poniedziałek, 17 marca 2014

Rozdział 14



- Córuś?! - usłyszałam dobiegający głos mamy z góry.
- Tak?! - zapytałam.
- Nastawiłabyś mi wodę na kawę. - poprosiła.
- Ok - odpowiedziałam już nie komentując.
Szybko wstałam i udałam się w stronę kuchni. Nalałam wody do czajnika i postawiłam na kuchence gazowej zapalając jeden z palników. Pogoda za oknem była paskudna, całe niebo pokrywały gęste kłęby purpurowych chmur. Oparłam się o ścianę, a twarz zasłoniłam dłońmi. Miałam dość, w dzisiejszy dzień ludzie się bawią, stroją, wyjeżdżają na wczasy. W gruncie rzeczy nie brakowało mi tego, najbardziej martwiłam się o to co dla nas jest na tym świecie najcenniejsze,coś czego nie da się kupić... życie.
- Czemu jesteś taka smutna? - spytała troskliwie mama wyłączając palnik i zalewając wrzątkiem kawę.
- Znowu się trujesz. - oznajmiłam próbując zagłuszyć wszelkie inne myśli.
- No coś ty, przecież widzę, że to coś poważniejszego - popatrzyła na mnie badawczym wzrokiem.
- To ta pogoda, tak przygnębia - odpowiedziałam wskazując na pełne szarości okno.
- Nikt Cię nie zaprosił na sylwestra? - spytała coś podejrzewając.
- Właśnie musimy na ten temat pogadać - powiedziałam czując jak serce przyspiesza bicie.
- Jeśli chodzi, o której masz wrócić do domu to może być nawet rano, ale bardziej interesuje mnie gdzie to będzie. - odpowiedziała siadając na stołku barowym.
- Wygrałam bilety na koncert i ... - urwałam czując jak kluski rosną mi w gardle.
- Chcesz pojechać z Martą? - spytała podekscytowana.
- On jest w Warszawie i chciałabym pojechać jednak z Wami. - dodałam.
Przez chwilę nastała cisza, mama siedziała w bezruchu, a ja modliłam się żeby chociaż ona nie robiła żadnych problemów.
- Nina wiesz, że ja jeszcze nigdy tak daleko samochodem nie jechałam, a poza tym to nie jest zwykły dzień tylko sylwester. Zwłaszcza dzisiaj na drogach jest okropny ruch. - odparła.
- Ja wiem, ale to na prawdę świetna okazja, super zespoły, masa fajerwerków, a w dodatku ja przygotuję trasę i będę Cię prowadzić, ty tylko pokierujesz samochodem. - próbowałam ją przekonać.
- Przykro mi, ale nie dam rady, po prostu nie czuję się na siłach dzisiaj do prowadzenia. - zaprotestowała i wyszła do łazienki.
Poczułam wielki ból, nie wiedziałam już co ją może bardziej przekonać. Nie mieliśmy tak naprawdę innego planu przetrwania, to musiało dojść do skutku inaczej będzie źle.
- I jak Ci poszło? - spytał Robert nagle pojawiając się przede mną i przyprawiając mnie o ciarki.
- To wszystko jest bez sensu, moja mama nie da rady, poleje się krew niewinnych ludzi, a i tak Mario zdobędzie to czego chce. Jeśli moja mama nie jedzie, to ja również. - odpowiedziałam z płaczem.
- Ja się tym zajmę - powiedział stanowczo gładząc mnie po włosach.
- Nie! Nie będziesz jej kolejny raz wmawiał coś, czego nie chce lub tak naprawdę nie ma! Zostaw mnie. - wypłakałam i wybiegłam na górę do swojego pokoju. Robert nie czekając na nic pobiegł za mną przyciskając mnie do ściany.
- Zrozum, że nie możesz się teraz załamywać. Wszystko się uda tylko pozwól mi porozmawiać z twoją mamą. Wolisz patrzeć jak cierpi, kiedy widzi jak Mario wysysa z ciebie ostatnie krople, lub najpierw się nią pobawi na twoich oczach i przekąsi na deser twojego brata? To nie są żarty, zastanów się. - powiedział.
Przez chwilę wpatrywałam się w milczeniu w jego porażające błękitne tęczówki, to wszystko nie miało być tak. Nie chcę żeby Robert znowu mieszał w głowie mojej mamy.
- Ok - odpowiedziałam pełna rezygnacji czując jak łzy lecą mi po policzkach.
Robert od razu zniknął. Zostałam sama w pokoju. Czym prędzej chwyciłam walizkę i zaczęłam do niej pakować podstawowe rzeczy do higieny, bieliznę i jedną bluzę na zmianę. Zmieściłam jeszcze do niej kilka rzeczy mamy i brata. Starałam się robić wszystko, byle by nie myśleć o tej całej sytuacji. Usiadłam na łóżku i wpatrywałam się w ścianę, niestety nie na długo, bo Robert wracał już z dołu od mojej mamy.
- Mamy problem - oznajmił zaciskając szczęki i chwytając mnie mocno za nadgarstki.
- Mama się nie dała namówić? - spytałam zaskoczona.
- Nie, z tym wszystko w porządku, ale ... mamy towarzystwo. - oznajmił skupiając swoje oczy na moich. - Wyprowadzę twoja mamę tylnym wyjściem do samochodu, nie martw się o wszystkim zapomni, ty musisz się zająć bratem i stanąć w tym samym miejscu czekając na mnie. - poinstruował i szybko zniknął w oddali.
Tak jak powiedział tak zrobiłam, pobiegłam szybko do pokoju brata, przez chwilę zamarłam, jednak po pewnym czasie zauważyłam, że zasnął pod łóżkiem.
- Franek wstawaj! - krzyknęłam ciągnąc go pod drzwi.
- Co jest? - spytał w szoku powoli wstając i czepiąc się ze śmieci z podłogi.
- Jedziemy do Warszawy, o nic więcej mnie nie pytaj tylko chodź. - pociągnęłam go za rękę wprost pod tylne drzwi wyjściowe, pod którymi stał już Robert. Nie zastanawiając się nad niczym wziął Franka na ręcę i zniknął. Stałam dalej w miejscu przez dłuższy czas. Miałam coraz większe obawy co do udanego planu, tym bardziej, że Lewego nie widziałam już od dokładnie 5 minut. Zaczęłam się coraz bardziej denerwować i stukać nerwowo nogą o podłogę.
- Proszę nie karz mi tyle czekać - powiedziałam do siebie po cichu.
- Haha, kto by pomyślał. - roześmiał się Louis stojąc tuż za mną.
- Co ty tu robisz? - spytałam w szoku i strachu.
- Zdziwiona? - zapytał jeszcze bardziej się szczerząc.
- Nie zupełnie, spodziewałam się Ciebie. - odwzajemniłam uśmiech i szybko chwyciłam za szklany obraz, który wisiał na ścianie i rzuciłam nim prosto o głowę Louis'a.
Nie patrząc na nic wybiegłam szybko do swojego pokoju, zamykając za sobą drzwi na zamek. Następnie przesunęłam komodę, aby jeszcze bardziej uniemożliwić wejście.
- Nina! - usłyszałam głos Louis'a dobiegający z daleka, aż cała zadrżałam z przerażenia.
- Stuk - usłyszałam dźwięk dobiegający zza okna.
Cała podskoczyłam i nie wydobyłam już z siebie żadnego głosu.
- Cii, to ja - wyszeptał Robert przez framugę próbując otworzyć okno i dostać się do środka.
Szybko mu w tym pomogłam, ale zanim zorientowałam się gdzie jestem leżałam już na podwórku na zimnym śniegu. Kręgosłup nie był z tego zbytnio zadowolony, ledwo co usiadłam, a już poczułam kolejne ukłucia od kręgów lędźwiowych. Niestety ruchy rotacyjne nie były już w ogóle brane pod uwagę, a szkoda bo właśnie ktoś z tyłu niewielkimi krokami zbliżał się do mnie.
- Boli? - usłyszałam, a następnie poczułam ogromny ból w plecy od silnego kopnięcia.
Momentalnie zwinęłam się w kulkę z wielkim jękiem, kątem oka dostrzegłam jak stoją obok siebie Christian i Louis, wymieniając się radosnymi spojrzeniami.
- A może teraz bardziej? - zachichotał Louis ponownie zadając mi ten cios, tym razem w centrum brzucha.
- Proszę. - wybłagałam plując krwią na bielawy śnieg.
- O co kotku? O więcej? - zachichotał powtórnie i przymierzał się do kolejnego ciosu.
- Dość! - krzyknął Mario z oddali.
- Bawi Was to tak, więc może teraz zademonstrujemy to na Christianie. - oznajmił Mario chwytając go za szyję.
Louis podniósł mnie i podtrzymywał, abym mogła ustać.
- Do zabawy Ci jest? - spytał ponownie Mario Christiana dalej go podduszając.
- Przepraszam - wydusił z siebie Christian.
- Miałeś jej pilnować wtedy w celi! - krzyknął Gotze.
- Tak wiem, ale...  -urwał ze strachu, gdy nagle Mario skręcił mu kark i wbił zwykły badyl z drewna w miejsce gdzie znajduje się serce.
Poczułam wstręt i obrzydzenie, widząc to wszystko ponownie zakaszlałam wypluwając niewielkie krople krwi. Christian leżał bezwładnie z głową wygięta w bok, jego twarz przerażała,a oczy i usta były wygiętę w ogromnym bólu. Po raz pierwszy ujrzałam martwego wampira, wampira który miał kilkaset lat i właśnie tu w tej chwili, przede mną zginął, a raczej przeze mnie. Gotze chwycił Christiana za kołnierz i zniknął z nim w gęstwinie lasu.
- Chcesz się pobawić laleczko? - wyszeptał mi do ucha Louis.
- Z tobą nigdy. - wydusiłam widzą jak Robert biegnie w naszą stronę.
Upadłam na ziemię, nie miałam władzy we własnych nogach, podczas gdy Louis nagle podszedł bliżej do Lewego.
- Ty? - spytał kpiąc.
Robert usmiechnął się tylko i w mgnieniu oka wygiął głowę Louis'owi. Chłopak upadł bezwładnie wprost na wielką kupkę śniegu.
- Szybko nie mamy czasu - Lewy wziął mnie na ręcę i ruszyliśmy w kierunku samochodu, gdzie siedziała moja rodzina. Wszystkiemu temu się przyglądali z wielkim szokiem. Poczułam lęk i ból, nie chciałam aby widzieli to wszystko, aby poznali ten świat, który ja już znałam. Robert szybko usadowił mnie na miejscu pasażera i sam wsiadł jako kierowca. Zamknął samochód od środka i ruszył naciskając mocno pedał gazu.
- To nie Bugatti Veyron co prawda, ale muszę przyznać nie jest złe - uśmiechnął się do mnie i wytarł dokładnie chusteczką wszystkie plamy jakie miałam na twarzy i bluzce. Następnie nachylił się lekko i zlizał z policzka cieknącą krew. Poczułam jak cała płonę, poczułam chęć ugryzienia Roberta.
- Uważaj! - krzyknęłam widząc stojącego Mario na środku drogi.
Robert zwinnie skręcił kierownicą dodawając lekko gazu, umiejętnie omijając Gotze o kilka centymetrów.
- Proszę, niech to już będzie koniec - wyszeptałam widząc jak mama z bratem zasnęli na tylnich siedzeniach.
- O wszystkim już zapomnieli, wiedzą tylko, że wygrałaś bilet na Warszawski koncert, na który właśnie jedziemy. - odpowiedział zapewniając mnie o nieco większy spokój. - Idź spać, przed nami długa droga - dodał.
- Zabiłeś Louis'a? - spytałam patrząc się na drogę przed sobą.
- Nie, tylko go trochę uspokoiłem, ale to na jakieś parę godzin, może i nawet mniej. Skręcenie karku powoduje u nas tylko omdlenie, zasłabnięcie, nic więcej, jednak przebicie serca drewnem, śmierć - odpowiedział.
Ułożyłam się wygodnie na miejscu i po chwili już zasnęłam.

***

Nie pamiętam co mi się śniło, wiem tylko, że jak się już obudziłam znajdowaliśmy się na ulicy Pięknej w Warszawie. Zapadał już powoli zmrok i robiło się coraz chłodniej. Robert zaparkował samochód zaledwie 500 metrów dalej od wejścia na koncert. Przed bramkami gromadziły się już tłumy w kolejce do przeszukania i wejścia pod scenę.
- Pilnuj się rodziny i pchaj się na sam przód, ja będę cały czas w okół sprawdzał, czy wszystko jest pod kontrolą. - powiedział i uściskał mnie na pożegnanie. Obudziłam mamę i Marcina, następnie wzieliżmy plecak z bagażnika i ruszyliśmy w stronę bramek. Niektórzy ludzie byli bez jakiejkolwiek wyobraźni, nieważne, że stałyśmy z dzieckiem, ryli się pomimo próśb. Kiedy zostaliśmy przeszukani, czym prędzej rzuciliśmy się do biegu do sceny. Mieliśmy zaledwie 100 metrów dalej miejsca od sceny. Widoczność była niesamowita. Koncert zaczął się wielką pompą, jednak ja nie miałam siły na podskoki i krzyki, poprostu stałam i uśmiechałam się do wszystkich lekko kołysząc się w rytm muzyki. Stałam tak dopóki na scęnę nie wyszedł Igor ze swoim zespołem. Poczułam jak serce zaczyna mi wariować. Stanęłam nieruchomo przyglądając się jak dobry kontakt ma z publicznością, a przede wszystkim jaki talent wokalny. Nie mogłam uwierzyć, że znam tego chłopaka, że ten chłopak uratował mi życie.
- 10, 9, 8, 7, 6, 5, 4, 3, 2, 1! Powitajmy rok 2013! - krzyknął prowadzący.
Fajerwerki zapełniły cały obłok granitowego nieba, wszyscy ludzie zaczęli się przytulać i całować, atmosfera jaka panowała w okół mnie zmusiła mnie do łez, do łez szczęścia. Zauważyłam jak Igor ze sceny macha, machał w moją stronę z wielkim uśmiechem, nie wiem czy konkretnie do mnie, ale w głębi duszy podpowiadał mi głos "udało się". Nie mogłam wytrzymać, łzy lały mi się po policzkach ciurkiem, a mama stwierdziła, że po prostu zakochałam się w piosenkarzu i teraz histeryzuję. Kocham ją za to, kocham mojego brata, kocham tatę, chociaż go tu nie ma z nami ciałem, to mam pewność, że gdzieś tu jest i wspiera mnie we wszystkich wyborach, kocham Igora za uśmiech i za to co dla mnie zrobił z Robertem. Tak, Robert, jego błękitne oczy i promienny uśmiech, cóż jego chyba też kocham. Złote i inne kolory fajerwerek rozświeciły całe niebo, ja teraz pragnęłam tylko jednego.
- Mamo muszę iść do toalety - oznajmiłam i wybiegłam szybko wprost za kulisy sceny gdzie znajdował się Igor.
Nie zastanawiając się nad niczym rzuciłam się w jego ramiona z wielkim szlochem.
- Udało się, nie płacz już więcej - wyszeptał mi do ucha mocniej przyciskając do siebie. - Kocham Cię - dodał również przez łzy.
- Ej, bo mnie ubrudzisz krwią. - powiedziałam śmiejąc się przez płacz i wycierając jego krwiste łzy.
- No to co z tego. - odpowiedział i wytarł się cały o moją bluzę. Nie protestowałam już tym bardziej, że Robert dołączył się do nas. Sciskali mnie z obu stron tak mocno, że momentami nie mogłam zabrać oddechu. Po dłuższym czasie łez szczęscia i przytulanek wróciłam do mamy. Nie była zdziwiona faktem, że jestem cała zakrwawiona, ba! Nawet tego nie zauważyła. Po dalszych tańcach nadszedł czas powrotu do domu. W planie mieliśmy wrócić samochodem z mamą, a Robert i Igor patrolować całą trasę. Zabrałyśmy bagaże i ruszyłyśmy w stronę naszego auta. Ulica przez którą szliśmy była zdewastowana i ośmiecona.
- Jak ktoś tak mógł zrobić - spytała mama w szoku.
- Wandale - dodałam.
Nagle przed nami przejechało czarne audi, hamując tuż przed nami z piskiem opon. Stanęliśmy jak wryci, moja mama zaczęła krzyczeć, a mój brat płakać. Wysiadło dwóch dobrze zbudowanych mężczyzn i ruszyli w naszą stronę,a dokładnie w moją. Zaczęłam uciekać, ale jeden z nich mnie dogonił i wsadził do samochodu zatrzaskując za sobą drzwi.
- Wypuść mnie! - krzyknęłam.
- Cicho bądź - odpowiedział tajemniczy głos.
- Proszę wypuść! - krzyczałam nic nie widząc, prawdopodobnie miałam założony worek na głowie.
- Cicho! Taki towar nie chodzi na co dzień po ulicy - usłyszałam chichot drugiego mężczyzny.
Tak naprawdę mój koszmar się nie skończył, co to byli za ludzie? Wiem jedno wampirami nie byli, mogłabym to poznać chociażby po biegu, nie mieli tak dobrej kondycji. Chcę wrócić do domu. Czy Igor i Robert mi pomogą? Na pewno mnie nie zostawią, a co z Mario? On na pewno nie odpuści, w końcu mam jeszcze siedemnaste urodziny, w których również może spełnić swoje marzenie. Z tego co pamiętam tak samo o północy może zrobić ze mną co tylko chce, tym bardziej, że jest wtedy pełnia. Tak naprawdę to nie koniec, to dopiero początek.

***


KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ



***






Kochani dziękuję Wam za wszystko, a przede wszystkim za to, że jesteście i doceniacie moją pracę. Jak już wiecie to koniec części pierwszej, jednak to nie koniec opowieści. Zmienię jednak politykę dodawania nowych rozdziałów, nie będę już tak jak dotychczas dodawała je co 4 dni, jednak co tydzień w każdy poniedziałek,z powodu natłoku nauki. Z góry dziękuję za zrozumienie, zachęcam do dalszego czytania no i oczywiście komentowania i pozdrawiam! :)


Prolog i zapowiedź "Drugiej części" - 20.03
Pierwszy rozdział " Drugiej części" - 24.03





4 komentarze:

  1. Fajny ;)
    Już nie mogę się doczekać drugiej części.
    Miłego pisania ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Aaaaaalllllllllleeeeeeee super nie mogę się doczekać części 2

    OdpowiedzUsuń
  3. Cydnyyy <3 Czekam z niecierpliwością na drugą część :-D

    OdpowiedzUsuń
  4. Oooo jejciu czekam na drugą część <3 to jest świetne :D

    OdpowiedzUsuń