sobota, 5 kwietnia 2014

Rozdział 17


- Nie wstanę - oznajmiłam pokazując skruchę, a jednocześnie protest.
- A ja, wierzę w Ciebie - powiedział zniżając się do mojego poziomu.
-Mówię serio, nie mam siły - wydusiłam zachrypniętym, słabym głosem.
Kol wzdychajac obrócił mnie na plecy, a następnie jedną ręką chwycił mnie pod kolanami, a drugą pod łopatkami. Przez moment uśmiechnął się do mnie chytrze przyprawiajac o zimne dreszcze. Chłopak uniósł mnie w górę i poprowadził tak, aż do samochodu. Usadził na fotelu i porządnie zapiął pas. Następnie usiadł przed kierownicą poprawiając sobie w między czasie włosy w lusterku kierowcy.
- Dlaczego to robisz? - spytałam patrząc na las za szybą.
Kol nie odpowiadając zapalił silnik i wyjechał na główną drogę. Świadoma tego, że nic od niego nie wyciągnę ułożyłam się wygodnie na fotelu. Próbowałam zasnąć, ale nici z tego. Z ciekawości zaczęłam oglądać trasę którą przemierzalismy. Droga cały czas ciągnęła się wzdłuż lasu, a na niebie powoli zaczęło przebijać się słońce. Kol lekko zwolnił i zgasił silnik. Znajdowalismy się na granicy, ale przed nami w kolejce było jeszcze niebieskie BMW.
- Jeśli zrobisz jakiś niepotrzebny ruch, to ci wszyscy ludzie tutaj zgromadzeni zginą przez Ciebie. - oznajmił spokojnie wampir przybliżając się powoli samochodem do granicznego. Mężczyzna tylko przypatrzył nam się z bliska i oglądnął z grubsza paszporty.
- Do Swidania - krzyknął i pomachał ręką dając znak do wyjazdu.
- Cały ten czas znajdowałam się w Rosji?! - spytałam w zupełnym szoku.
- Prosiłem Cię o pozostawienie takich komentarzy dla siebie, ale ty chyba najzwyczajniej tego nie rozumiesz. W takim razie zajmę się Tobą w inny sposób, tak abyś w końcu zrozumiała. - powiedział nieco ostrzej, a jego twarz stała się bardziej naprężona.
- Przepraszam, zapomniałam. - okazałam skruchę i zamknęłam się we własnych myślach, nie wylewając ich na zewnątrz. Wjeżdżaliśmy właśnie do Białegostoku. Miasto, w którym jeszcze nigdy nie byłam zaskoczyło mnie swoją czystością i perfekcyjnoscia. Zauważyłam coś co prawdopodobnie odpowie na jedno z moich pytań. Ciągnący się tłum osób starszych, ale i też młodych par, oraz dzieci kierował się do jednego z kościołów przy głownej ulicy. Zerknęlam na zegarek, który właśnie wskazywał 9.55, a więc była to niedziela. Tylko która? To pytanie również wolałam już zachować dla siebie. Ostatnio tak wiele przeszłam. W zasadzie strach cały czas mi dotrzymywał towarzystwa począwszy od świąt Bożego Narodzenia. Kierując się cały czas na Łódź i Warszawę, Kol wjechał na drogę szybkiego ruchu. Zjeżdzalismy w dół Polski co przyprawiało mnie o niewielką iskierkę nadziei. Z drugiej strony, po co Kol miałby to robić, uratował mnie z ruskiej mafii, a następnie zawozi mnie prosto do domu? To graniczy z cudem. Na pewno kierujemy się do Dortmundu, albo w jego okolice. W samochodzie grało radio właśnie odtwarzając piosenkę którą zawsze towarzyszyła mi kiedy miałam złamane serce Thirty Seconds to Mars "City of angels". Zawsze wtedy świat nie miał dla mnie sensu, załamywal się nie widząc rozwiązania. Uświadomiłam sobie, że tak naprawdę nie miałam pojęcia o tym świecie, o prawdziwych krzywdach, które dzieją się właśnie w tej sekundzie. Ile ludzi teraz umiera, coś boli. Zamyślilam się w tym, gdy nagle spomiarkowałam się, że przyjeżdżamy przez Czestochowę. Serce zaczęło mi mocniej bić widząc zjazdy do Katowic, na które Kol właśnie skręcał. Tak bardzo chciałam wrócić do domu, przytulić mamę i brata, powiedzieć im, że nic mi nie jest. Nigdy tak bardzo czegoś nie pragnęłam jak powrót do rodziny, do poczucia bezpieczeństwa. Kol chyba wyczuł moje podekscytowanie, bo lekko się uśmiechnął. Bałam się już cokolwiek powiedzieć więc zamilkłam gryząc się w język. "Radioactive" The Dragons i myśli związane z powrotem wypełniły całą moją głowę. Niestety nie na długo, dojeżdzalismy do Katowic, a więc do domu dzieliło mnie zaledwie 30 km, wystarczyło tylko zjechać na Kraków w lewo, jednak Kol zamiast to zrobić pojechał prosto, drogą prowadzącą wprost na Cieszyn. Poczułam mocny ucisk w gardle i łzy gromadzące się w kącikach oczu, ale czego mogłam się spodziewać. To wszystko byłoby za kolorowe.
- Dokąd jedziemy?! - krzyknęłam w histerii nie bacząc na wcześniejsze ostrzeżenia.
Kol nie odpowiadał, cały czas przyjmował jeden wyraz twarzy, zły,chłodny i mocno skupiony.
- Dokąd ?! - nie dawałam za wygraną.
W jednej chwili samochód skręcił na zjazd jednej ze stacji benzynowych i mocno się zatrzymał. Chłopak był potwornie wściekły, a w okół jego oczu zaczęły ujawniać się popękane żyły i naczynia krwionośne.
- Prosiłem Cię aniołku, abyś się nie odzywała, ale skoro już to zrobiłaś to poniesiesz tego konsekwencje. - powiedział odwracając się do mnie i mrużąc oczy.
Następnie chwycił moją głowę i lekko wygiał ją do tyłu ukazując sobie całą szyję. Nie czekając na nic, wbił zęby w moją skórę. Całe moje ciało zaczęło płonąć w nieprzyjemnym tego słowa znaczeniu. Czułam jak wysysa całą moją duszę i wszystkie ostatki sił. Nie widziałam kiedy wampir skończył, ani kiedy ruszyliśmy w dalsza drogę. Czułam się potwornie słabo, a obraz przed moimi oczami pokazywał czarne mrówki pomieszane z białym mlekiem.

***

- Jestem głodna - wyszeptalam.
- Zaraz będziemy na miejscu. - oznajmił.
Dostrzegłam w oddali lekko zamazaną tablice wskazujaca, że właśnie jesteśmy w Cieszynie. Kol skręcił w wąska uliczkę przed znakiem, ciągnącą się ku górze i zalesionej polanie. Po kawałku drogi po prawej stronie zauważyłam przepiękne jezioro, które odbijało obraz słońca i małych kłębków chmur. Za jeziorem znajdował się piętrowy, ładnie urządzony dom. Dach pokryty brązowymi nowymi dachówkami, a ściany zadbane i czyste obłożone kostkami brukowymi. Kol zaparkował nieco dalej od budynku, a następnie chwycił mnie w ramiona i niósł pod samo wejście.
- Kol co jest grane? Gdzie jesteśmy?- pytałam go cały czas czując panikę.
Chłopak dalej nie odpowiadał na moje pytania tylko wygial usta w chytrym uśmiechu. Nacisnął na klamkę drzwi wejściowych, a następnie je uchylił umożliwiając nam wejście. Znajdowaliśmy się w niewielkim przedpokoju urządzonym trochę zabawnie i kolorowo. Jednak całość dawała znać, że właściciel tego domu ma wielki gust. Wprost z przedpokoju znajdowało się wejście do wielkiego salonu połączonego z kuchnią. Cały parter kojarzył się z otwartą przestrzenią. Meble potężne i dębowe, na środku stała sofa trzyosobowa ze skóry i oczywiście plazma, na około 50 cali. Kuchnia trochę niewielka, ale zadziwiała swoją wyjątkowością i zadbanym drewnem. W całym domu rozprzestrzeniał się zapach lasu i świeżości. Kol usadził mnie na sofie i sam usiadł obok mnie wyciągając telefon z kieszeni. Kątem oka dostrzegłam, że wybiera kogoś numer, mocno tym faktem rozbawiony.
- Khem, już jesteśmy ... - powiedział do słuchawki.
- Ale spokojnie nie musisz nam już otwierać, rozgościliśmy się. - dodał jeszcze bardziej rozbawiony i schował telefon z powrotem.
Usłyszałam z góry dochodzące kroki, tak jakby ktoś właśnie schodził po schodach. Moje serce przyspeiszyło bicie. Nie wiedziałam czego się spodziewać, lub raczej kogo. O co w tym wszystkim chodzi i co robimy w Cieszynie.
Moim oczom ukazał się dosyć wysoki jak dla mnie blondyn, wyglądał na trzydziestkę, ale jego młodzieżowy styl ubrania i fryzury skutecznie go odmładzał. Może zacznę od opisu włosów. Na bokach nieco krótsze niż na środku blond włosy, natomiast z tyłu lekko zwichrowane. Rysy twarzy męskie i pociągłe, może nie miał idealnych oczu, nosa i ust, jednak nie dało się ukryć, że należał do przystojnych. Z budowy w sam raz, lekko umięśniony co podkreślała czarna podkoszulka. Mówiąc szczerze, moje pierwsze wrażenie było zaskakujące. Był kabareciarzem, poznałam go od razu. Pech w tym, że zawsze mi się podobał, a teraz nie miałam pojęcia kim tak naprawdę jest. Postanowiłam zachować mimo wszystko spokój i opanowanie, musiałam się dowiedzieć o co w tym wszystkim chodzi, ale z rozsądkiem.
- Witaj mała - uśmiechnął się podając mi rękę na przywitanie.
Zawahałam się przez moment, ale postanowiłam nie budować od razu zimnych relacji.
- Jestem Paweł. - powiedział ciepłym, a zarazem męskim głosem siadając na przeciwko nas na fotelu.
Zapadła niezręczna cisza, obawiałam się tego. Kol pisał coś na telefonie, a Paweł przyglądał mi się uważnie, przyprawiając mnie o niepokój. Nienawidziłam tego, nigdy nie lubiłam jak ktoś ewidentnie cały czas mierzy mnie wzrokiem.
- Przepraszam, ale jestem głodna i źle się czuję, mogłabym się napić chociaż wody z kranu - wydusiłam z siebie czując potworne wyczerpanie organizmu  głód.
- A co sobie królewna życzy? - spytał Paweł ponownie przyprawiając mnie o dreszcz emocji.
- Może być nawet zwykła bułka - odpowiedziałam błagająco, czując jak żołądek wykręca mi się z bólu.
- W takim razie już się robi - powiedział i poszedł do kuchni.
Zauważyłam, że w lodówce na półkach znajduję się mnóstwo produktów. Mówiąc szczerze na początku obawiałam się, że Paweł to również wampir, jednak z biegiem czasu wydaję mi się, że byłam w błędzie. Jedzenie w kuchni, porusza się tempem człowieka wszystko wskazuje na to, że jest "normalny". Nagle Kol wstał i podszedł do chłopaka szepcząc mu coś po cichu. Wolałam udać, że tego nie widzę i odwróciłam wzrok w stronę okna. Za nim znajdował się las, wszystkie drzewa pokryte były białym puchem. Zastanawiałam się czy Igor i Robert już o mnie zapomnieli, co słychać u brata i czy mama bardzo przeżywa moją nieobecność. Tak bardzo chciałam ich teraz zobaczyć i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, że nic mi nie grozi, nawet Mario, jakaś szajka mafijna, czy Kol i Paweł. W jednej chwili zauważyłam jak obydwoje się do mnie zbliżają, tyle, że Paweł trzymał talerz pełny kanapek z szynką, serem i pomidorem.
- Proszę bardzo - powiedział podając mi posiłek na kolana i siadając w tym samym miejscu.
Kol postanowił postać i ustawił się za mną, przez co poczułam się obserwowana już z dwóch stron.
- Nie jesteś ciekawa, dlaczego tu siedzisz? - spytał Paweł równie ciepło co przedtem.
- Jestem, ale nie chciałam Wam zakłócać ciszy - odpowiedziałam czując się niebo lepiej.
Zauważyłam jak blondyn parsknął w stronę Kol'a, a następnie ponownie skupił się na mnie.
- Ja nie jestem taki wrażliwy - odpowiedział, zabójczo się uśmiechając.
- Yhym. - westchnęłam potwierdzając.
- Pewnie się zastanawiasz co tu robisz, dlaczego Mikaelson Cię zabrał z tamtego paskudztwa itd. - powiedział nachylając się do przodu.
- Tak. - przytaknęłam.
- Nie dziwię się, że Mario tak za Tobą szaleje, ale ostatnio wymknęłaś mu się spod kontroli i zepsułaś jego dziecięce marzenia. - uśmiechnął się jeszcze bardziej. - Cóż, nie powiem, że mi się to podobało, bo wprost aż skakałem z radości.- dodał przenikając przeze mnie wzrokiem.
- Co masz wspólnego z Mario? Przecież jesteś człowiekiem. - powiedziałam nie wytrzymując już napięcia.
W jednej chwili pożałowałam tych słów. Paweł momentalnie zbliżył się do mnie ukazując wystające dwa kły i zakrwawione worki pod oczami.
- Nigdy nie nazywaj mnie człowiekiem. - wyszeptał mi wśćiekle do ucha nachylając się tuż nade mną.
- A tak a propo, ja również jestem spokrewniony z Mario i w każdej chwili mogę mu dać znać, gdzie jesteś - dodał patrząc mi głęboko w oczy.






***



Kochani jest mi niezmiernie miło poinformować, że mój blog bierze udział w konkursie "Blog Miesiąca". Z tego powodu zachęcam, kto ma ochotę na głosowanie na stronie: Spis blogów 1d

Ps. Pamiętajcie o motywujących dla mnie komentarzach pod rozdziałem ;)




Rozdział 18 - 14.04
Rozdział 19 - 21.04

3 komentarze:

  1. świetny ;))
    czekam na kolejny z niecierpliwością
    miłego pisania :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny! Pisz szybko następny! Życzę weny!:D
    Zapraszam również do siebie:
    http://littlemixonedirectionija.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, jeszcze kilka słów. Proszę ciebie o pomoc, informacje znajdziesz na moim blogu. Jeszcze raz dzięki. :D

      Usuń