niedziela, 1 czerwca 2014

Rozdział 25

Znów światło przebijające się do mojego pokoju obudziło mnie z nie zbyt przyjemnym skutkiem. Potworny ból głowy nasilający również ból kręgosłupa powodował, że ledwo wstałam z łóżka. Igor wczas rano już pewnie pobiegł na próby koncertowe, a Robert za pewne dalej opiekuje się Martą. Coś mi mówi, że jednak z tego coś wyniknie, jednak nie potrafiłam sobie tego wyobrazić zupełnie na poważnie, wręcz zawsze na widok tej dwójki razem kąciki moich ust unosiły się ku górze. Powoli zeszłam na dół w obawie przed obudzeniem mojego brata lub mamy. Zagotowałam szybko wodę na herbatę, zrobiłam kanapki z serem pomidorem i sałatą, a następnie usiadłam przy blacie, powoli przeżuwając każdy kęs. Niestety mój w miarę dobry humor ulotnił się wraz z powrotem wczorajszych słów Mario - " Do zobaczenia jutro". Poczułam okropny lęk mając świadomość, że jestem tu zupełnie sama z mamą i bratem, a Robert i Igor muszą zrobić zupełnie coś innego. Dalej dręczyła mnie nie wyjaśniona jak dotąd historia na temat Kornelii, oraz mnie samej, a dokładniej " jestem adoptowana". Coraz bardziej jedzenie podchodziło mi do żołądka na wszystkie te myśli. Uświadomiłam sobie również, że wczoraj byłam świadkiem całkowitego wyginięcia gatunku wilków, co prawda nie dażyłam ich jakąś szczerą sympatią, jednak nie zasłużyli sobie na taki los. Hayden nie spomiarkował się, że w watasze mają dosyć dobrego aktora, który umiejętnie przybierał postać wilka, a w rzeczywistości był jednym z pierwszych wampirów, w dodatku szpiegiem.
- Hej kochanie - słysząc słowa wchodzącej do kuchni mamy, aż cała podskoczyłam na krześle.
- Hej. - odpowiedziałam mało entuzjastycznie, wiedziałam, że kiedyś ta rozmowa musiała nastąpić.
- Co jest? Ostatnio chodzisz strasznie przygnębiona i zamknięta w sobie, coś się stało? - spytała troskliwie siadając na przeciwko mnie i pijąc w między czasie kawę, której nie znosiłam.
- Musimy porozmawiać - odpowiedziałam patrząc się dogłębnie w jej oczy.
- Ok, mów o co chodzi - oznajmiła kładąc jeszcze ciepły kubek na blat pomiędzy nas.
- Mogę zapytać wprost? - spytałam dłużej już nie mogąc wytrzymać napięcia.
- Nina, bo zaczynam się martwić, mów co jest grane. - zaczęła mnie popędzać i dubać nerwowo skórki w okół paznokci.
- Kiedy mnie adoptowaliście, miałam kogokolwiek ze swojej rodziny, czy zostałam zupełnie sama? - spytałam czując zarówno ulgę, jak i napierające na nas dwie, napięcie.
- Ale, skąd wiesz... Przecież z tatą zrobiliśmy wszystko, żebyś nie musiała ... - urwała.
- Żebym nie musiała wracać do swojego prawdziwego życia, rodziny? - spytałam.
- Przepraszam, że nie pozwoliliśmy Ci wcześniej poznać prawdy - wydusiła z siebie a w jej kąciku oka pojawiła się łza.
- Jest mi przykro, bo myślałam, że mówimy sobie wszystko, traktowałam Cię jak najlepszą przyjaciółkę... mamę - dodałam czując jak powoli zaczynam się rozklejać od wewnątrz.
- Właśnie dlatego chciałam Cię chronić, zostałaś zupełnie sama już w wieku paru miesięcy - zaczęła się tłumaczyć.
- Uchronić przed czym, przed prawdą? - spytałam jeszcze w większym gniewie.
- Bałam się, że przeżyjesz wstrząs z którego trudno Ci się będzie już pozbierać, najpierw śmierć taty, potem twoja operacja... - urwała.
- Nie mam ochoty już o tym więcej rozmawiać, idę do siebie - postanowiłam czując jakbym zaraz miała wyjść z siebie.
Całe południe siedziałam sama w swoim pokoju zastanawiając się nad swoim losem. Moje życie to jeden wielki znak zapytania, wiem, że teraz muszę być silna i nie mogę dać się złamać. "Mama", pojechała godzinę temu z Frankiem do jakiegoś sklepu. Nawet nie miałam ochoty słuchać co do mnie mówi, a tym bardziej co robi. Nagle z zamyśleń na dywanie wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Pospiesznym krokiem zeszłam na dół, jednak na moment się zawahałam, przypominając sobie zapowiedź przybycia dzisiaj Mario. W sumie jeśli to on, nie musiałby dzwonić tylko po prostu by wszedł i panoszył się w całym moim domu. Postanowiłam dłużej się nie zastanawiać tylko otworzyć.
- Witaj, daję Ci dosłownie 5 minut na wyjście z domu, inaczej ... - urwał i lekko wyszczerzył swoje kły Kol.
- Po co? - spytałam cofając się o krok w tył.
- Bo tak, zostały już zaledwie 4 minuty. - dodał i oparł rękę niedbale o framugę.
- Nigdzie się nie wybieram, a tym bardziej z Tobą, cześć - zamknęłam pospiesznie drzwi i wzięłam głęboki oddech.
- Czy sam Mario musi tu ruszyć swój tyłek żebyś i tak musiała wyjść? - spytał znudzonym tonem.
- Dokąd idziemy? - spytałam stojąc już tuż obok Kol'a .
- Powiem Ci, że się nie spodziewałem, że aż tak szybko dasz się przekonać - zachichotał, po czym lekko przerzucił mnie przez ramię.

***

Nic nie pamiętam, ostatni moment jaki utkwił w mojej głowie był kiedy razem z Kol'em stałam na werandzie przed moim domem. Nagle szybko podniosłam się na rękach, co spowodowało ogromny ból głowy, jednak nie to było teraz moim największym problemem. Rozejrzałam się dookoła, znajdowałam się w średnim, nowocześnie przyrządzonym pokoju. Na środku, gdzie właśnie się znajdowałam stało ogromne podwójne łoże z baldachimem. Cała jasna kolorystyka pomieszczenia nadawała pokojowi przestronność. Na przeciwko łóżka znajdowało się kolejno biurko, szafa i okno po lewej. Po prawej stronie były drzwi, również jasne. Nie zastanawiając się nad niczym powoli, w miarę swoich możliwości podeszłam do nich naciskając klamkę. Jednak los nie był dla mnie tak życzliwy, gdyż były tak jak się domyślałam zamknięte. Wyjrzałam lekko przez okno, zauważyłam ogromny dobrze zadbany ogród oraz podjazd prowadzący do wielkiej bramy. Po przeciwnej stronie ulicy znajdował się wysoki wieżowiec, prawdopodobnie biurowiec. Mogłam tylko przypuszczać, że własnie znajduję się w potężnej bogatej willi położonej w samym centrum jakiegoś miasta, raczej nie w Polsce. Nagle usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi. Momentelnie odwróciłam się w ich stronę, aby zobaczyć kogo się spodziewać.
- No witam - wszedł luzacko Louis, szybko zamykając za sobą drzwi na klucz, który schował do tylniej kieszeni na zamek.
- Nie przywitasz się? - spytał coraz bliżej podchodząc do mnie.
- Wyjdź! - krzyknęłam w ataku histerii, kiedy delikatnie musnął mój policzek.
- Powiedziałam wyjdź! - ponownie krzyknęłam, jednak na końcu załamał mi się głos.
- Nie mam takiego zamiaru. - odpowiedział szeptając mi do ucha, następnie chwycił za oba moje nadgarstki i wykręcił je do tyłu zmuszając mnie do jęku.





Witam w 25 rozdziale ;)
Niestety nadal cierpię na brak komentarzy z Waszej strony, a czytelników coraz więcej. Dalej mam lekki dylemat, czy zabrać się za pisanie Części III. To wszystko zależy od Was i Waszych opinii, pozdrawiam ! :*



Rozdział 26 - 08.06.
Rozdział 27 - 15.06.
Rozdział 28 (Finałowy "Części II") - 22.06.

5 komentarzy:

  1. świetny rozdział tylko trochę krótki :-D

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem :) Czy musiałaś zakończyć rozdział w takim momencie??? I jak ja doczekam do 8 czerwca?
    Przepraszam, że nie komentowałam na bieżąco, czasem jak zaglądałam by przeczytać była 1 czy 2 w nocy, a ja wtedy uwierz mi nie mam weny do pisania komentarzy ;) Na pewno się poprawię :)
    Zapraszam do mnie http://new-life-with-you-baby.blogspot.com. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście pisz część III. Ja tu na pewno będę :) Świetnie piszesz :) To opowiadanie jest inne od wszystkich i dlatego mega ciekawe :)

      Usuń
  3. świetny rozdział nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów:-) oczywiście pisz część III :-D

    OdpowiedzUsuń
  4. Zaczęłam czytać niedawno, więc na razie wstrzymam się z komentarzami, ale jest coś co tygryski lubią najbardziej ^^
    Zapraszam na www.rock-and-football.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń