poniedziałek, 24 marca 2014

Rozdział 15



CZĘŚĆ II


***



Zimno, mroźny przeszywający moje ciało chłód i strach. Na oczach miałam nałożoną brudną, niewygodną opaskę. Siedziałam na czymś zimnym i twardym. Skulona w półklęku modliłam się o zbawienie. Co jakiś czas ostry ból od kręgosłupa paraliżował mnie całą skłaniając do jeszcze większego skłonu. Byłam głodna i pragnęłam chociaż odrobinki kropli wody. Oblizałam usta, poczułam zaschniętą krew przemieszaną z brudem. Podczołgałam się do tyłu wyczuwając ścianę. Opierając się o nią na ślepo poczułam wielką ulgę w kręgosłupie. Tak siedziałam po cichu, nie mogąc wydusić ani słowa z zaschniętego gardła. Co ten ktoś ode mnie chce? Dlaczego Igor i Robert mnie jeszcze nie znaleźli? Zaczęłam popadać w coraz większe obawy, lecz wiedziałam, że to i tak nic nie zmieni, a wręcz dobije i złamie psychicznie. Bez względu na wszystko musiałam chociaż stawiać pozory silnej. Z oddali usłyszałam zbliżające się kroki, cała znieruchomiałam, gdy nagle poczułam jak moje prawe policzko zaczyna potwornie piec. Przewrociłam się na bok z wielkim hukiem. Nie byłam w stanie wydusić z siebie żadnego słowa. Dopiero teraz uzmysłowiłam sobie, że moje ręce i nogi są również mocno skrępowane.
- Całuj mi buty! - krzyknął nieprzyjemny głos odsłaniając mi oczy.
Na początku nic nie widziałam, wszystko wydawało mi się jak by było przedstawione za mgłą. Szare, zaniedbane ściany, a po jednej z nich żelazne piętrowe łóżko. Przede mną stało dwóch obleśnych mężczyzn zaciskając kurczowo szczęki. Światło dawała powieszona na kablu na suficie energo-oszczędna żarówka. Siedziałam skulona, wpatrując się błagająco o litość w oczy porywaczy.
- Jak Ci na imię? - spytał drugi wyciągając jakieś dokumenty z kieszeni i rzucając przede mną.
- Od dzisiaj jesteś Patrycia Bell. Masz 18 lat i postanowiłaś wyrwać się z domu w poszukiwaniu pracy, rozumiesz? - ponownie odezwał się ten drugi chwytając mocno za mój podbródek.
Pokiwałam głową zgadzając się na wszystko i dalej próbując wziąć ich na litość swoim wzrokiem.
- Wody - ledwo wyszeptałam.
- Dostaniesz wody jak coś zarobisz. - powiedział wysoki brunet szczerząc przy tym chytrze zęby.
Drugi dużo niższy z wystającym brzuchem i dłuższymi czarnymi włosami rozwiązał mi ręce, a nogi lekko tylko poluzował, a następnie rzucił w moją stronę garść ciuchów.
- Masz się w to ubrać, a za 15 minut chcę Cię widzieć na dole. - oznajmił ten niższy i wyszedł.
Pierwszy, wyższy i bardziej szpetny dalej stał bacznie mi się przyglądając. Miał okropnie garbaty nos i był przerażająco chudy. Miał na sobie czarny garnitur i złoty zegarek odbijający światło. W milczeniu odwrócił się i odszedł. Przez moment ani drgnęłam, zastanawiałam się nad tym co to za miejsce. Powoli i z wielkim wysiłkiem wstałam i małymi kroczkami zbliżyłam się do piętrowego łóżka, gdzie leżała sterta ciuchów. Przez moment zamarłam, a zaraz potem łzy lały mi się ciurkiem po policzkach. Uświadomiłam sobie co mnie czeka i po co tu tak naprawdę jestem. Inaczej wyobrażałam sobie własną przyszłość. Miałam iść na studia, a następnie leczyć innych, pomagać im wychodzić z chorób związanych z kośćmi. Niestety los chce inaczej, dlaczego? Dlaczego to ja po raz kolejny? Nie chciałam ubierać tych skąpych ciuchów, ale z drugiej strony nie chciałam bardziej oberwać. Z płaczem powoli ubierałam łachmany. Kiedy byłam gotowa uchyliłam lekko drzwi i wyszłam z pokoju. Ukazał mi się długi przedpokój mocno oświetlony na końcu którego znajdowały się schody w dół. Ściany miały kolor trupowatego fioletu,a podłoga lśniła wypastowanym parkietem. Pokój, z którego właśnie wyszłam kompletnie nie pasował do wystroju w całym budynku, ale wiadomo było o co chodzi. Zeszłam starannie, tak aby się nie wywrócić po schodach i posłusznie czekałam dalej szlochając po cichu. Mama mnie na pewno szuka, pewnie uruchomiła już wszystkie posterunki w kraju, Robert i Igor lada moment tu będą i mnie stąd wyciągną. Cały czas miałam nadzieję na jakikolwiek ratunek.
- Jesteś już, no no, jak na razie jesteś bardzo grzeczna. - uśmiechnął się wysoki brunet i pogłaskał mnie po policzku. Nie zastanawiając się natychmiast go odepchnęłam. Wiedziałam, że zaraz tego gorzko pożałuję, tak też się stało. Ponownie oberwałam w twarz wykrzywiając się z bólu.
- Idź do tego pokoju, tam pani zadba o Ciebie i o Twój wizerunek. - dodał popychając mnie w stronę drzwi. Weszliśmy do pokoju, facet zaciągnął mnie wprost na krzesło stojące przed lusterkiem z żaróweczkami. Powiedział coś do kobiety która również była ubrana w te same ciuchy co ja i wyszedł. Kobieta uśmiechnęła się do mnie i zaczęła rozczesywać mi włosy. Spojrzałam na siebie w lusterku, wyglądałam paskudnie. Usta miałam jeszcze bardziej nabrzmiałe od dwóch rozcięć i siniaka. Lewy policzek był aż fioletowy i lekko pulsował ujawniając popękane naczynka. Kobieta chwyciła za puder i zaczęła powoli zasłaniać wszelkie niedoskonałości, wymalowała moje usta na jaskrawą czerwień i lekko podkreśliła oczy. Dodała jeszcze nieco mocnego różu. Nigdy się tak nie malowałam, wyglądałam jak malowana lala ze wsi.
- Wyglądasz zabójczo - pochwaliła mnie kobieta dając obleśny pocałunek w policzek i pozostawiając po sobie ślad swojej również czerwonej szminki. Mocno się skrzywiłam, aż poczułam lekki skurcz w żołądku. Przez chwilę zostałam sama. Kobieta wyszła zamykając za sobą drzwi na szczęście nie na klucz. Odczekałam kilka sekund, a następnie szybko wstałam i udałam się do przedpokoju na parterze. Chodziło tamtędy wiele skąpo ubranych dziewczyn. Patrzyły się na mnie wzrokiem zabójcy mierząc od stóp do głów całą moją sylwetkę. Zauważyłam w oddali drzwi wyjściowe, biegiem z obwiązanymi lekko nogami skierowałam się ku klamce. Pudło, niestety okazało się, że jest to wejście na główną salę. Dostrzegłam tych wszystkich facetów oblizujących się na widok kobiety tańczącej na scenie. Ponownie łzy zaczęły lać mi się po policzkach ciurkiem. Szybko się stamtąd wycofałam jednak nie na długo byłam z tego zadowolona. Niski gruby facet od razu mnie złapał i zaciągnął do szarego pokoju na pierwszym piętrze. Rzucił mną na podłogę i nerwowym krokiem wyszedł. Usłyszałam krzyki, trzaskania i ponowne krzyki. Facet o garbatym nosie i duzym wzroście wszedł do pokoju i zamknął za sobą drzwi. Skuliłam się i podczołgałam jak najdalej od niego do ściany.
- Jestem tutaj szefem i masz robić to co Ci karzę! A jeśli czegoś nie kazałem to poprostu nic nie rób! - krzyknął sciągając pasek ze spodni.
Nie wydusiłam z siebie nic, byłam zbyt przerażona. Niestety i tak na nic się zdał mój błagalny wzrok. Momentalnie poczułam mocne uderzenie na plecach, a następnie na udach i brzuchu. Tak przez kilka razy, aż w końcu zostałam sama w pokoju. Leżałam tak nie myśląc o ogniu przeszywającym moje ciało. Wpatrzona w jeden szary punkt pokoju modliłam się po cichu o pomoc. Myślałam o tych wszystkich chwilach jakie mnie w życiu spotkały, o ludziach mi przyjaznych, które mnie kochały, a które były mi wrogiem. Myślałam o tym, że zapomniałam się pożegnać z najbliższymi mi osobami, a raczej nie dostałam takiej okazji. W ten do pokoju wszedł niski mężczyzna. Był czymś bardzo podekscytowany, bo w miejscu tupał wesoło nogą.
- Wstawaj i chodź za mną. - powiedział rozkazującym tonem.
W miarę sił podniosłam się lekko kołysząc i ruszyłam w stronę korytarza. Nagle mężczyzna wskazał abym skręciła w prawo do jeszcze mniejszego pomieszczenia. Pokój ten był urządzony bardzo gustownie. Wszystkie meble były na wysoki połysk w kolorze czerwonym. Dębowe panele, stylowe ściany w kolorze karmelu. Na środku znajdowało się potężne biurko, a za nim siedział wyluzowany wysoki brunet. Stanęłam i czekałam zrezygnowana na rozkaz.
- Nie powiem, że jestem tym zdziwiony, ale również mocno usatysfakcjonowany. - wykrzywił się w uśmiechu brunet. - Nigdy mi się jeszcze takie coś nie zdarzyło, ale to tylko świadczy o tym, że masz powodzenie wśród mężczyzn. - dodał jeszcze bardziej się szczerząc.
Nie wiedziałam o co chodzi, ale chciałam w końcu się dowiedzieć. Najgorsza jest niepewność.
- Przejdę do sedna sprawy, ktoś za Ciebie zapłacił sporą sumkę, co wiąże się z tym, że należysz już do niego. To fascynujące, że gość zobaczył Cię zaledwie przez kilka sekund i już się w Tobie zakochał. - kontynuował.
- Więc miło mi było bardzo z Tobą współpracować. Do zobaczenia, a teraz możesz już odejść ze swoim panem.
Tak, poczułam wielką ulgę. Zostałam uratowana! Igor, czy Robert? Nie czekając na nic odwróciłam się aby rzucić się mojemu wybawcy w ramiona. Doznałam szoku. Przede mną stał wysoki szatyn z zawadiackim uśmiechem. Stanęłam jak wryta nie drgając nawet powiekami. Nie wiedziałam czy uciekać sama, czy zostać.
- Witaj aniołku - powiedział słodkim głosem.
Zamurowało mnie a po plecach przeszedł mi lekki dreszcz.
- Nazywam się Kol Mikaelson, jestem bratem Mario. - rozwścieczył jeszcze bardziej swój uśmiech, a w okół jego oczu powstała znana mi już pajęczynka z żyłek i popękanych naczyń krwionośnych.







Rozdział 16 - 31.03
Rozdział 17 - 07.04

3 komentarze:

  1. Oo Boże, biedna Nina mam nadzieję że chłopcy ją szybko odnajdą. A moze brat Mario jej pomoże. Czekam i pozdrawiam ze szkoły. :-*

    OdpowiedzUsuń
  2. GRATULUJE! twój blog został nominowany do Liebster Award! więcej informacji tutaj:
    http://xfaithful-lovex.blogspot.com/2014/03/liebster-award-1.html

    OdpowiedzUsuń
  3. WOW, nie spodziewałam się tego...
    fajnie, że mnie zaskoczyłaś.
    Biedniutka Nina

    OdpowiedzUsuń