poniedziałek, 17 lutego 2014

Rozdział 5

Minęły zaledwie dwa tygodnie, a ja czułam jakby rok. Wszystko się potwornie dłużyło. Masa kartkówek i sprawdzianów nie ułatwiała mi tego. Zaczął się zimny i ponury listopad. Nie przepadam za nim szczególnie, noc zapada już o 16, a halny wiatr daje znać mojemu kręgosłupowi, że istnieje. Wyczerpana po sześciu godzinach w szkole, weszłam od razu pod prysznic. Ubrałam świeże ciuchy, spięłam mokre włosy i weszłam do swojego pokoju.
- Cholera no ! - mruknęłam do siebie, bo właśnie zauważyłam, że zostawiłam mokrą bluzkę na balkonie, z którego wlatywał do wewnątrz pokoju nieprzyjemny chłód. Miałam głęboką nadzieję, że jednak bluzka jakoś się wysuszy, ale to tylko moje głupie pomysły i przypuszczenia. Nałożyłam z powrotem ręcznik na włosy i wyszłam na balkon. Momentalnie poczułam okropny dreszcz na plecach i gęsią skórkę. Do tego powoli zaczął narastać wewnętrzny lęk i niepokój. Zabrałam szybko bluzkę z barierki i zamknęłam za sobą drzwi balkonowe. To uczucie nie było mi obce. Strach jaki odczuwałam był porównywalny do tego sprzed zaledwie dwóch tygodni w trakcie drogi do domu. Postanowiłam nie zaprzątać sobie tym dłużej głowy. Bluzkę powiesiłam na wieszaku, a następnie włożyłam do szafy. Była jeszcze trochę wilgotna, ale niezbyt brałam to do siebie. Poszłam zrobić sobię kawę z mlekiem, miałam nadzieję, że trochę rozgrzeje atmosferę.
Podczas czekania aż się zaparzy, włączyłam kanał MTV, na którym leciał właśnie mój ulubiony zespół "30 seconds to mars". Nie obyło się oczywiście bez tańca w kuchni. Mogłam sobie na to pozwolić, bo na szczęście nikogo nie było w domu. Wyłączyłąm telewizor, wzięłam kubek z kawą i wróciłam do pokoju. Usiadłam przy biurku chwytając telefon. Miałam ochotę z kimś pogadać, a więc z nikim innym jak z Martą.
- Hej !  - usłyszałam.
- No hej co robisz? - spytałam.
- Durne zadanie z matmy przeplatane z myśleniem o Tomaszu - zachichotała.
- Interesujące - odpowiedziałam i usiadłam na łóżku.
- A ty co powiesz? - zapytała Marta.
- Strasznie mi się nudzi - odpowiedziała.
- No właśnie słyszę po Tobie ... - Marta mówiła coś dalej, jednak moją uwagę nagle przykuło coś innego, zegarek. Zegarek, który dostałam od Igora w dniu kiedy widzieliśmy się po raz ostatni. Leżał na półce tuż przy łóżku. Pomimo, że był on dosyć stary, zadziwiał swoim wyglądem. Sięgnęłam po niego ręką i zaczęłam mu się baczniej przyglądać. Okrągły w kolorze złota, z przodu wskazywał godzinę rzymskimi cyframi. Z tyłu zaś widniały wydziergane obrazki, przedstawiające zniekształcone, dziwne sylwetki trzymające w ręku piękny rozłożysty kwiat. Twarze tajemniczych postaci były wykrzywione w grymasie, wielkim cierpieniu i bólu. Zauważyłam, że łańcuszek, na którym wisiał jest przymocowany do niewielkiego suwaka. Przesunęłam go lekko w prawo i zegarek otworzył się, ukazując całą jego tarczę tym razem odsłaniając cyfry arabskie. Pomiędzy godziną 12.00, a 13.00 znajdowało się coś zielonego, jakby kawałek liścia lub coś podobnego do tego. Próbowałam to wyciągnąć, ale niestety nie mogłam się w żaden sposób tam dostać.
- Co za złom - mruknęłam i nagle wróciłam do rzeczywistości, do której przywołał mnie dźwięk zakończenia połączenia w telefonie.
Szybko się ocknęłam i zadzwoniłam do Marty. Sygnał był dość słaby więc usiadłam na krześle przy oknie.
- Ej, no co ty sobie wyobrażasz ? - zapytała Marta śmiejąc się lekko.
- Przepraszam, ale się po prostu zamyśliłam - odpowiedziałam.
- O, a mogę wiedzieć nad czym, lub bardziej nad kim ?! - spytała podekscytowana.
- Nie nad nikim, tylko zauważyłam mnóstwo kurzu na biurku i poszłam go pościerać - skłamałam.
- Wiesz, że Ci nie wierzę - spytała ponownie.
- Tak, wiem - uśmiechnęłam się. - Z resztą nie ważne - dodałam.
- Ja Ci dam nie ważne, jutro sobie poważnie pogadamy w szkole, a tymczasem muszę kończyć, bo wołają mnie na kolację. - powiedziała.
- Nie mam Ci się z czego tłumaczyć. Idż już lepiej zjeść, bo jak jesteś głodna to zaczynasz strasznie gwiazdorzyć - zachichotałam.
- Dowcipna .. - westchnęła.
- Pa - odparłam i się rozłączyłam.
Odłożyłam telefon i przymknęłam oczy. W całym domu panował taki spokój i cisza o jakiej zawsze pragnęłam. Zaczęłam rozmyślać nad tymi wszystkimi intrygami Marty do Tomka. Może coś w tym jednak było? Jednak nie chciałam aby się tylko przed nim ośmieszyła co często bywa z zakochanymi dziewczynami. Momentalnie się zerwałam z krzesła. Poczułam ogromne przerażenie, po plecach ponownie przeszły mi ciarki, a nogi zrobiły mi się jak z waty. Odrwóciłam się w stronę większej części pokoju, ale nikogo nie zauważyłam, jednak intuicja podpowiadała mi, że nie jestem sama.
Nagle poczułam jak ktoś stanął za mną. Nie miałam odwagi się odwracać. Strach całą mnie zrzerał. Poczułam chłodne dłonie na moich ramionach, które zaczęły mnie lekko masować.
- Witaj skarbie - powiedział czułym głosem męski głos.
- Łapy precz, Igor ! - krzyknęłam drżącym głosem.
Usłyszałam chichot.
- Hym, a może to po prostu nie Igor? - zapytał znowu czule.
Zamarłam, brakowało mi słów, stałam jak sparaliżowana nie mogąc niczym ruszyć, a tajemniczy nieznajomy w mgnieniu oka stał już przede mną tylko odwrócony tyłem spoglądając na telewizor. Strasznie śmierdział perfumami, po dłoniach mogłam stwierdzić, że jest dosyć opalony. Włosy koloru ciemny blond, wymodelowane i zaczesane na prawą stronę. Ze wzrostu mogłam wywnioskować, że był niewiele wyższy ode mnie. Czarna obcisła bluzka podkreślała jego wyrzeźbione plecy. Miał na sobie również czarne spodnie i adidasy. W całości prezentował się nieziemsko pomimo, że widziałam go tylko od tyłu.
- Kim jesteś? - spytałam.
Nie odowiedział i znowu znalazł się za mną w ciągu dosłownie sekundy. Kiedy chciałam zobaczyć kim jest i odwrócić się, chwycił mnie i przycisnął do siebie plecami. Moj refleks nie był na miejscu, można było nas porównać jak Fiat 125p do Bugatti Veyron. Próbowałam się wyrwać, ale ani drgnęłam. Był okropnie silny, zaczęłam powoli odczuwać jak moje ręce i nogi drętwieją z uścisku. Postanowiłam się poddać widząc, że i tak już nic nie wskuram.
- Kim jesteś i co robisz w moim pokoju?! - spytałam ponownie lekko poirytowana.
Zaśmiał się i uszczypnął mnie lekko zębami w kark.
- Czyżby czekoladowy płyn pod prysznic? - zapytał prawie szepcząc.
- Gówno Cię to obchodzi. - odpowiedziałam w miarę stanowczo jak na tą całą sytuację i mój stan.
- Nie ładnie się tak do mnie zwracać - powiedział całując mnie w szyję. - Ale na początku możemy Ci to wybaczyć. Już wkrótce nauczysz się. - dodał.
- Nie będę Cię słuchać i masz w tej chwili mnie puścić. Obiecuję Ci, że zadzwonię po policję - krzyknęłam.
- Jesteś śmieszna - parsknął i przycisnął mnie bardziej do siebie tak, że ledwo mogłam brać oddech.
- To boli - ponownie krzyknęłam z płaczem.
- Nie wątpie. - odpowiedział.
Jeszcze raz przejechał dłonią po mojej szyi, po czym się nachylił i pocałował w policzek. Momentalnie mnie puścił i rzucił w kierunku łóżka. Wylądowałam z wielkim hukiem na brzuchu. Kręgosłup zaczął mnie okropnie boleć, a do tego jeszcze potworny ucisk w klatce piersiowej. Nie mogłam się teraz poddać, nie tak łatwo. Odwróciłam się z wielkim bólem na plecy i zamarłam. Przed łóżkiem stał wyprostowany z lekko pochyloną głową Mario Gotze. Jego wzrok był przerażająco zimny. Wpatrywał się we mnie z wielkim skupieniem. Czułam jakby przedzierał się przeze mnie swoim spojrzeniem. Nagle wszystko posklejało mi się w spójną całość. To był Mario, Mario o którym opowiadał mi Igor. Przez chwilę zaczęłam pragnąć jego obecności. Szybko jednak rozdmuchałam te myśli. Jak w ogóle mogło to wszystko być rzeczywistością? Przecież Mario to piłkarz, a nie wampir, tak samo jak Lewy. A Igor po prostu był piosenkarzem. To nie może być prawda. W tej chwili pragnęłam Igora i Lewego, chciałam żeby mi pomogli, byłam przerażona. Całe moje ciało sparaliżował strach i niepokój, a Mario dalej stał przyglądając mi się. Bałam się czym kolwiek ruszyć, drgnąć.
- Czego chcesz, kim jesteś i co robisz w moim pokoju? - spytałam drżącym głosem.
Momentalnie zbliżył się do mnie, a następnie chwycił za ramiona powodując, że znowu stałam na własnych zdrętwiałych nogach, następnie przywarł mną mocno do ściany.
- Po co ten pośpiech i tyle pytań kotku? - zapytał uśmiechając się szarmancko.
- Czy to nienormalne, że jestem ciekawa co robi obca osoba w moim domu? - spytałam próbując się w między czasie wyrwać.
- Przecież wiesz kim jestem - zamruczał mi do ucha.
W tym momencie stwierdziłam, że nie ma na co czekać. Zaczęłam kopać, pluć, gryźć, ale on ani drgnął.
- Łapy przy sobie! - krzyknęłam.
- Przerażająca jesteś wiesz? - uśmiechnął się. - Wystraszyłaś mnie. - zachichotał.
- Wynoś się - powiedziałam.
Chwycił mnie w pasie i mocniej przycisnął do siebie. Od jego ciała biło ciepło, jednak dłonie miał chłodne.
- Czyżby lekkie problemy z krążeniem?- zapytałam i nie zastanowiwszy się dłużej, mocno kopnęłam go prosto w goleń.
On jednak nawet tego nie poczuł. Za to ja straciłam już wiarę w cokolwiek. Odruchowo nasze spojrzenia się spotkały. Moje nogi zaczęły się uginać podemną, czułam jak tracę siły.
- Za dużo sobie pozwalasz koleżanko - powiedział, a wokół jego oczu, a raczej pod zaczęło tworzyć się coś dziwnego. Zupełnie tak jakby w tym miejscu wszystkie żyły chciały wyjść na zewnątrz, a wokół nich zaczęła wypełniać puste miejsce czerwona pajęczynka.
Nie wiedziałam co się dzieje, ale do mojej głowy dochodziło tylko jedno ... niebezpieczeństwo. Nie mogłam nic powiedzieć, nie umiałam, brakowało mi odwagi. Mario patrzył mi głęboko w oczy zupełnie tak jakby chciał mnie nimi prześwietlić. Przerażająca obłoka spod jego oczu nie znikała, ale to nie było wszystko. Rozchylił lekko swoje wargi, tak, że dostrzegłam dwa śnieżne, długie kły. Przygryzł lekko moją skórę na karku, a następnie zanim zdąrzyłam jakkolwiek zaprotestować, wgryzł się bardziej odsłaniając wszystkie zęby. Potworny ból rozprzestrzeniający się po całym ciele, ból którego w żaden sposób nie da się opisać. Zupełnie tak jakby ktoś zapalił wewnątrz mnie ognisko, a cały odcinek szyjny rozdarł na strzępy.
- Puść proszę ! - powtarzałam przez łzy. - Proszę to boli - błagałam.
Chciałam wypowiedzieć kolejne prośby, ale natychmiast mi to uniemożliwił. Wszystko trwało dosłownie kilkanaście sekund, a ja czułam jakby całą wieczność. Słabłam, czarne kropki zaczęły migotać przedemną. Mario ułożył mnie na łóżku i usiadł przy mnie. Straciłam czucie we wszystkich kończynach.
- Dlaczego ja? - spytałam zduszonym głosem.
- Kochanie, jesteś kluczem do wszystkich moich snów - odpowiedział szczerząc zęby, wszelkie niedoskonałości zniknęły z jego twarzy. Został tylko zimny wzrok i zawadiacki uśmiech.
- Boję się, ja nie chcę - wydusiłam z siebie.
- Jeśli będziesz ze mną współpracować, nie będziesz miała powodów do strachu - powiedział i pocałował mnie w czoło. Zgasił światło i zniknął za oknem.


Leżałam pomimo, że minęła już jakaś godzina. Dalej nie mogłam dojść do siebie. Moja szyja nadal piekła z bólu, a ciało odmawiało posłuszeństwa. Nie chciałam o tym myśleć, pragnęłam zapomnieć. Usłyszałam kroki. Dobiegały one z dołu.
- Super, pewnie to mama - pomyślałam, jednak coś było nie tak.
Spanikowałam. To nie była mama. Z dołu dobiegały trzaski, a ja nawet nie mogłam pogonić bezczelnego złodzieja. Łzy lały mi się ciurkiem po policzkach. Ktoś zbliżał się do mojego pokoju. Serce tłukło mi jak szalone.
- Nie, proszę idź już sobie ! - płakałam.
Drzwi uchyliły się.
- Spokojnie już jestem przy tobie - powiedział opiekuńczo Igor siadając przy mnie i wycierając mi oczy.
- Już jest dobrze - dodał troskliwie.
Dostrzegłam Roberta, który stał w progu i uśmiechał się do mnie pocieszycielsko.
- On tu był - wypłakałam.
- Wiemy, nie myśl już o tym - powiedział i przytulił się do mnie Igor.
- Tak się bałam, nie mogę się ruszyć! - wymamrotałam, a kolejne łzy zaczęły mi płynąć po policzkach.
- Jeszcze trochę, wytrzymasz. - dodał.
- To ja pójdę zadbać o jej żołądek - oznajmił Robert i zniknął.
Powoli mogłam ruszać palcami od rąk, a następnie nogami i rękami. Usiadłam ostrożnie opierając się o ścianę. Niestety nadal kręciło mi się w głowie.
- To był Mario, Mario Gotze - powiedziałam już nieco spokojniej spoglądając na Igora.
Robert w między czasie już wrócił i wręczył mi gorący kubek kakao, oraz kanapkę z czekoladą.
- Proszę to powinno Cię wzmocnić - uśmiechnął się, aż poczułam lekkie motylki w brzuchu.
- Dlaczego to akurat ja? - spytałam przegryzając kanapkę.
- Tego nie wie, nikt, po prostu tak wybrał los, że twojej pra pra pra pra ... itd. - uśmiechnął się Igor. - zachciało się stworzyć krwiopijcę. - dodał
- Jeśli to wszystko jest prawdą, to oznacza, że muszę umrzeć już za miesiąc? - spytałam uświadamiając sobie co mnie czeka.
- Nie koniecznie. - odpowiedział Lewy.
- Nie rozumiem dużo rzeczy - powiedziałam. - Na przykład w jaki sposób wy powstaliście? - spytałam.
- Mario jak głoszą legendy to pierwszy, wszystko zaczęło się od niego. Jak wiadomo rozmnażać się nie możemy, więc nie jesteśmy z nim w żaden sposób spokrewnieni. Jednak łączy nas  jedno, rządza krwi. - powiedział Igor.
- To w jaki sposób staliście się wampirami skoro nie przez rozmnażanie ? - ponownie spytałam.
- Legenda głosi, że Mario jako człowiek był bardzo wpływowy i od zawsze pragnął być nad wszystkimi. Poznał pewną dziewczyną, która okazała się bawić magią. Podobno znała zaklęcie na nieśmiertelność. Mario był tak łapczywy, że poddał się jej magii. Niestety dziewczyna nie przewidziała, że istnieją również skutki uboczne. Owszem jesteśmy istotami nadnaturalnymi, ale tak samo jak Mario byliśmy kiedyś ludżmi.- dodał Igor.
- To znaczy, że każdy człowiek może stać sie wampirem ? - spytałam zdumiona.
- Tak. - odpowiedział Lewy.
- Ale w jaki sposób? - zapytałam.
- Ja z Robertem urodziliśmy się w latach siedemdziesiątych XIX wieku. Byliśmy sąsiadami, kumplami i chodziliśmy do wspólnej klasy z niejaką Kornelią. Zakochaliśmy się w niej obydwoje po uszy. Nasza przyjażń została zniszczona, a Kornelia okazała się niezłą manipulatorką. Miała nas dwóch w swoich sidłach. Tak na prawdę była samotna i pragnęła cierpienia innych. Pewnej nocy przyszła do mnie. Kochaliśmy się, gdy nagle poczułem lekkie ukłucie na szyi. - powiedział Igor.
- Ja przepraszam, ale muszę juz lecieć na trening. - Lewy poklepał Igora po plecach, mnie przytulił i wyszedł.
- Możesz kontynuować - powiedziałam.
Widać było, że Robert był nieco speszony, dlatego pewnie wyszedł. W końcu treningi w Dortmundzie na pewno nie odbywają się w nocy, a dochodziła właśnie 22.00.
- Zasnąłem nawet nie wiem kiedy. Gdy się obudziłem Kornelia zmusiła mnie do wypicia znacznej ilości jej krwi. Byłem w szoku, ale nie mogłem jej powstrzymać. Była zbyt silna. Kiedy wypiłem w miarę dużo, skręciła mi kark. Następnego dnia obudziłem się, ale już nie jako człowiek. - Igor dalej kontynuował.
- A co się stało z nią ? - zapytałam.
- Nie mówmy teraz o tym. - zaprotestował.
Nastąpiła chwila ciszy.
- Czyli żeby stać się wampirem trzeba najpierw wypić krew, a potem umrzeć? - stwierdziłam.
- Tak - potwierdził.
- Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć co się stało z Kornelią ? - spytałam.
- Myślę, że musisz już iść spać. - oznajmił.
- Nie zmieniaj tematu. - powiedziałam lekko poirytowana.
- Śpij - powiedział i popatrzył mi się prosto w oczy.
Zapadłam w głęboki sen.









Następny rozdział 20.02

6 komentarzy:

  1. ej to jest świetne. Będę tu zaglądac :) Pozdrawiam i zapraszam do mnie ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Wciągający blog :* Przypał mi do gustu :P Czekam na nn :D

    OdpowiedzUsuń
  3. I jest kolejna część :) luks ;) BOSKI ! ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Super! To jest świetne! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Super :-* pozdrowienia z Warszawy.
    Ps. Zapraszam do mnie http://w-swieciewyobrazni.blogspot.com/2014/02/rozdzia-24.html?m=1

    OdpowiedzUsuń
  6. Super :D
    Igor jest taki słodki ;) Mam nadzieję że coś bedzie między nim a Niną ^_^
    Wenyy
    Pozdrawiam
    ~Lilianne

    OdpowiedzUsuń