poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Rozdział 33

- Odjęło Ci mowę, czy po prostu, aż tak się mnie boisz? - ponownie zachichotał w moje ucho, doprowadzając mnie już tym, całkiem do szaleństwa wewnątrz mnie.
- Jeśli, zaraz mnie nie puścisz, pożałujesz - syknęłam.
- Ostra dziewczynka - zawarczał dalej będąc w tej samej pozycji przez dłuższą chwilę.
Poczułam jak telefon mi wibruje, ale niestety w żaden sposób nie mogłam się do niego dostać. Zapewne moja mama już odchodzi od zmysłów, oczywiście ponownie przeze mnie i moją lekkomyślność.
- Powoli zaczyna mnie to irytować - warknął Louis wyjmując natychmiast mój telefon. Spojrzał tylko chwilę na wyświetlacz, a następnie rzucił nim z potwornym hukiem w scianę, powodując tym, rozpad na kilkanaście kawałków.
- Nie wiem, czy masz pojęcie, ale on był drogi! - krzyknęłam prubójąc się wyrwać na marne.
- To jak idziemy do Twojego pokoju, czy zrobimy to tutaj - zawarczał ponownie do mojego ucha.
- Louis, bo ... - urwałam. Za wszelką cenę chciałam temu wszystkiemu zaprzestać i uciec z tąd jak najdalej, tylko musiałam wpaść na jakieś w miarę realne wytłumaczenie. - Zaraz tu będzie Igor z Robertem - palnęłam, mając świadomość, że to chyba nie najlepsza wymówka.
Chłopak jeszcze bardziej napiął wszystkie swoje mięśnie i zmusił mnie, abym popatrzyła w jego oczy. Jedyne co w nich dostrzegłam, a co mi w zupełności wystarczało to ogromną nienawiść i pożądanie. Przełknęłam głośno ślinę, mimo, że bardzo starałam się tego uniknąć, na co szatyn szyderczo się uśmiechnął.
- W takim razie, mam dla nas wszystkich jeszcze lepszy scenariusz. - parsknął i z wielką siłą wrzucił mnie do malutkiego i ciemnego pomieszczenia, gdzie po chwili usłyszałam odgłos zamykania kluczy od zewnątrz.
- Pięknie - powiedziałam sama do siebie. - Teraz nie dość, że i tak miałam zginąć, to jeszcze pewnie przez moje durnowate kłamstwa i wymyślania bezsensownych planów, będę cierpieć i jeszcze raz cierpieć stokroć bardziej. Skuliłam się w kłębek w jak najdalszy ciemny kąt i tylko czekałam, aż drzwi ponownie się otworzą i ujrzę w nich rozwścieczoną twarz Tomlinsona. Kiedy byłam mała zawsze z mamą i tatą nazywaliśmy to pomieszczenie "garderobą". W rzeczywistości jednak zawsze to była graciarnia pełna różnorakich rzeczy.
- Nina siedź cicho i nie rób głupstw, zaraz przyjdę - krzyknął uradowanym głosem Louis pozostawiając po sobie ciszę, jak i lekką nadzieję dla mojej osoby. Pewnie poszedł rozejrzeć się, czy przypadkiem nikt się już nie zbliża. To moja jedyna szansa, jak teraz nie uda mi się stąd wydostać i uciec, to już będzie po mnie. Podeszłam bliżej drzwi, próbując je w jakikolwiek sposób otworzyć, ale niestety ani drgnęły. Nie wiem co ja sobie wyobrażałam, myśląc, że ten plan wypali. Zaczęłam mocniej trzaskać, jednak zamiast sobie pomóc, tylko utrudniłam. Usłyszałam natychmiastowe zbliżające się kroki w moją stronę. Ponownie wybrałam zaciemniony kąt i chwyciłam przedmiot pod ręką, miejąc nadzieję, że będzie on chociaż trochę skuteczny w obronie.
Nagle drzwi otworzyły się na oścież, a w nich ujrzałam rozbawionego Tomlinsona. Rozglądnął się lekko, po czym bez problemu mnie zauważył. Nie czekając na nic, ruszyłam w jego stronę, waląc prosto w jego głowę, jak się okazało starym szarym żelazkiem, który należał jeszcze do babci. Chłopak runął na ziemię, a ja na nic nie czekając wybiegłam na zewnątrz. Było tak ciemno, że w pewnym momencie zastanawiałam się, czy dobrze  wiem gdzie jestem. Dopiero po chwili odetchnęłam z ulgą widząc znaną mi już drogę prowadzącą do miasta, gdy nagle poczułam mocny ucisk na biodrach, który zmusił mnie do nagłego zatrzymania się w miejscu. Zostałam gwałtownie odwrócona w stronę osoby, która to spowodowała.
- Teraz, będziesz żałować nawet tego, że się w ogóle urodziłaś - wysyczał te słowa z takim jadem, że aż poczułam jak robi mi się nie dobrze i słabo. Widząc moją reakcję puścił mnie momentalnie, przez co boleśnie upadłam na chodnik. Zaraz potem czując mocny ucisk w okolicach jamy brzusznej, prawdopodobnie spowodowany kopnięciem, wygięłam się w bolesnym łuku, lekko pojękując. Po wykonaniu tej czynności jeszcze pięć razy, Louis chwycił mnie za ramiona i uniósł, dzięki czemu teraz nasze spojrzenia się spotkały, a moje nogi delikatnie znajdowały się w powietrzu.
- Miażdżysz mi ramiona - wybełkotałam, czując w ustach gorzki smak krwi, przeplatający się z suchością.
- Mam się tym przejąć, kochanie ? - zaśmiał się mi prosto w twarz, jedyne co mi się udało zrobić to idealnie splunąć wprost na niego. Zobaczyłam jak cały staje się purpurowy, a jego kruczoczarne tęczówki zaraz przepalą moję z wściekłości. Miałam z tego satysfakcję, bo udało mi się przynajmniej zdjąć ten jego perfidny uśmiech z twarzy.
- Puść ją. - usłyszałam za sobą warkot.
- A już myślałem, że mnie okłamałaś, a jednak królewicz na białym koniu się zjawił. - na twarzy Louisa ponownie pojawił się uśmiech, na co wzdychnęłam z bezradności, a następnie jęknęłam kiedy opuszczono mnie mimowolnie z powrotem na beton.
Świetnie, po prostu kocham być tak traktowana przez wszystkich. Wstałam po dłuższej chwili lekko chwiejąc się na nogach, byłam z siebie dumna, że i tak udało mi się to zrobić. Zmrużyłam delikatnie oczy, aby bardziej się przyjrzeć sytuacji i zdarzeniom dziejącym się w okół mnie. Niestety jedyne co zauważyłam to dwóch idiotów obkładających siebie wzajemnie pięściami i niszczącymi wszystko po swojej drodze. Jak zwykle Louis po chwili się zmył, zapewne, aby nie obić sobie bardziej swojej mordki, a Igor wolnym krokiem zmierzał w moją stronę. Widząc to ruszyłam dalej w kierunku miasta i domu Marty, jednak chłopak nie dawał za wygraną i podążał za mną szybkim krokiem.
- Dziękuję - wybełkotałam czując narastające łzy w kącikach oczu.
- Nina nie o to mi chodzi, proszę porozmawiajmy. - chwycił mnie za dłoń zmuszając abym przystanęła.
- O czym ?! Jakim sposobem zabiłeś moją matkę, albo jak mnie planowałeś zabić ?! - krzyknęłam próbując nie okazywać mu łez.
- Wysłuchaj mnie od początku. - zrobił smutną minę, na którą myślał, że się nabiorę.
- Igor, mam dość, moja mama teraz czeka na mnie i na śmierć się martwi co się ze mną dzieję, wszystko mnie boli i jedynie o czym teraz marzę to kąpiel i ciepłe łóżko. Nie wiem kiedy i czy w ogóle będe chciała już usłyszeć Twoją historię, ale na pewno nie teraz. - powiedziałam starając uspokoić w sobie wszelkie emocje.
- Rozumiem i będę robił wszystko, abyś mi wybaczyła. - oznajmił puszczając moją rękę. - Mogę Cię przedostać do domu Marty jak chcesz - nagle zaproponował zbijając mnie z tropu.
- Skąd wiesz, dalej mnie śledzisz ?! Z resztą nie ważne, sama dojdę - zaprotestowałam i ruszyłam przed siebie.
- Ale na pewno, bo ... ? - spytał, ale mu przerwałam.
- Igor ! - czułam jak się gotuję aż po sam czubek głowy, a mój wzrok wyrażał tylko trzy słowa " Zaraz Cię zabiję". Mając nadzieję, że już się poddał ponownie ruszyłam.
Dłoga wlokła się niemiłosiernie, a wszystkie mięśnie, rany, siniaki i kości dawały o sobie znak coraz to bardziej. Nie mogłam nawet sprawdzić która jest godzina i choćby zadzwonić do mamy, żeby się nie martwiła, że dalej jestem cała i nic poważniejszego mi nie jest. Idąc tak sobie pogrążyłam się w wielu myślach. Zawsze lubiałam noc, wydawała mi się taka tajemnicza i fascynująca, jednak teraz kojarzy mi się jedynie z kłopotami i ciągnącym się niemiłosiernie strachem.
Stanęłam na niewielkim ganku, odgarnęłam włosy do tyłu, jakby miało to chociaż w najmniejszym stopniu zmienić mój aktualny przerażający wygląd. Następnie delikatnie nacisnęłam na dzwonek domowy.
- Tak się martwiłam. - momentalnie drzwi się otworzyły, a zaraz z nich wybiegła moja mama, która tak mocno mnie przytuliła, że aż musiałam wydać z siebie cichy jęk z bólu.
- Mamuś ja też się cieszę, ale to boli. - lekko odsunęła się na moje słowa i wpóściła mnie do środka. Rodzice Marty już spali, więc aby ich nie obudzić delikatnie na palcach weszłyśmy do oddalonego pokoju Marty. Dziewczyna, gdy tylko mnie zobaczyła mocno się uśmiechnęła i już miała mnie wyściskać jednak szybko ją od tego powstrzymałam.
- Tak się martwiłyśmy. - wydusiła z siebie, a mamie zaczęły lecieć łzy.
- Nie mamo proszę Cię - skierowałam się do niej i poklepałam ją po ramieniu.
- To łzy szczęścia. - odpowiedziała siadając obok Marty na łóżku.
- Myślałam, że to Louis Cię gdzieś zaciągnął, więc natychmiast pobiegłam do naszego domu, ale okazało się inaczej. - wytłumaczyłam lekko zerkając na dziewczynę, której zrobiło się głupio, bo policzki zaczęły jej płonąć od czerwonej barwy.
- Przepraszam, mam świadomość co zrobiłam i jak bardzo jestem nieodpowiedzialna, ale po prostu nie wiedziałam, że już jest ta godzina, a w dodatku ten rozładowany telefon. - zaczęła się tłumaczyć.
- To mogę zrozumieć, ale to że byłaś u Kornelii? - spytałam lekko poirytowana.
- Powiedziała, że pokaże mi jak kontrolować podstawowe zmysły i najskuteczniej polować na króliki. - dziewczyna schowała twarz w dłoniach.
- Króliki? Nie pomyślałaś, że za tym mogło coś stać?! Przecież ta dziewczyna nie żyje bez intryg i nie pomaga innym tak bezinteresownie. - wybuchłam nie mogąc już dłużej wytrzymać.
- Wydawała się być miła, naprawdę nie rozumiem czemu jej nie lubisz. - na te słowa po prostu mnie zamurowało. Nie miałam ochoty być tam ani sekundy dłużej.
- Najwidoczniej zrobiła Ci pranie mózgu i zapomniałaś o tym wszystkim, co Ci mówiłam. - syknęłam. - Mamo chodź, nie wytrzymam tu dłużej. - oznajmiłam chwytając ją za rękę i wychodząc razem z domu.
- Przecież nie możecie tak wyjść, u Ciebie jest niebezpiecznie! - próbowała nas zatrzymać Marta jednak ja i tak przystałam na swoim.
Usiadłyśmy na pobliskiej ławce niedaleko centrum, odkładając plecaki z potrzebnymi rzeczami. Nigdy nie czułam się tak oszukana przez Marta. To była jeszcze jedyna osoba, która była dla mnie szczera i nigdy mnie nie zraniła, aż do teraz.
- I co teraz ? - spytała mnie mama patrząc przed siebie.
- Zaraz coś wymyślę. - zaczęłam nerwowo dubać skórki w okół paznokci i tak samo jak mama patrzyłam w krajobraz przed sobą, nie wiedząc co dalej.
- Dobry wieczór. - usłyszałam i dostrzegłam, że ktos podaję rękę mojej mamie, przez co serce zaczęło mi mocniej i szybciej bić. - Nina, co Wy tu robicie ? - popatrzył na mnie Robert z wyrzutami, a moja mama zachowywała się tak jakby zobaczyła ducha.
- Tak wiem, że jestem nieodpowiedzialna za siebie jak i mamę, ale ... - przerwano mi co chyba już jest częste w stylu bruneta.
- Nie tłumacz się już, chodźmy stąd jak najszybciej. - wtrącił i zabrał nam plecaki kierując do swojego już dobrze mi znanego samochodu "Bugatti Veyron"
W aucie przez całą drogę panowała grobowa cisza, chyba nikt już nie miał sił na jakiekolwiek rozmowy. Wiem tylko tyle, że Robert postanowił zabrać nas do siebie bez jakichkolwiek sprzeciwów. Jak się później okazało wykupił sobie kolejny dom całkiem niedaleko naszego miasteczka. Kiedy wjeżdżaliśmy na podjazd zauważył moje zdziwienie jak i gniew, na co zareagował lekkim uśmiechem. Wpuścił nas do środka i pokazał pokoje, gdzie możemy się rozpakować. Kiedy tylko wszystko w miarę uporządkowałyśmy pobiegłam do łazienki, gdzie wzięłam gorący prysznic. Woda odprężyła wszystkie moje spięte mięśnie i oczyściła brudy z ran. Przebrałam się w jedyną dłuższą koszulkę, w której często śpie i rozczesałam włosy. Całe pomieszczenie jak i jednopiętrowy domek był urządzony mocno w stylu nowoczesnym, w przeważających barwach bieli, beżu i czerni. Łazienka była niewielka, ale za to bardzo gustowna, kuchnia połączona była wraz z salonem i przedpokojem, gdzie znajdowały się niewielkie szklane schody, prowadzące na pierwsze piętro, gdzie znajdowały się cztery sypialnie i jedna łazienka. Szybko opusciłam to pomieszczenie i wróciłam do pokoju. Ku mojemu zdziwieniu mojej mamy w nim nie było, więc rozpoczęłam poszukiwania. Zeszłam delikatnie na dół i widząc co się dzieje, kompletnie mnie zamurowało. Moja mama wraz z Robertem postanowili pobawić się trochę razem w kuchni i zrobić pizzę. Po cichutku usiadłam na stołku barowym przy wysepce kuchennej, tak aby mnie nie zauważyli. Opowiadali sobie wzajemnie różne kawały, które nawet nie były śmieszne, a pomimo to obydwoje śmiali się bez przerwy.
- Nina i tak wiem, że tu jesteś i przyglądasz nam się od dłuższej chwili. - nagle Robert odwrócił się w moja stronę podając mi już gotowy kawałek pizzy do zjedzenia.
- Dziękuję - odpowiedziałam dalej miejąc wielkie oczy ze zdziwienia. No tak głupia ja zapomniałam, że przecież jest wampirem i ma wyczulone zmysły na wszystko.
Po wspólnym zjedzeniu moja mama poszła się już położyć, a ja w tym czasie postanowiłam pomóc Robertowi pozmywać po nas naczynia.
- Nie wiedziałam, że tak świetnie dogadasz się z mamą - uśmiechnęłam się pod nosem.
- Szczerze ? Strasznie Ci jej zazdroszcze, to najlepsza kobieta na świecie, oczywiście nie wliczając to w Ciebie. - słysząc te słowa poczułam jak policzka zaczynąją się robić różowe. Co się ze mną dzieje? Normalna ja, już dawno by mu zaprzeczyła i pokłóciła się na różnorakie sposoby.
Nagle poczułam chłodne dłonie, które spoczęły na moich biodrach. Robert widząc, że nie protestuje, zaczął delikatnie całować moją szyję, przez co poczułam pojedyncze przyjemne dreszcze przecinające moje ciało. Chłopak odwrócił mnie w swoją stronę jeszcze mocniej do siebie przytulając. Jego usta wędrowały teraz po całym moim obojczyku, a następnie wróciły na szyję delikatnie zmierzając do mojej twarzy, gdy nagle poczułam je na swoich ustach. Nie czekając na nic również odwzajemniłam jego czuły pocałunek, jedną ręką głaszcząc jego plecy, a drugą tarmosząc jego włosy na głowie. Chłopak delikatnie uniósł mnie,dzięki czemu siedziałam już na blacie, a on dalej sprawiał mi coraz więcej przyjemności pocałunkami.






Mam nadzięje, że Was nie zanudzam :) Pamiętajcie o komentarzach, które zawsze motywują.



Rozdział 34 - 12.08
Rozdział 35 - 19.08

2 komentarze: