Pójdę jej poszukać - nagle oznajmiłam i ruszyłam w stronę wyjścia.
- Zwariowałaś? - poczułam mocny uścisk mamy na ramieniu.
- To co teraz się dzieje to znowu moja wina, dlatego czuję się za to odpowiedzialna - powiedziałam jej, ale widząc jej minę, która mówiła, że zaraz wybuchnie płaczem zostałam zmuszona do przytulenia jej i mówienia, że wszystko będzie dobrze.
W końcu udało mi się z tam tąd wybiec i pobiec w kierunku miasta. Na ulicach były pustki, ani jednej żywej duszy. Raz po razie wykręcając numer Marty i słysząc setny raz pocztę głosową usiadłam bezradnie na jednej z ławek chowając głowę w dłoniach.
- Louis - pomyślałam. - Wiedział, że ucieknę, więc musiał jakoś się zabezpieczyć i zwabić mnie z powrotem do swojego domu.
Za dosłownie 15 minut szybkim krokiem weszłam już do swojego przedpokoju, ale tym razem zastałam głuchą ciszę i ciemność w każdym pomieszczeniu. Stałam tak jak głupia czekając na kogoś lub coś, ale nic takiego nie miało zamiaru nadejść. Nagle poczułam wibrację telefonu w kieszeni spodni. Szybko go wyjęłam i zobaczyłam, że dzwoni moja mama.
- Tak.? - odebrałam.
- Nina wracaj proszę, Marta już jest, była u jakiejś koleżanki i się zasiedziała, że nawet nie zauważyła, że komórka jej się dawno rozładowała. - wytłumaczyła.
- Ok, będę zaraz - oznajmiłam. - Jakiej koleżanki ? - spytałam w szoku, bo przecież nigdy nie kumplowała się z nikim innym jak tylko mną.
- Poczekaj ... hm, Kornelia, czy jakoś tak. - odpowiedziała powodując u mnie załamanie.
- Okej, zaraz będę, nie martw się. - przesłałam jej buziaka i rozłączyłam rozmowę.
Jak mogła? Może nie zrobiła tego własną siłą woli, może ta idiotka ją zmusiła do tego, bo tak naprawdę nie ma do kogo gęby otworzyć, więc nawet przyjaciółkę musi mieć tą samą. Krew we mnie buzowała coraz bardziej, jednak szybko obniżył ją głos Louis'a tuż za mną.
- Widzę, że pomyślałaś o wszystkim i wykurzyłaś mamę do znajomych, żeby tylko spędzić ze mną kolejną noc - zachichotał.
Nie odpowiadając wyminęłam go i próbowałam wyjść. Udało by mi się to gdyby nie jego przeklęte dłonie na moich biodrach. Przycisnął mnie tyłem do siebie i zaciągnął się moim zapachem, biorąc głębokie wdechy we włosach.
- Puść mnie. - warknęłam, sama zdziwiłam się nagłą odwagą w moim głosie.
- Oczywiście, ale najpierw muszę Cię przelecieć - lekko musnął nosem po mojej szyi.
- Twoje zasrane niedoczekanie. - ponownie udało mi się powiedzieć to w miarę odważny sposób.
- A później jeszcze zabiję - przywarł do mojej szyi, jednak nie wbił się do niej jeszcze dostatecznie, sprawiając u mnie napięcie wszystkich mięśni ze strachu.
- Robert ja ... - urwałam bo mi przerwano.
- Nie musisz mi teraz nic odpowiadać, rozumiem co czujesz - wtrącił i delikatnie przejechał wierzchem dłoni po moim policzku.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się do niego blado.
Odpowiedział mi również uśmiechem. Siedzieliśmy tak przez dłuższy czas w ciszy, jednak wcale nam to nie przeszkadzało, a przynajmniej mi. Ułożyłam się w pozycji półsiedzącej tak samo jak Robert i wpatrywałam się ściemniony krajobraz lasu za oknem.
- O matko! Nina?! Jesteś ? - usłyszałam nagle głośne wołania mamy, które zmusiły nas oby dwóch do natychmiastowego wstania z łóżka.
- Cholera nie posprzątałam. - chwyciłam się za głowę w panice i wtuliłam się w tors Lewego.
- Nie martw się zaraz to wszystko ponaprawiam. - mocniej mnie przytulił do siebie, natomiast ja, zaprotestowałam i odpowiedziałam mu na to mierząc go wzrokiem.
- Nie ma mowy, Robert wszystko sobie przemyślałam i stwierdziłam ... - ponownie mi przerwano, co powoli doprowadzało mnie już do białej gorączki.
- Twoja mama też dużo przeszła, to chyba nie najlepszy moment, co? - spytał przedzierając mi oczy swoimi błękitnymi tęczówkami.
- I dlatego stwierdziłam, że okłamując ją dalej, robię wygodę tylko dla siebie, ale na pewno nie dla niej. - oznajmiłam i powoli zeszłam po schodach na dół.
Zauważyłam ją jak stoi, kompletnie przerażona, nawet nie drgając. Twarz miała skierowaną w stronę kuchni, która wyglądała jak istna rzeź i pole mordobicia. Na szafkach wiszących widniały krople krwi, wszystkie rzeczy z blatu jak i wysepki kuchennej leżały na ziemi, prócz noży i otwieracza. Komoda, wieszak oraz obrazy były porozrzucane po całym parterze. Podeszłam delikatniej do mamy i mocno ją uściskałam. Poczułam jak zaczęłyśmy obie płakać w siebie.
- Co tu się stało, już myślałam, że Cię nie zobaczę, albo jakieś włamanie, ale jak zobaczyłam tą krew to ... - zaczęła mówić w kółko do mojego ramienia.
- Mamo spokojnie zaraz Ci wszystko wytłumaczę, tylko najpierw chodź, usiądźmy sobie w salonie. - zaprowadziłam ją do kanapy i wskazałam ręką, aby usiadła.
Ja również powtórzyłam ten manewr siadając naprzeciwko niej. Serce zaczęło mi skakać jak szalone, a język nagle uwiązl w gardle. Nie wiedziałam jak to w ogóle zacząć, od jakich wyjaśnień. Cała ta sytuacja doprowadzała mnie już do potwornego wyczerpania fizycznego.
- Mam od pewnego czasu problem, ktoś cały czas próbuje uprzykrzyć mi życie - zaczęłam lekko wzdychając na znak bezradności na co mama rozszrzyła jeszcze bardziej swoje oczy.
- Z góry przepraszam Cię za to wszystko co Ci teraz powiem i mam nadzieję, że to zrozumiesz i postarasz się mi wybaczyć.- dodałam czując jak głos zaczyna mi coraz bardziej drgać.
- Nina proszę nie trzymaj mnie dłużej w takiej niepewności, czemu miałabym Ci nie wybaczyć? - wydusiła z siebie.
- Jestem adoptowana z rodziny, która była klanem czarodziejów. Niestety ja byłam wyjątkiem i dlatego moi rodzice odkąd się tylko urodziłam oddali mnie zaraz do adopcji, a wkrótce potem sami umarli... - zaczęłam jej opowiadać wszystko od początku z każdym szczegółem, a kiedy widziałam jak blednie, momentalnie przerywałam i czekałam, aż dojdzie do siebie. Kiedy usłyszała o Mario, tak tym Mario Gotze, który zabił Franka, a z którego jeszcze śmiałyśmy się rok temu razem przed telewizorem, łzy zaczęły jej lecieć ciurkiem po policzkach tak samo jak mi. Historię z Louis'em i inne szczegóły, które byłyby mocno wstrząsające dla mamy zostawiłam już dla siebie. Wytłumaczyłam jej jedynie całą sytuację, która miała dzisiaj miejsce i o tym jak Marta jest w trakcie przemiany ze względu na mnie. Kiedy już zasypiałyśmy razem pod kocem na kanapie, opowiedziałam jej wszystkie moje wątki miłosne z Lewym i Igorem, lekko się przy tym śmiejąc do siebie pod nosem.
***
Zapukałem delikatnie do drzwi, miejąc nadzieję, że wkrótce się otworzą i dowiem się jakichkolwiek wyjaśnień.
- O Igorek do mnie przyszedł! - ujrzałem mocno uśmiechniętą Kornelię, która już wyciągała do mnie ręcę, jednak ja szybko zaprzestałem jej gestom.
- Wpuścisz mnie, czy będziemy tak rozmawiać przez drzwi ? - spytałem sucho, na co dziewczyna w serdecznym geście zaprosiła mnie do środka.
- Czym, że to mogę zawdzięczać Twoją wizytę u mnie, kotku ? - spytała mrużąc oczy i siadając nonszalancko przede mną na kanapie.
- Nie zgrywaj durnej, wiem co zrobiłaś, tylko zastanawia mnie fakt co tu jeszcze robisz, w końcu dopiełaś swego. - warknąłem napinając wszystkie mięśnie.
- O, czyli twoja Nina już się dowiedziała o wszystkim. - wyszczerzyła zęby w geście zadowolenia. - A miałam taką szczerą ochotę sama jej o tym wszystkim opowiedzieć. - dodała uwydatniając zmarszczkę na czole.
- Nie ściemniaj, przecież i tak wiem, że to ty za tym wszystkim stoisz. - czułem jak momentalnie ciśnienie podchodzi mi pod sam czubek głowy.
- Myślisz, że to ja? Naprawdę myślałam, że masz lepsze zdanie o mnie, w życiu nie wymyśliłabym tak beznadziejnego planu. - prychnęła.
- Czyli wiesz jak to się stało? - spytałem mając już stu procentową pewność, że Kornelia za tym stoi.
- Kochanie ja wiem nawet kiedy robisz prysznic, wiem, że zajadasz się królikami, kiedy i gdzie, co robicie z Niną oraz ile żelu wkładasz w te swoje poszarpane włoski. - wzburzyła swoje włosy jedną ręką i puściła do mnie zalotnie oko.
- Śledzisz mnie? - spytałem czując już jakbym miał zaraz wybuchnąć.
- Może nie całkiem bezpośrednio, ale ... na prawdę się nie skapłeś ? - skrzyżowała swoje ręce i wybuchła ponownie bezczelnym śmiechem.
- Uznam tą rozmowę już na skończoną. - oznajmiłem i szybko opuściłem jej niby "mieszkanie".
Nie mogę w to uwierzyć, jak kiedykolwiek mogłem ją kochać i podziwiać
.
***
Obudziłam się cała połamana, ale byłam spragniona takich chwil, blisko mamy, w domu. Zauważyłam, że również się przebudziła, a kiedy tylko mnie ujrzała, od razu się rozpromieniła. Już dawno nie widziałam jej takiej szczęśliwej, tak pełnej nadziei w życie. Może dzięki prawdzie jaką jej ujawniłam, bardziej zrozumiała ten świat i jego sens, a przynajmniej mam taką nadzieję.
- Powinniście porozmawiać i dać szansę sobie wyjaśnić sprawy. - nagle oznajmiła.
- Może, nie wiem, czy na razie mam na tyle siły, aby znowu o tym rozmawiać i patrzeć na niego ze świadomością, że to on wymordował moją rodzinę. - odpowiedziałam.
- Tego nie wiesz, może ktoś po prostu chce mu zaszkodzić ? - spytała poprawiając mi włosy za ucho.
- Nie jesteś głodna? Przydałoby się zjeść śniadanie. - dodała ponownie pokazując mi ten wspaniały usmiech na jej twarzy, dopóki nie usłyszałyśmy głośnych klasków za sobą.
Na te dźwięki szybko wstałyśmy z łóżka, otwierając szeroko oczy. Nie musiałam długo mu się przyglądać, żeby wiedzieć kto to.
- Brawo, brawo. - zachichotał Louis pomniejszając pomiędzy mną, a nim odległość. - Oczywiście, gdzie moje maniery, dzień dobry pani - tym razem podszedł do mojej mamy i pocałował jej dłoń, przenikając ją wzrokiem.
Momentalnie przypomniałam sobie wszystkie złe wspomnienia z nim w roli głównej. Na sam jego widok i zapach, na całym ciele pojawiła mi się gęsia skórka, a dłonie zaczęły drżeć w niewyobrażalnej sile.
- Tyle czasu, a dopiero teraz poznaję twoją bardzo sympatyczną i piękną mamę. - ponownie zachichotał i obrócił wzrok na mnie powodując tym razem dodatkowo białe mroczki przed oczami.
- Proszę odejdź. - wyjąkałam, czując, że dłużej tego napięcia nie wytrzymam.
- Widzi pani jaka teraz posłuszna, niestety nie zawsze znała dobre maniery. - Podszedł bliżej, a ja powoli czułam jak tracę grunt pod nogami.
- Do zobaczenia wieczorem, skarbie. - wyszeptał mi do ucha lekko się nade mną nachylając. - A tak w ogóle jestem Louis. - teraz podał dłoń mojej mamie.
- Alicja - odpowiedziała sucho, chociaż czułam w jej głosie lekkie załamanie.
- Do widzenia. - Tomlinson zniknął z naszego pola widzenia.
Stałam w tym samym miejscu dalej, a do mojej głowy dochodziły tylko jego ostatnie słowa skierowane do mnie "Do zobaczenia wieczorem, skarbie", łzy lały mi się po policzkach, a następnie kapały na podłogę.
- Cii, będzie dobrze - podeszła do mnie mama i mnie mocno objęła ramieniem. - Musimy jeszcze dzisiaj się wyprowadzić. - dodała próbując mnie pocieszyć.
- To nie działa tak jak myślisz, oni i tak mnie znajdą. - wydusiłam próbując się ogarnąć i z powrotem wrócić do stanu w miarę normalnego.
- Ale to lepsze niż zostać tutaj i czekać, aż przyjdą. - oznajmiła i zaczęła pakować rzeczy. - Dzwoń do Marty. - podała mi telefon i dalej wkładała potrzebne ciuchy do torby.
Przetarłam oczy dłonią i poszłam do swojego pokoju, zgarnęłam wszystko do plecaka i wzięłam szybki prysznic. Następnie poszłam do kuchni i stanęłam jak wryta. Zobaczyłam idealnie wysprzątaną kuchnię, a w niej mamę, która już czekała na mnie ze zrobionym śniadaniem.
- Jakim cudem? - spytałam niedowierzając i zabierając się za śniadanie.
- Widzisz ja też mam swoje umiejętności. - uśmiechnęła się do mnie blado. - Kojarzę trochę tego chłopaka co u nas dzisiaj był. - dodała popadając w myśli.
- Louis? - ledwo to imię przeszło przez moje gardło.
- No tak, tak jak bym już go wcześniej gdzieś widziała. - ponownie pogrążyła się w myślach.
- Pamiętasz One Direction? Marta się w nich kochała. - wybełkotałam lekko się krzywiąc.
- Tylko mi nie mów ... - urwała robiąc wielkie oczy.
- Tak to jeden z nich. - odparłam. - Nie chciałabyś widzieć jaką ona miała minę, kiedy raz przez szantaż wyłamywał jej kolejno kończyny w stawach w drugą stronę. - dodałam kończąc już ostatni kęs kanapki z dżemem truskawkowym.
- Boże ... - cała zbladła, a ja wiedziałam, że muszę trochę przystopować z tymi opowieściami, bo za niedługo wykończę ją sama.
- Skoro ich plan się powiódł i Mario Cię zabił, to dlaczego nadal uprzykrzają Ci życie ? - spytała, a w jej kącikach oczu zbierała się słona ciecz.
- Podobno przez to, że "zmartwychwstałam" nie do końca wszystko poszło zgodnie z planem, a poza tym z cudzego cierpienia czerpią ogromną przyjemność, więc ... - urwałam, nie mogąc już dłużej o tym rozmawiać.
- Ok, porozmawiajmy o pogodzie. - uśmiechnęła się do mnie, a następnie oglądnełyśmy razem komedię romantyczną przed telewizorem przegryzając nie do końca podpieczony popcorn.
Kiedy zbliżał się wielkimi krokami zmierzch, zabrałyśmy nasze torby, plecaki i pojechałyśmy pod dom Marty. Próbowałam się do niej wcześniej dodzwonić i zapytać, czy na pewno przyjmą nas z otwartymi rękami, ale nie odebrała ode mnie ani razu telefonu. Czułam, że coś jest nie tak, zawsze była ze mną w kontakcie, a teraz musiało coś być na rzeczy. Jeszcze ta świadomość, że ostatnio był u niej Kol doprowadzała mnie do większego niepokoju. Zapukałyśmy delikatnie w drzwi wejściowe, po czym natychmiast się otworzyły, a naszym oczom ukazali się oby dwoje rodzice Marty. Kiedy zobaczyłam i zatroskane twarze, wiedziałam, że już jest coś na rzeczy.
- Dzień dobry, coś się stało ? - spytała moja mama widząc, że ja już straciłam odwagę.
- Marta zniknęła, nie ma jej od rana i nie odbiera od nas telefonu, proszę wejdźcie. - Pospiesznie weszłyśmy, a bagaże zostawiłyśmy w przedpokoju. Następnie na prośbę mamy Marty przeszliśmy do salonu.
- Niestety zaginięcie na policję można zgłosić dopiero po upłynięciu 48h, a my czujemy się tacy bezradni ... - mama Marty przytuliła moją, wzajemnie się pocieszając.
- Spróbuję do niej zadzwonić - oznajmiłam i ponownie wybrałam jej numer, niestety na nic, był dalej wyłączony i od razu włączała się sekretarka. Bezradnie włożyłam telefon z powrotem do kieszeni patrząc się bez wyrazu przez okno.
- Pójdę jej poszukać - nagle oznajmiłam i ruszyłam w stronę wyjścia.
- Zwariowałaś? - poczułam mocny uścisk mamy na ramieniu.
- To co teraz się dzieje to znowu moja wina, dlatego czuję się za to odpowiedzialna - powiedziałam jej, ale widząc jej minę, która mówiła, że zaraz wybuchnie płaczem zostałam zmuszona do przytulenia jej i mówienia, że wszystko będzie dobrze.
W końcu udało mi się z tam tąd wybiec i pobiec w kierunku miasta. Na ulicach były pustki, ani jednej żywej duszy. Raz po razie wykręcając numer Marty i słysząc setny raz pocztę głosową usiadłam bezradnie na jednej z ławek chowając głowę w dłoniach.
- Louis - pomyślałam. - Wiedział, że ucieknę, więc musiał jakoś się zabezpieczyć i zwabić mnie z powrotem do swojego domu.
Za dosłownie 15 minut szybkim krokiem weszłam już do swojego przedpokoju, ale tym razem zastałam głuchą ciszę i ciemność w każdym pomieszczeniu. Stałam tak jak głupia czekając na kogoś lub coś, ale nic takiego nie miało zamiaru nadejść. Nagle poczułam wibrację telefonu w kieszeni spodni. Szybko go wyjęłam i zobaczyłam, że dzwoni moja mama.
- Tak.? - odebrałam.
- Nina wracaj proszę, Marta już jest, była u jakiejś koleżanki i się zasiedziała, że nawet nie zauważyła, że komórka jej się dawno rozładowała. - wytłumaczyła.
- Ok, będę zaraz - oznajmiłam. - Jakiej koleżanki ? - spytałam w szoku, bo przecież nigdy nie kumplowała się z nikim innym jak tylko mną.
- Poczekaj ... hm, Kornelia, czy jakoś tak. - odpowiedziała powodując u mnie załamanie.
- Okej, zaraz będę, nie martw się. - przesłałam jej buziaka i rozłączyłam rozmowę.
Jak mogła? Może nie zrobiła tego własną siłą woli, może ta idiotka ją zmusiła do tego, bo tak naprawdę nie ma do kogo gęby otworzyć, więc nawet przyjaciółkę musi mieć tą samą. Krew we mnie buzowała coraz bardziej, jednak szybko obniżył ją głos Louis'a tuż za mną.
- Widzę, że pomyślałaś o wszystkim i wykurzyłaś mamę do znajomych, żeby tylko spędzić ze mną kolejną noc - zachichotał.
Nie odpowiadając wyminęłam go i próbowałam wyjść. Udało by mi się to gdyby nie jego przeklęte dłonie na moich biodrach. Przycisnął mnie tyłem do siebie i zaciągnął się moim zapachem, biorąc głębokie wdechy we włosach.
- Puść mnie. - warknęłam, sama zdziwiłam się nagłą odwagą w moim głosie.
- Oczywiście, ale najpierw muszę Cię przelecieć - lekko musnął nosem po mojej szyi.
- Twoje zasrane niedoczekanie. - ponownie udało mi się powiedzieć to w miarę odważny sposób.
- A później jeszcze zabiję - przywarł do mojej szyi, jednak nie wbił się do niej jeszcze dostatecznie, sprawiając u mnie napięcie wszystkich mięśni ze strachu.
wtorek, 22 lipca 2014
Rozdział 31
- To nie jest ... po prostu. - nie wiedziałam jak się wytłumaczyć, bo tak na prawdę nie miałam nic na swoje usprawiedliwienie.
- To zadziwiające, że nawet kiedy mi się wydaję, że Cię zabiłem, to i tak mi się to nie udaje. - usłyszałam delikatny szept Mario, tuż przy moim uchu.
- Bo ja ... - urwałam, bo mi przerwano.
- Teraz już przynajmniej znam odpowiedź na wiele, nurtujących mnie pytań. - wtrącił i nagle zniknął w ciemnościach domu.
Miałam nadzieję, że sobie poszedł, że zostawił mnie samą i już nie wróci, jednak los nie był dla mnie, aż tak dobroduszny. W pewnym momencie zaświeciło się światło, a ja ujrzałam stojącego Mario w kuchni. Pierwsze co przykuło moją uwagę, to trzymany przez niego nóż kuchenny. Wpatrywał się tak we mnie bez żadnego wyrazu, a ja czułam jak ciało odmawia mi posłuszeństwa.
- No to zaczynamy naszą zabawę. - lekko przymrużył oczy i wykrzywił usta w wredny sposób.
Usłyszałam jak przełknęłam głośno ślinę i poczułam narastające ciśnienie wewnątrz mnie. Tak znane uczucie prztrwania, nagle dodało mi adrenaliny i mniej racjonalnego myślenia. Momentalnie rzuciłam się biegiem w stronę wyjścia. Mario bez mniejszego problemu zatorował mi przejście i z zupełną swobodą przerzucił mnie przez ramię.
- Coś Ci się stało, czy ktoś odciął Ci język? - zadrwił kierując nas w stronę kuchni.
Czekał zapewne na odpowiedź, której się nie doczeka. Nie mam ochoty się do niego odzywać, bo i tak to nic nie da. Niech sobie rozmawia sam do siebie. Tak jak myślałam, położył mnie na wysepce kuchennej, wcześniej wszystko z niej strącając.
- Spkojnie zaraz zaczniesz mówić i radzę Ci się nie ruszać z tąd. - ostrzegł po czym otworzył jedną z szafek, w której znajdowało się pełno otwieraczy i puszek.
Kiedy tak grzebał bez sensu w moich rzeczach, wstałam po cichu na nogi i delikatnie ruszyłam w stronę drzwi.
- Wydawało mi się kochanie, że coś przed chwilką do Ciebie mówiłem. - powiedział nieco ostrzejszym tonem ponownie kładąc mnie na blat.
- Hmm, ciekawe jak to działa - uśmiechnął się do mnie, a kątem oka zauważyłam w ręce otwieracz do szampana i wystający szpikulec który zawsze ma za zadanie wbić się do korka.
Kiedy już dostrzegłam go wbitego całkowicie w górną część mojego uda, poczułam jak cała blednę. Co dziwne, nie czułam bólu, a Mario z każdą sekundę kaleczył moje ciało tym samym przeklętym otwieraczem.
- A jak na to zareagujesz? - wyszczerzył się jeszcze bardziej, ukazując mi przed oczami ostrze noża.
- Ja przep... przepra.... szszam. - zająkałam się, kuląc swoje ciało i miejąc nadzieję, że wtedy mnie mniej widać i, że będzie mniej boleć.
Odczucie ran coraz bardziej narastało, a w głowie powstawał mi coraz większy szum, zagłuszający myśli. Gotze delikatnie przejechał ostrzem wzdłuż mojej ręki, a następnie powtórzył ten sam ruch, tylko bardziej przyciskając je do mojej skóry.
Lekko zasyczałam nie mogąc już wytrzymać mojego napięcia wewnątrz, co tylko jeszcze wzmocniło radość u Mario.
Nagle Mario gdzieś zniknął, a ja usłyszałam potworny łomot, gdzieś w głębi domu. Natychmiast wstałam, ale zaraz już tego gorzko pożałowałam, czując, że z bólu nie potrafię nawet ustać. Usiadłam, opierając się głową o wyspę i próbując dosztrec co się dzieje. Doznałam szoku, wszystko było porozwalane, komoda w przedpokoju wywrócona, jedna ściana calkowicie popękana, wieszak połamany na kilka kawałków.
- Halo? - czułam jak mój głos drży.
- Halo! - postarałam się zabrzmieć nieco głośniej, aby mogł ktoś mnie usłyszeć.
Nagle przede mną stanął Robert wraz z Igorem pomagając mi wstać.
- Wyjdź, nie potrzebuję Waszej pomocy - warknęłam omijając ich.
- Gdyby nie my już byś zginęła. - zaprotestował brunet na co odwróciłam się i splotłam ręce na krzyż.
- Jeśli o to Wam chodzi, to powiem to... dziękuję, a teraz wyjdźcie i zostawcie mnie w spokoju. - oznajmiłam i wyszłam do siebie do pokoju.
Słysząc czyjeś kroki tuż za mną, przeklnęłam pod nosem kilka słów, a następnie usiadłam bezradnie na lóżku, gapiąc się bez sensu w sufit.
- Mogę wejść? - spytał prawie szeptem Robert, lekko wystawiając głowę zza drzwi.
- Wydaję mi się, że już chyba wyraziłam się jasno, dosłownie jakieś 5 minut temu. - odpowiedziałam nerwowo wzdychając.
Robert widząc w jakim stanie, delikatnie zamknął za sobą drzwi i usiadł na przeciwko mnie, dotykając mojej dłoni.
- Chcesz o tym porozmawiać? - spytał wwiercając swój wzrok w moje oczy.
- Tak też myślałam. - schowałam twarz we własnych dłoniach, czując jak zaraz polecą pierwsze łzy.
- Wiedziałem, ale nie chciałem Ci o tym mówić. Widziałem jacy byliście szczęśliwi, a poza tym Igor prosił mnie, abym Ci nic nie wspominał. - zaczął się tłumaczyć.
- I dlatego przez ten cały czas mnie oby dwoje okłamywaliście? - wyszlochałam czując się coraz słabsza.
- Przepraszam, lepiej będzie jakoś zaopatrzyć te rany - brunet wskazał z niesmakiem na cieknącą krew.
- Zaraz to przemyję. Zastanawia mnie tylko czego chcecie? Od początku kiedy Was spotkałam, wiedziałam, że tak naprawdę nie ma nic za darmo i macie jakieś oczekiwania, a teraz już wiem dlaczego. Po prostu byłam kolejna do zabicia na liście Igora. - Czułam jak pod koniec wypowiedzianych tych słów załamuje mi się głos.
- Zapomnij o tym, ja nie chciałem Cię skrzywdzić i nigdy na to nie pozwolę - powiedział prawie szeptem. - Kocham Cię. - Nagle zbliżył się do mnie łącząc nasze usta we wspólną całość.
- To zadziwiające, że nawet kiedy mi się wydaję, że Cię zabiłem, to i tak mi się to nie udaje. - usłyszałam delikatny szept Mario, tuż przy moim uchu.
- Bo ja ... - urwałam, bo mi przerwano.
- Teraz już przynajmniej znam odpowiedź na wiele, nurtujących mnie pytań. - wtrącił i nagle zniknął w ciemnościach domu.
Miałam nadzieję, że sobie poszedł, że zostawił mnie samą i już nie wróci, jednak los nie był dla mnie, aż tak dobroduszny. W pewnym momencie zaświeciło się światło, a ja ujrzałam stojącego Mario w kuchni. Pierwsze co przykuło moją uwagę, to trzymany przez niego nóż kuchenny. Wpatrywał się tak we mnie bez żadnego wyrazu, a ja czułam jak ciało odmawia mi posłuszeństwa.
- No to zaczynamy naszą zabawę. - lekko przymrużył oczy i wykrzywił usta w wredny sposób.
Usłyszałam jak przełknęłam głośno ślinę i poczułam narastające ciśnienie wewnątrz mnie. Tak znane uczucie prztrwania, nagle dodało mi adrenaliny i mniej racjonalnego myślenia. Momentalnie rzuciłam się biegiem w stronę wyjścia. Mario bez mniejszego problemu zatorował mi przejście i z zupełną swobodą przerzucił mnie przez ramię.
- Coś Ci się stało, czy ktoś odciął Ci język? - zadrwił kierując nas w stronę kuchni.
Czekał zapewne na odpowiedź, której się nie doczeka. Nie mam ochoty się do niego odzywać, bo i tak to nic nie da. Niech sobie rozmawia sam do siebie. Tak jak myślałam, położył mnie na wysepce kuchennej, wcześniej wszystko z niej strącając.
- Spkojnie zaraz zaczniesz mówić i radzę Ci się nie ruszać z tąd. - ostrzegł po czym otworzył jedną z szafek, w której znajdowało się pełno otwieraczy i puszek.
Kiedy tak grzebał bez sensu w moich rzeczach, wstałam po cichu na nogi i delikatnie ruszyłam w stronę drzwi.
- Wydawało mi się kochanie, że coś przed chwilką do Ciebie mówiłem. - powiedział nieco ostrzejszym tonem ponownie kładąc mnie na blat.
- Hmm, ciekawe jak to działa - uśmiechnął się do mnie, a kątem oka zauważyłam w ręce otwieracz do szampana i wystający szpikulec który zawsze ma za zadanie wbić się do korka.
Kiedy już dostrzegłam go wbitego całkowicie w górną część mojego uda, poczułam jak cała blednę. Co dziwne, nie czułam bólu, a Mario z każdą sekundę kaleczył moje ciało tym samym przeklętym otwieraczem.
- A jak na to zareagujesz? - wyszczerzył się jeszcze bardziej, ukazując mi przed oczami ostrze noża.
- Ja przep... przepra.... szszam. - zająkałam się, kuląc swoje ciało i miejąc nadzieję, że wtedy mnie mniej widać i, że będzie mniej boleć.
Odczucie ran coraz bardziej narastało, a w głowie powstawał mi coraz większy szum, zagłuszający myśli. Gotze delikatnie przejechał ostrzem wzdłuż mojej ręki, a następnie powtórzył ten sam ruch, tylko bardziej przyciskając je do mojej skóry.
Lekko zasyczałam nie mogąc już wytrzymać mojego napięcia wewnątrz, co tylko jeszcze wzmocniło radość u Mario.
Nagle Mario gdzieś zniknął, a ja usłyszałam potworny łomot, gdzieś w głębi domu. Natychmiast wstałam, ale zaraz już tego gorzko pożałowałam, czując, że z bólu nie potrafię nawet ustać. Usiadłam, opierając się głową o wyspę i próbując dosztrec co się dzieje. Doznałam szoku, wszystko było porozwalane, komoda w przedpokoju wywrócona, jedna ściana calkowicie popękana, wieszak połamany na kilka kawałków.
- Halo? - czułam jak mój głos drży.
- Halo! - postarałam się zabrzmieć nieco głośniej, aby mogł ktoś mnie usłyszeć.
Nagle przede mną stanął Robert wraz z Igorem pomagając mi wstać.
- Wyjdź, nie potrzebuję Waszej pomocy - warknęłam omijając ich.
- Gdyby nie my już byś zginęła. - zaprotestował brunet na co odwróciłam się i splotłam ręce na krzyż.
- Jeśli o to Wam chodzi, to powiem to... dziękuję, a teraz wyjdźcie i zostawcie mnie w spokoju. - oznajmiłam i wyszłam do siebie do pokoju.
Słysząc czyjeś kroki tuż za mną, przeklnęłam pod nosem kilka słów, a następnie usiadłam bezradnie na lóżku, gapiąc się bez sensu w sufit.
- Mogę wejść? - spytał prawie szeptem Robert, lekko wystawiając głowę zza drzwi.
- Wydaję mi się, że już chyba wyraziłam się jasno, dosłownie jakieś 5 minut temu. - odpowiedziałam nerwowo wzdychając.
Robert widząc w jakim stanie, delikatnie zamknął za sobą drzwi i usiadł na przeciwko mnie, dotykając mojej dłoni.
- Chcesz o tym porozmawiać? - spytał wwiercając swój wzrok w moje oczy.
- Tak też myślałam. - schowałam twarz we własnych dłoniach, czując jak zaraz polecą pierwsze łzy.
- Wiedziałem, ale nie chciałem Ci o tym mówić. Widziałem jacy byliście szczęśliwi, a poza tym Igor prosił mnie, abym Ci nic nie wspominał. - zaczął się tłumaczyć.
- I dlatego przez ten cały czas mnie oby dwoje okłamywaliście? - wyszlochałam czując się coraz słabsza.
- Przepraszam, lepiej będzie jakoś zaopatrzyć te rany - brunet wskazał z niesmakiem na cieknącą krew.
- Zaraz to przemyję. Zastanawia mnie tylko czego chcecie? Od początku kiedy Was spotkałam, wiedziałam, że tak naprawdę nie ma nic za darmo i macie jakieś oczekiwania, a teraz już wiem dlaczego. Po prostu byłam kolejna do zabicia na liście Igora. - Czułam jak pod koniec wypowiedzianych tych słów załamuje mi się głos.
- Zapomnij o tym, ja nie chciałem Cię skrzywdzić i nigdy na to nie pozwolę - powiedział prawie szeptem. - Kocham Cię. - Nagle zbliżył się do mnie łącząc nasze usta we wspólną całość.
Subskrybuj:
Posty (Atom)